U Piotra Bojarskiego kryminalna historia i wartka akcja w istocie są tylko pretekstem do pochwalenia się przed czytelnikami uwielbieniem dla Poznania, jego architektury i atmosfery. Tej z okresu międzywojennego, kiedy dziennikarze po trupach walczyli o newsa, a komisarz nieraz musiał pałętać się po podłych wyszynkach bliższych lunaparom, niż pykając fajkę rozwiązywać skomplikowane zagadki. A tu czasem i w mordę lumpom dać trzeba, a i kopnąć w czułe miejsce. Bo u takich trudno o respekt nawet i przed policyjną blachą.
Za to Piotr Bojarski wiedzie swoich czytelników za rączkę po centrum Poznania, przybliża historię powstania gmachu uniwersytetu. Trochę zmyśla, kiedy każe odkryć przed policjantami inżynierowi ochlaptusowi tajne podziemne przejście, przesuwa też niektóre wydarzenia w czasie. Ot, choćby mecz bokserski Polska-Niemcy lekko przyśpiesza, choć rzeczywiście odbył się on w roku 1931, kiedy dzieje się akcja „Szmerów”. I co ważne – i na prawdziwym ringu, i tym w książce – Polacy pobili Niemców. Dumni z wygranego powstania wielkopolskiego i wywalczonej niepodległości.
Kto lubi klimat powieści Marka Krajewskiego, ale chciałby przeczytać historię nieco mniej mroczną, za to wlewającą do serca cieniutką strużkę narodowej dumy, ten znajdzie w książce Piotra Bojarskiego znacznie więcej niż tylko z polotem i wprawą napisaną rozrywkową powieść.
Zobacz też: Bratanek Alana Turinga: Gdyby nie Polscy kryptolodzy, złamanie szyfru Enigmy nastąpiłoby co najmniej o rok później
