Rajcy chcą, by prostytutki otrzymywały legitymacje wydawane przez urząd dzielnicy, zaświadczające o prowadzeniu działalności. Musiałyby też poddawać się regularnym badaniom lekarskim i płacić podatki. Kontrola jest konieczna, bo w Pradze robi się za ciasno dla tysięcy kurtyzan. W okolicach placu Wacława w centrum stolicy działa około trzystu burdeli.
- O takich miejscach oczywiście wiemy, ale nie możemy nic z tym zrobić - powiedział Rudolf Blažek, wiceprezydent Pragi. Prostytucja w Czeskiej Republice oficjalnie nie istnieje. Domy publiczne są prowadzone jako kluby taneczne lub centra fitness.
- Wkroczyć do takiego lokalu nie jest łatwo, bo wiele z nich to oficjalnie prywatne mieszkania dziewczyn. Możemy kontrolować miejsca publiczne, czyli bary i sale taneczne, ale na wejście do prywatnego mieszkania potrzebny jest nakaz - mówi Ludvík Klema, zastępca szefa praskiej straży miejskiej. Według niego uliczna prostytucja w Pradze zmalała. - Ze stu kobiet, które na Václavku oferowały swe usługi, pozostało może dwadzieścia - szacuje Klema.
Należy przypuszczać, że prostytutki schowały się w domach publicznych. Jak w praktyce wygląda praca takiej instytucji? Jeśli ktoś chce prowadzić dom publiczny, to kupuje sobie cały budynek. Mieszkania na piętrze przebudowuje na małe garsoniery. Z parteru, gdzie zwykle odbywa się striptiz, prostytutki prowadzą klientów na górę - opisuje Ivan Solil, radny dzielnicy Praga 1.
Problem mogłaby uporządkować legalizacja procederu. Zdaniem wiceprezydenta Rudolfa Blažka miasto otrzyma w ten sposób instrument, który pozwoli ograniczyć najstarszy zawód świata.
- Wreszcie będziemy mogli powiedzieć, że nie chcemy tych domów w centrum - mówi Blažek. Radny Solil twierdzi, że już teraz policja ma uprawnienia do wkroczenia do domów publicznych, ale ich nie wykorzystuje. - Przecież wiadomo, z jakich źródeł są pieniądze za najem. Można też użyć podsłuchu. Poza tym stręczycielstwo jest karane. A właśnie na tej zasadzie domy publiczne funkcjonują. Wystarczy zamknąć jedną prostytutkę i skłonić ją do zeznań - powiedział Solil, który jest adwokatem.
Także Petra Kubálková z organizacji La Strada sceptycznie patrzy na nowy akt prawny.
- Propozycja radnych ma wiele wad i nie jest dyskutowana z ekspertami. Formularze są zbyt skomplikowane, a niektóre klientki są niepiśmienne. Pozwolenia mają być wydawane lokalnie, a do tego tylko dla prostytutek z UE. A wszyscy wiedzą, że wiele z nich pochodzi z byłego Związku Radzieckiego. Takie prawo może doprowadzić do jeszcze większego uzależnienia tych kobiet od sutenerów - mówi Kubálková.
- Ścigani powinni być i klienci prostytutek. A skoro to ma być profesja, to powinny mieć i prawa jak inne podmioty gospodarcze: ubezpieczenie zdrowotne i społeczne - zwraca uwagę Marie Vnoučková, terenowa pracownica organizacji Rozkosz bez Ryzyka.
Tłum. Beata Bęben