Polski Gułag nad Wisłą. Polskie obozy pracy były wzorowane na sowieckich łagrach

Paweł Stachnik
Obóz w Jaworznie był największy w Polsce
Obóz w Jaworznie był największy w Polsce Archiwum
Od 1944 R. funkcjonują w Polsce obozy prac, a nowa komunistyczna władza chętnie korzysta z pracy przymusowej. Żołnierze-górnicy pracowali siedem dni w tygodniu po 12 godzin, ale wydajność schorowanych i wygłodzonych więźniów była niska.

Gdy w 1944 r. Armia Czerwona zaczęła zajmować ziemie polskie specjalne oddziały NKWD przystąpiły do „oczyszczania tyłów” z elementów wrogich i niebezpiecznych. Zaliczano do nich przede wszystkim żołnierzy Armii Krajowej (niekiedy też Narodowych Sił Zbrojnych i Batalionów Chłopskich). Zmobilizowane w ramach Akcji „Burza” oddziały partyzanckie były rozbrajane, a ich żołnierze aresztowani i umieszczani w obozach. Taki był początek funkcjonowania polskiej odnogi stalinowskich łagrów.

Akowcy w obozach

Jak pisze prof. Bogusław Kopka, autor książki „Gułag nad Wisłą. Komunistyczne obozy pracy w Polsce 1944-1956”, pierwsze obozy i więzienia dla żołnierzy AK powstały w Miednikach Królewskich koło Wilna, w Lublinie na Majdanku i w tamtejszym zamku, w Białymstoku oraz w Bakończycach pod Przemyślem.

Zakładane przez NKWD łagry były dwojakiego rodzaju. Jedne miały stały charakter, a często wykorzystywano do tego celu infrastrukturę po funkcjonujących jeszcze do niedawna obozach hitlerowskich. Tak było w przypadku Majdanka, a także - rzecz mało znana - w Auschwitz, gdzie w części dawnego obozu Sowieci przetrzymywali jeńców niemieckich oraz cywilów z Górnego Śląska, Opolszczyzny i Bielska-Białej, w tym wielu Polaków.

Inne enkawudowskie obozy były przejściowe i zakładano je zaraz po przejściu frontu, nieraz po prostu ogradzając drutem kolczastym kawałek łąki. Akowców przetrzymywano w ziemiankach, a czasami wręcz w wykopanych w ziemi dołach. W obozach tych partyzantów przesłuchiwano, niekiedy zmuszano do wstąpienia do 1. Armii Wojska Polskiego, czasem rozstrzeliwano, a najczęściej wywożono do łagrów w głębi ZSRR.

Tak było np. w obozie w Trzebusce koło Sokołowa Małopolskiego, gdzie akowców trzymano w ziemiankach. Działał tam Trybunał Wojenny 1. Frontu Ukraińskiego, który wydawał wyroki śmierci. Wykonywano je metodą katyńską w sąsiednim lesie w miejscowości Trzebuska. Dziś miejsce to nazywane jest Małym Katyniem.

Sowieckie obozy filtracyjne dla akowców funkcjonowały m.in. w Błudku na Lubelszczyźnie, Janowie Lubelskim, Poniatowej, Krzesimowie, Skrobowie, Rembertowie (największy), Krześlinie, Sokołowie Podlaskim i wielu innych miejscach.

Obozy dla Niemców

Kolejną kategorią obozów zakładanych przez Sowietów na ziemiach polskich były obozy jenieckie dla Niemców. Trafiali do nich jednak nie tylko jeńcy z Wehrmachtu, ale także członkowie NSDAP i Hitlerjugend, volksdeutsche, urzędnicy, a często także po prostu zwykli Niemcy, a nawet Polacy ze Śląska czy Pomorza uznani przez Sowietów za Niemców.

Rosjanie wykorzystywali zatrzymanych do demontażu i wywozu fabryk, elektrowni. Warunki panujące w obozach były ciężkie. „Jeńców” przetrzymywano w zrujnowanych barakach lub budynkach, źle karmiono, maltretowano, zmuszano do pracy nad siły. Część z nich wysyłano do obozów pracy w ZSRR.

„Złą sławą, ze względu na panujące w nim warunki, owiany był obóz w Toszku. W ciągu czterech miesięcy jego istnienia zmarło w nim co najmniej 1450 więźniów spośród 4,5 tysiąca osadzonych. […] Więźniowie wykonywali bez żadnych przerw ciężkie prace polowe, otrzymując bardzo mizerne wyżywienie; mieszkali przy tym w maksymalnie zagęszczonych izbach budynku byłego szpitala psychiatrycznego” - czytamy w „Gułagu nad Wisłą”.

