- Według danych którymi dysponujemy średnie wynagrodzenie w 357 polskich prokuraturach rejonowych wynosi 1.870 zł netto, a w 45 prokuraturach okręgowych 2.280 zł netto. Ponad 2,5 tys. pracowników, spośród 8,5 tys. zatrudnionych otrzymuje wynagrodzenia na poziomie niższym niż 1800 zł netto - powiedziała Agata Pęśkiewicz, przewodnicząca Rady Okręgowej w Łodzi Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP. - Wieloletni brak wzrostu wynagrodzeń oraz waloryzacji w tej grupie zawodowej doprowadził do dramatycznej sytuacji materialnej zarówno pracowników prokuratury, jak i ich rodzin, uwłaczającej godności urzędu prokuratury. Sytuacja ta sprawiła, że wielu cennych dla prokuratury pracowników podjęło już decyzję o zmianie pracy, a kolejni taką decyzję rozważają.
Protestujący pracownicy prokuratury narzekają, że zwiększanie wymagań związane z wdrażaniem nowych procedur, obowiązków sprawozdawczych i statystycznych systemów informatycznych, nie ma przełożenia na wynagrodzenia. Pracownicy prokuratury oczekują, aby wraz z wysokimi wymaganiami praca była właściwie wynagradzana.
- Podkreślenia wymaga fakt, że praca w powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury nie jest pracą łatwą, wymaga dyscypliny, wiedzy, odporności na stres, umiejętności w komunikowaniu z ludźmi, wiedzy z zakresu prawa karnego, czy postępowania karnego. Praca ta powinna cieszyć się prestiżem społecznym, lecz postępujące zubożenie urzędników przy równoczesnym braku perspektyw zmiany tego stanu rzeczy wywołuje nie tylko frustracje, ale i brak motywacji do pracy - mówi Agata Pęśkiewicz.
Protestujący przypomnieli, że w 2010 roku przedstawiono propozycję podwyżek. Przez lata wzrostu płac nie było. W 2016 roku pracownicy dostali niewielką podwyżkę, ale ich zdaniem nie zrewaloryzowało to zamrożonych wynagrodzeń. Projekt ustawy o modernizacji prokuratury zakładał podwyżki przez 4 lata, w każdym roku po 300 zł na etat od 2018 roku. Brak podwyżki w tym roku spowodował, że pracownicy administracyjni prokuratury wyszli na ulicę. Szykują kolejne formy protestu, ale na masowe zwolnienia lekarskie nie chcą pójść.