- Obecnie jest więcej dzików niż działkowiczów w tych rejonach - mówi Halina Gaj - Gdyńska, prezes zarządu rodzinnych ogródków działkowych ''Kalina" w Lublinie.
W sobotę około 5.30 nad ranem pan Wojciech pojechał na działkę, aby zdążyć przed upałem. - Zupełnie mnie wryło. Na mojej działce było z 50 dzików. W którymś momencie mały zakwiczał, a matka rzuciła się na mnie. Zamknąłem szybko bramkę i zastawiłem rowerem. Zupełnie mnie wmurowało. Byłem przerażony. Zapomniałem o wszystkich racach, które miałem przy sobie i zacząłem krzyczeć i dzwonić dzwonkiem. W końcu locha się spłoszyła, ale myślałem, że zginę - relacjonował.
Jak widać dziki sobie bardzo upodobały tamtejsze tereny. - Tutaj co rusz są jakieś legowiska dzików. Robimy co możemy. Samodzielnie kosimy wszystkie wysokie trzciny, w których mogą się chować, ale bezskutecznie. Ostatnio jak kosiłem to słyszałem w trawie chrząkanie, więc stamtąd poszedłem, żeby dać im czas, żeby sobie poszły. Jak wróciłem i dokończyłem to okazało się, że rzeczywiście całe legowisko tam miały - mówi pan Wojciech.

Działkowicze są przerażeni i zrezygnowani. - Mamy klatkę do odłowu dzików i w ostatnim czasie udało się tam kilka złapać. Są one usypiane na miejscu przez weterynarza. Ekolodzy uznali, że najlepsze będą takie niskie kraty, aby ''pułapka" najlepiej wtapiała się w otoczenie. Tylko teraz dziki - szczególnie te małe - nauczyły się przeskakiwać przez kraty. Przychodzą się zatem najeść i bezkarnie uciekają - mówi pani Halina.
- Ja już od rana dzwoniłem do pani prezes żeby leki uspokajające wzięła, bo jej działka jest zdewastowana. W moim ogródku dziki sobie upodobały buraki. Wczoraj jeszcze tu były, a dziś już nie ma nic - mówi pan Wojciech. - U sąsiadów też skopane. Jeszcze do tego dziki są agresywne i nie wiadomo kiedy się ich spodziewać. Mnie zaatakowały rano, a dziewczynę kilka działek dalej popołudniu. Kiedyś była taka sytuacja, że potężny dzik chodził koło przystanku autobusowego i ludzie uciekli do sklepu i trzymali drzwi - mówi pan Wojciech.
Na każdej działce można dostrzec dodatkowe zabezpieczenia. Murki, druty kolczaste, deski. - Musimy się sami chronić. Takie ogrodzenia też kosztują. Nikt nam nie chce pomóc. Byliśmy w ten sprawie u prezydenta miasta, w Polskim Związku Łowieckim. Bardzo pomagała nam pani poseł Marta Wcisło. Na razie wszystko bez skutku - mówi pani prezes. Problemem jest to, że dziki w mieście nie mają naturalnego wroga i mnożą się. Nawet 3 razy w roku. Do tego nie ma możliwości ich odstrzelić - a tego właśnie chcą mieszkańcy. Tylko tego zabrania prawo.
Mieszkańcy boją się o zdrowie i życie. W sobotę nie ma kto udzielić pomocy. - Zadzwoniłem rano na policję to mnie do straży miejskiej odesłali, a ci zadzwonili do lubelskiego centrum małych zwierząt , które ma się zajmować takimi przypadkami. Nikt nie przyjechał i nikt nie pomógł - żali się pan Wojciech.
Rzeczywiście straż miejska została powiadomiona. - Otrzymaliśmy takie zgłoszenie z ulicy Krokusowej - mówi Robert Gogola z lubelskiej straży miejskiej. - Zgłosiliśmy sprawę do Centrum Małych Zwierząt i do Wydziału Ochrony Środowiska Lublin - dodał.
Z żadną z wymienionych instytucji nie udało się nam skontaktować w sobotę.
- Poznaj miasto Radziwiłłów. Te zdjęcia zapierają dech w piersiach
- Tak dawniej odpoczywaliśmy nad wodą w województwie lubelskim. Zobacz zdjęcia
- Szumy nad Tanwią. Magiczne wodospady w Lubelskiem. Zobacz zdjęcia
- Oberwanie chmury nad regionem. Zobacz zdjęcia i wideo od Czytelników!
- Te domy kupisz w województwie lubelskim w cenie kawalerki! Sprawdź najlepsze oferty
- Tłumy w Okunince. Mieszkańcy regionu wypoczywali nad Jeziorem Białym