Sowieckie obozy zostały zlikwidowane do końca 1945 r. Część z nich rozwiązano, a część przekazano polskim służbom bezpieczeństwa. Bo także rodzima SB zaczęła zakładać swoje własne łagry. Przeprowadzane przez nią aresztowania szybko zapełniły więzienia i już istniejące obozy. A jako że zatrzymanych było coraz więcej, zaczęto więc zakładać nowe ośrodki obozowe pod patronatem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Jak podaje prof. Kopka, pierwszym był obóz w podlubelskim Krzesimowie. Utworzono go w październiku 1944 r. pod nazwą Obóz Pracy Przestępców Politycznych i Podejrzanych. Miał być przeznaczony dla Niemców, volksdeutschów, żołnierzy AK i NSZ, ale także dla zwykłych przestępców kryminalnych. Zatrzymanych kierowano tam na czas nieokreślony.

Więźniowie pracowali w kamieniołomie, przy wycince drzew, na roli, przy zwierzętach oraz w młynie i magazynie zbożowym. Pracowały również dzieci powyżej 12 roku życia. Wiosną 1945 r. w obozie wybuchła epidemia tyfusu, w wyniku której zmarło 420 więźniów. Ich zwłoki grzebano w pobliskim zagajniku. Bardzo wysoka śmiertelność wśród osadzonych sprawiła, że łagier był stopniowo likwidowany.

Jak zauważa autor, podobne epidemie wybuchały wówczas we wszystkich większych obozach: Warszawie, Gdańsku, Świętochłowicach, Mysłowicach, Sikawie, Jaworznie, Krakowie, Potulicach… We wszystkich z nich panowały bowiem fatalne warunki sanitarne. Więźniowie byli kiepsko odżywiani, pracowali ponad siły, a strażnicy znęcali się nad nimi. Wszystko to sprawiało, że śmiertelność w łagrach MBP była wysoka.

System nieopłacalny

W kwietniu 1945 r. minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz powołał cztery tzw. Centralne Obozy Pracy. Znajdowały się w Warszawie, Krzesimowie, Potulicach oraz w Jaworznie. Kierownictwo COP-ów miało zajmować się koordynowaniem planów produkcyjnych, właściwym wykorzystaniem pracowników i pozyskiwaniem materiałów dla podległych sobie placówek.

Praca przetrzymywanych w obozach MBP więźniów miała służyć gospodarce kraju. Zatrzymanych kierowano więc do fabryk, przedsiębiorstw, kopalni i państwowych gospodarstw rolnych, a instytucje te płaciły za ich pracę. Płaciły mniej niż normalnym zatrudnionym, więc teoretycznie korzystanie z przymusowej siły roboczej powinno być opłacalne. Jak jednak czytamy w „Gułagu nad Wisłą”, w rzeczywistości tak nie było. Więźniowie pracowali bowiem mniej wydajnie, a poza tym brakowało wśród nich fachowców. Zdarzało się, że do śląskich kopalń kierowano niemieckich rolników z Pomorza, którzy zupełnie nie potrafili się odnaleźć w ciężkich warunkach kopalni.

Częste były wypadki, że komendanci lokalnych obozów wynajmowali więźniów prywatnym przedsiębiorcom, a pieniądze chowali do kieszeni. Ministerstwo wydawało okólniki zabraniające takich praktyk i nakazujące przekazywanie siły roboczej przede wszystkim instytucjom państwowym. Wszystko to sprawiało jednak, że w ostatecznym rozrachunku system pracy przymusowej oparty na obozach był nieefektywny i nieopłacalny.

Siłą do kopalni

W 1945 r. Sowieci wywieźli z Polski 15 tys. śląskich górników do pracy w swoich kopalniach. W zamian za nich przekazali stronie polskiej ponad 40 tys. niemieckich jeńców wojennych, którzy mieli zastąpić ubytek siły roboczej w górnośląskim przemyśle wydobywczym.

Do jeńców dołączono volksdeutschów i „wrogów ludu”, a następnie skierowano do obozów utworzonych przy kopalniach Krakowskiego i Dąbrowskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Pracowali tam w ciężkich warunkach przy wydobyciu węgla.

Pod ziemię kierowano także kobiety i młodocianych, uznając to za rzecz korzystną przy dużym braku rąk do pracy (nota bene dla autora książki jest to dobry powód, by wbić szpilkę specjalistom do gender studies…).

Mimo że w końcu 1945 r. liczba jeńców pracujących w kopalniach przekraczała 35 tys., z czasem okazało się, że podobnie jak w przypadku obozów niekopalnianych, praca taka jest mało opłacalna. Wydajność schorowanych i wygłodzonych więźniów była niska, a koszty utrzymywania obozów zbyt wysokie w stosunku do wyników finansowych kopalń.

Kres przykopalnianym obozom położyła decyzja ministrów spraw zagranicznych czterech mocarstw, którzy na konferencji w Moskwie w kwietniu 1947 r. postanowili, że wszystkie państwa przetrzymujące jeszcze jeńców uwolnią ich do końca 1948 r. W związku z tym Polska zlikwidowała swoje obozy jenieckie, wysyłając więźniów do Niemiec.

Pojawił się wtedy problem, czym zapełnić tę lukę. Szef Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego gen. Edward Ochab wystąpił z pomysłem, by do kopalń oddelegować żołnierzy. W tym celu stworzono wojskowe bataliony pracy podległe organizacji „Służba Polsce” i kierowano do nich osoby podejrzane dla nowej władzy: członków AK, uczestników konspiracji, ludzi o niewłaściwym pochodzeniu klasowym itp. W czerwcu 1951 r. pierwsze bataliony skierowano do pracy w górnictwie.

Służba w nich była bardzo ciężka. Żołnierze-górnicy pracowali siedem dni w tygodniu po 12 godzin. Wolne przypadało tylko w święta państwowe. Praca była wyniszczająca. Młodzi ludzie zapadali na gruźlicę, dolegliwości kręgosłupa i narządów ruchu, nerwicę. Częste były też wypadki pod ziemią, w których ponosili śmierć lub zostawali kalekami.

Ze zniszczonym zdrowiem wracali do cywilnego życia, ale tam ciągnęło się za nimi odium służby w batalionach górniczych i opinia „elementu podejrzanego”.

Piekło w Jaworznie

Największy obóz w stalinowskiej Polsce mieścił się w Jaworznie koło Katowic. W latach 1945--1949 funkcjonował tam Centralny Obóz Pracy. Tworzyło go kilkadziesiąt drewnianych baraków, otoczonych podwójnym ogrodzeniem z drutu kolczastego podłączonego do prądu. Podlegało mu kilka mniejszych obozów: w Świętochłowicach, Mysłowicach, Oświęcimiu i Libiążu.

W Jaworznie przetrzymywano jeńców niemieckich, członków organizacji niepodległościowych (AK, NSZ, WiN), volksdeutschów oraz Ukraińców. W grudniu 1947 r. było tam 13 017 osób. Więźniowie COP Jaworzno zatrudniani byli w kopalniach zagłębia śląsko-dąbrowskiego i krakowskiego.

Załoga obozu urządziła więźniom prawdziwe piekło. Strażnicy bili i upokarzali osadzonych. Tak pisano o zastępcy naczelnika ds. polityczno-wychowawczych kpt. Janie Mordasowie: „kiedy się upił, lubił sobie postrzelać do »ruchomych obiektów«. Kazał biegać ludziom i celował do nich. Lubił też gwałcić”.

Wizytujące obóz delegacje Międzynarodowego Czerwonego Krzyża negatywnie oceniały panujące w nim warunki. Wyżywienie było bardzo złe, podobnie sytuacja sanitarna. Niemka Ilse Hoffmann w takich słowach opisywała obozowy szpital: „Jak w średniowieczu. Lekarze dysponowali tylko narkozą dla dziesięciu pacjentów miesięcznie. Kiedy zapasy się skończyły, operowano bez znieczulenia. Lekarze nie mieli igieł, nici, ani materiałów opatrunkowych. Opatrunki robiono za pomocą papieru toaletowego. Wszystko to było tak okrutne…”.

Do Jaworzna trafili także Ukraińcy wysiedleni z południowo-wschodniej Polski w ramach Akcji Specjalnej „Wisła”. Osadzano tam głownie przedstawicieli ukraińskiej inteligencji i duchownych (22 księży greckokatolickich i pięciu prawosławnych). Najwięcej było jednak chłopów. Poddawano ich przesłuchaniom, inwigilacji oraz torturom fizycznym i psychicznym. Ukraińców zaczęto zwalniać w grudniu 1947 r., a sam podobóz zlikwidowano dopiero w styczniu 1949 r. Na terenie COP wzniesiono następnie nowe budynki, w których umieszczono obóz dla młodocianych więźniów politycznych.

Obóz za narzekanie

Udział w funkcjonowaniu polskiego Gułagu miała także Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Mogła ona skazywać osoby podejrzane o działalność antypaństwową. Od 1951 do 1954 r. Komisja skazała na obóz pracy aż 60 858 osób, nawet za tak błahe przewinienia jak tzw. propaganda szeptana lub narzekanie na zaopatrzenie.

Dokładna liczba osób osadzonych w obozach w stalinowskiej Polsce jest trudna do ustalenia. Historycy przyjmują, że w latach 1944-1956 przez obozy pracy przewinęło się około 300 tys. osób. Zmarło zaś lub zginęło około 25 tys. z nich. Z pracy przymusowej więźniów komunistyczne władze w Polsce zrezygnowały dopiero w drugiej połowie lat 50. i to dość niechętnie. Formalnie stało się to 23 czerwca 1958 r. po ratyfikacji przez Radę Państwa konwencji nr 29 Międzynarodowej Organizacji Pracy o natychmiastowym zniesieniu pracy przymusowej lub obowiązkowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Polski Gułag nad Wisłą. Polskie obozy pracy były wzorowane na sowieckich łagrach - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl