Profilerzy kryminalni. Prześwietlić umysł mordercy

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Bardzo ważne dla profilerów jest miejsce zbrodni. Jego zbadanie może dużo powiedzieć o sprawcy przestępstwa
Bardzo ważne dla profilerów jest miejsce zbrodni. Jego zbadanie może dużo powiedzieć o sprawcy przestępstwa brak
Muszą stworzyć portret psychologiczny przestępcy, najczęściej gwałciciela, mordercy, porywacza. To długotrwała, żmudna robota, ale też profilowanie jest konglomeratem wielu dziedzin: kryminologii, wiktymologii, medycyny sądowej. Kiedyś przyglądano im się z uśmiechem, dzisiaj bez profilerów kryminalnych trudno wyobrazić sobie pracę śledczych

To trochę jak układanie puzzli - trzeba zbudować obraz na podstawie nieistniejących często elementów. Profiler kryminalny, to osoba zajmująca się tworzeniem profilu sprawcy przestępstwa, szkicuje go na podstawie jego działań przed, w trakcie i po popełnieniu morderstwa, gwałtu, czy porwania. Bierze pod uwagę: wiek, zawód, sytuację rodzinną i materialną, osobowość, zainteresowania, obawy, motywację.

Zaczęło się od Sherlocka Holmesa

Niektórzy twierdzą, że pierwszymi profilerami byli kultowi Sherlock Holmes i Herkules Poirot – wnikliwi, uważni, wsłuchani w to, co mówią do nich inni. Był też Clarise Starling z Milczenia owiec, Willa Grahama z Hannibala czy Dale’a Coopera z Miasteczka Twin Peaks.
Ale tak naprawdę pierwszy w historii portret psychologiczny nieznanego sprawcy stworzył amerykański psychiatra i chirurg, dr Thomas Bond. Chodziło o profil seryjnego zabójcy z Londynu, legendarnego Kubę Rozpruwacza, który w 1888 roku zamordował pięć prostytutek.

Dr Thomasa Bonda o pomoc poprosił Robert Anderson - szef Departamentu Dochodzeń Kryminalnych. Chirurg asystował przy sekcji zwłok ofiar Kuby Rozpruwacza i na podstawie swoich obserwacji miał wydać opinię o jego wiedzy z zakresu anatomii. W liście do Roberta Andersona określił je tak: „Nie ma wątpliwości, że wszystkie pięć morderstw zostało popełnionych przez tę samą osobę. U pierwszych czterech ofiar gardło zostało przecięte z lewej do prawej strony, natomiast zwłoki piątej ofiary są zbyt okaleczone, by ustalić kierunek cięcia, jednak obryzganie krwią tętniczą jednej ze ścian sugeruje, że głowa kobiety w chwili zabójstwa leżała blisko niej. Wszystko wskazuje, że zabójca najpierw powalał swoje ofiary, a następnie podcinał im gardło”.

Dr Thomas Bond scharakteryzował poszukiwanego mordercę jako człowieka silnego, opanowanego, nie wyróżniającego się z tłumy. Nie był przekonany, czy posiada wiedzę chirurgiczną i medyczną, ale, zdaniem doktora, prawdopodobnie czerpał satysfakcję seksualną z popełnianych przestępstw. Czy dr Bond dobrze poskładał puzzle? Tego pewnie nigdy się już nie dowiemy, bo Kuba Rozpruwacz pozostał nieuchwytny.

Psychologowie przychodzą z odsieczą

Z czasem coraz częściej śledczy korzystali z pomocy psychologów. Portret zabójcy stworzony przez kryminologa i psychiatrę Jamesa A. Brussela pomógł w ujęciu George’a Metesky, znanego jako Mad Bomber, który przez 16 lat podkładał ładunki wybuchowe w Nowym Jorku.
W latach 70. utworzono nową sekcję FBI o nazwie ,,Behavioral Science Unit”. Agenci z BSU analizowali pobudki sprawców napaści seksualnych oraz zabójstw, przestępstw, których liczba rosła w tym czasie w zastraszającym tempie.

Nowa komórka FBI świetnie się spisywała, koniec końców w roku 1996 w FBI pracowało już dwunastu profilerów, którzy zbadali ponad tysiąc spraw. Dzisiaj tak naprawdę trudno wyobrazić sobie pracę policji bez ludzi tworzących portrety psychologiczne przestępców.
Do spopularyzowania zawodu profilera w Polsce na pewno przyczyniała się Katarzyna Bonda, pisarka powieści kryminalnych i dziennikarka. Było ich w tamtym czasie w Polsce trzech: Bogdan Lach, Jan Gołębiowski i Dariusz Piotrowski.

Bonda porozmawiała z Bogdanem Lachem, który opowiedział jej, na czym polega jego praca. Stał się też pierwowzorem Huberta Meyera, głównego bohatera jej pierwszej książki „Sprawa Niny Frank." Tyle, że wtedy o profilowaniu słyszało nad Wisłą niewielu.

- Wyśmiewali się ze mnie, a dzisiaj to odszczekują. Nawet wydawca, który nie znał słowa „profile”, chciał, abym zmieniła nazwę na inną. Nie da się jednak znaleźć lepszego polskiego odpowiednika na tę profesję – wspominała potem Katarzyna Bonda.

Trafiła na ślad polskiego profilera po tym, kiedy w 2004 roku pojechała do Rawicza. Pisała reportaż o niewyjaśnionych zbrodniach. Zamordowano tam młodą, śliczną dziewczynę. - Byłam u jej rodziców, widziałam jej zdjęcie na szafce: polska Laura Palmer, jak z „Miasteczka Twin Peaks” Davida Lyncha – wspominała. Dziewczyna pracowała w spożywczaku. Morderca wszedł do sklepu, zażądał pieniędzy, a kiedy nie zgodziła się na wydanie gotówki, nożem, którym kroiła chleb, zadał jej wiele ciosów. Zabrał garść bilonu, wsiadł na rower i odjechał.

Szukano sprawcy bardzo długo, bez powodzenia. To były czasy, kiedy badanie DNA było niezwykle drogie. Ludzie w miasteczku, w którym wydarzyła się tak straszna zbrodnia, byli rozgoryczeni. Jakiś czas później w jednej z regionalnych gazet, w małej szpalcie Bonda znalazła informację, że sprawca został zatrzymany. Zadzwoniła do komendanta: - „Jak go namierzyliście? Sprawa wydawała się przecież beznadziejna”. Komendant odpowiedział: - „Przyjechał facet w czarnym płaszczu, wziął akta sprawy na noc, a rano dostałem plik kartek i jak je przeczytałem, wiedziałem, kogo szukać.” Policjanci poszli prosto do 21-letniego młodego mężczyzny. Dziewczyna była jego trzecią ofiarą.

Tym facetem w czarnym płaszczu był właśnie Bogdana Lacha. Jego profil zabójcy z Rawicza został zapisany na kartce w kratkę i zawierał 20 słów. Płeć, widełki wiekowe, status zawodowy i miejsce zamieszkania - nie dokładny adres, tylko przybliżony teren. Po artykule i książce Katarzyny Bondy stereotyp profilera został przełamany. Nadeszły nawet czasy wielkiego boomu na profilerów w Polsce. W każdej komendzie musiał być profiler.

Szefowie policji wpadli więc na plan, żeby profilerzy wyszkolili więcej osób - psychologów policyjnych. Ale okazało się, że nie każdy się do tej roboty nadaje. Większość osób odpadła, nie skończyła szkolenia. Mieli wiedzę, byli policjantami, ale potrzebne są jeszcze dar, iskra Boża. W rzeczywistości praca profilera jest żmudna i nudna. To analityczna dłubanina. W serialach wygląda fascynująco, w rzeczywistości trochę inaczej.

Nie da się stworzyć profilu zabójcy z samych akt

Najstarszą instytucją w Polsce, która chlubiła się tym, że robi profile sprawców, badając niewyjaśnione morderstwa na podstawie akt spraw, jest Instytut Ekspertyz Sądowych. Ale dziś już wiadomo, że akta to za mało. Nie da się stworzyć profilu zabójcy, nie będąc na miejscu zdarzenia, nie posiadając dobrej dokumentacji fotograficznej czy wideo. Profilowanie zaczyna się na miejscu zbrodni. Śledczy, technicy - zbierają dane pod swoim kątem, profiler pod swoim.

- W książce pod tytułem „Profilowanie psychologiczne nieznanych sprawców przestępstw. Paradygmat i studium przypadku” opisałam autorską metodykę profilowania. Składa się ona z czterech kroków. Trzeba wykonać wiele czynności, które pozwolą zebrać dane istotne diagnostycznie, zza biurka nie da się tego zrobić. Trzeba pojechać i zbadać miejsce zdarzenia, porozmawiać ze świadkami, policjantami, zapoznać się z aktami. Kolejno robię to tak: w pierwszym kroku buduję zbiór danych, potem klasyfikuję ślady psychologiczne, i je wyjaśniam, a na koniec proponuję sposób interwencji w śledztwo. Ta interwencja ma przynieść nowe skutki, ważne dla ujęcia sprawcy. Wszystkie informacje weryfikuję i selekcjonuję pod kątem ich miarodajności, użyteczności, kompletności i obiektywności – mówiła mi w książce „Policjanci. Ich najważniejsze sprawy” Urszula Cur, psycholog, profilerka - Z wielu pozyskanych informacji trzeba odsiać te, które są niewiarygodne albo zbędne. Trzeba odróżnić fakty od opinii lub postaw albo sympatii czy antypatii. Aby to zrobić trzeba wiedzieć, czego się szuka w innym razie może mieć dziesięć worków informacji i dalej być w punkcie zero. Dlatego tak istotna jest metodyka, dzięki niej wiadomo jest, w którym punkcie jestem, do czego zmierzam i w jaki sposób. Porządkuję sobie materiał pochodzący z akt policyjnych, zapoznaję się ze śladami i dowodami, potem streszczam i uzupełniam informacje poprzez wywiady psychologiczne, eksperymenty, badanie miejsca zdarzenia. Muszę dobrze poznać osoby pokrzywdzone i miejsce zbrodni – opowiadała.

Konglomerat wielu dziedzin plus analityczny umysł

Profilowanie jest konglomeratem wielu dziedzin: kryminologii, wiktymologii, medycyny sądowej. Profiler musi mieć rozległą wiedzę ze wszystkich tych dziedzin, ale też określone predyspozycje i analityczny umysł. Może podać konkretne cechy charakteru sprawcy, określić płeć, wiek, status zawodowy. Odpowiedzieć na pytanie, czy sprawca ma żonę, męża, czy żyje sam, czy ma partnerkę dochodzącą, czy ma dzieci, w którym miejscu może mieszkać (to tzw. profilowanie geograficzne), zwłaszcza gdy mamy do czynienia z seryjnym mordercą - profiler potrafi określić, gdzie jest dla sprawcy strefa bezpieczna i strefa jego działania. Ale musi być na miejscu zdarzenia, musi być w trakcie sekcji zwłok. Musi oglądać zdjęcia i wielokrotnie je analizować, żeby znaleźć klucz do sprawcy. Ciało ofiary jest niezwykle ważnym elementem w pracy profilera. Obrażenia wskazują na związek ze sprawcą.

- Wszystko, co jest wynikiem intencji sprawcy i co jest skutkiem jego działania, jest ważne. Narzędzie zbrodni, ilość i jakość obrażeń, ich różnorodność. Stąd tak ważne oględziny ciała na miejscu ich odnalezienia i sekcja zwłok ofiary, patomorfolog jest źródłem wiedzy o skutkach agresji. Ułożenie zwłok, jeśli jest skutkiem inscenizowania, czyli celowego działania już po zbrodni, też jest źródłem poznania sprawcy: jego kompetencji i celów a jeśli sceneria powstała na skutek interakcji ofiary ze sprawcą, to na jej podstawie rekonstruuję krytyczne wydarzenia – mówiła mi Urszula Cur.

Szczególnie jedno miejsce zbrodni zapadło jej w pamięci. Na dość rozległym terenie działki letniskowej odkryto ciało młodego chłopca, bardzo uszkodzone. Sprawca użył co najmniej dwóch narzędzi: siekiery i noża. Krew ofiary znajdowała się wewnątrz altany i na zewnątrz – na trawie, korze drzew. W środku altany leżały fragmenty odrąbanych części twarzy, nosa i ust, krew powoli zasychała. Było gorąco i wszystko to wydzielało nieprzyjemną woń. Szesnastolatek, ofiara, był przed śmiercią hospitalizowany psychiatrycznie, bił się pięściami po nogach i głowie, czuł się obserwowany. Miał okresowo myśli samobójcze, odczuwał „ból wszystkiego”. Mówił, że jest w sytuacji bez wyjścia, i, że jest najsłabszym ogniwem, które trzeba zlikwidować. Na miejscu zdarzenia nie znaleziono żadnych fizycznych śladów obecności innej osoby poza ofiarą.

- Ta śmierć zapadła mi w pamięci, bo chłopiec był bardzo samotny mimo posiadanej rodziny, bo pomoc, którą otrzymał okazała się niewystarczająca. Bo umierał w męczarniach odrąbując sobie siekierą kawałki twarzy. Dodatkowo umniejszono jego cierpienie i samotność, bo zdarzenie zakwalifikowano jako zabójstwo – wspominała Urszula Cur.

Profil ofiary może nam dużo powiedzieć o zabójcy. Już najbardziej podstawowe parametry takie jak płeć i wiek ofiary zarysowują profil sprawcy. Dr Suzette Haden Elgin badała, czy istnieje związek pomiędzy słownymi i fizycznymi atakami, a sposobem, w jaki dana osoba stoi, siedzi, chodzi, na co kieruje swój wzrok i jak przemieszcza swoje ciało. Okazało się, że sprawca potrzebuje średnio siedem sekund, aby wybrać kogoś na ofiarę napaści. Tylko siedem sekund potrzeba napastnikowi na ocenę stanu psychofizycznego osoby i jej zdolności do obrony. Czasami chodzi o nietypowy krok albo stawianie stóp czy nieskoordynowany sposób poruszania się, a czasami o słuchawki w uszach lub zwieszone ramiona i pochyloną głowę – wrażenie zapadnięcia się w sobie.

Profiler musi dowiedzieć się o ofierze niemal wszystkiego

- Informacje gromadzę ze wszystkich dostępnych źródeł: akt sprawy, Internetu, książek, biografii, wytworów osoby pokrzywdzonej, wywiadów z rodziną, przyjaciółmi, sąsiadami, współpracownikami – nazywam to wywiadem 360, to znaczy żeby rozmawiać z osobami z różnych miejsc, w których funkcjonowała ofiara, wtedy jest szansa na zebranie względnie obiektywnych danych. To wszystko składa się na profil psychospołeczny – tłumaczyła Urszula Cur.

I dodała, że szczególnie ważne są czynniki ryzyka. Ryzyko może być związane z wiekiem, niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną, zaburzeniem psychicznym, brakiem sieci społecznego wsparcia, samotnością ofiary, czy negatywnymi opiniami osób z bliskiego kręgu. Ale, żeby było jasne - diagnoza czynników ryzyka jest czymś innym od doszukiwania się w osobie pokrzywdzonej wiktymności, która jest równoznaczna z winą za to, że stało się osobą pokrzywdzoną.

- Tworzenie profilu sprawcy zawsze zaczyna się od ofiary, bo z jakiegoś powodu sprawca wybrał właśnie ją. Ofiara zaspokaja potrzeby sprawcy, więc trzeba zobaczyć, kim była ta osoba i jakie potrzeby mogła zaspokoić. Wtedy profiler, prawie jak na filmie, ogląda zdjęcia z miejsca zdarzenia oraz sekcji zwłok, przygląda się ranom na ciele i interpretuje zachowanie sprawcy. Jednak jest to osadzone zawsze w kontekście - jak my to nazywamy - wiktymologicznym, czyli kontekście ofiary i jej możliwych zachowań. Rekonstrukcja zachowań ofiary jest bardzo ważna - ustalenie, czy ofiara była osobą ufną, czy mogła się bronić, jak reagowała w sytuacjach stresu, jakie miała zwyczaje. To wszystko daje nam kontekst interpretacji tych twardych śladów – opowiadał w rozmowie z „Głosem Wielkopolski” profiler Jan Gołębiowski.

I dał przykład: widzimy na zdjęciu, że na stole leżą jakieś naczynia. Co możemy o nich powiedzieć, kiedy nie znamy kontekstu? Niewiele. Dopiero poznając zwyczaje ofiary - np. czy po zjedzeniu odkładała naczynia do zlewu, czy zostawiała to na później - dowiadujemy się, czy jej zachowanie było swobodne, czy może wymuszone przez jakąś sytuację. Nawet to, czy ktoś jest bałaganiarzem, czy osobą lubiącą porządek, ma wpływ na interpretację śladów oględzin. Może się okazać, że coś co zinterpretujemy, jako na przykład ślady plądrowania, okaże się po prostu bałaganem tej osoby, że ona miała taki zwyczaj, zwykle miała porozrzucane rzeczy.

Dlaczego? Trzeba odpowiedzieć na tyle pytań

Kiedy poznamy już ofiarę, trzeba przyjrzeć się wszystkim śladom kryminalistycznym, zinterpretować je. Potem czas na rekonstrukcję możliwego przebiegu zdarzenia, stawianie hipotez i określenie motywacji sprawcy, czyli odpowiedź na pytania: dlaczego zaatakował ofiarę, w jaki sposób to zrobił, z jakiego powodu.

- Później zaczyna się opis cech, czyli profil psychologiczny samego sprawcy. I tutaj, znowu w przeciwieństwie do pewnych wyobrażeń książkowo-filmowych, to nie jest jednokierunkowa charakterystyka. Można powiedzieć, że analiza profilera kończy się kilkoma wersjami zdarzenia - od najbardziej prawdopodobnych do mniej. Nieraz ciężko jest wykluczyć jakąś alternatywną wersję, bo zawsze pracuje się na niepewnych informacjach. Gdyby były pewne, to byłoby wiadomo, kto zabił i profiler nie byłby potrzebny. Kiedy profil jest już gotowy, wówczas śledczy może zweryfikować wersje profilera różnymi metodami śledczymi. Może przesłuchać nowych świadków, przeprowadzić jakieś ekspertyzy, sprawdzić czyjś telefon, komputer. Praca profilera nie jest od razu gwarancją rozwiązania śledztwa, ona nie daje jednoznacznej odpowiedzi, kto zabił. Raczej jest swego rodzaju mapą dla prokuratorów, czy policjantów wskazującą, jakie czynności powinny zostać wykonane w sprawie, by ustalić sprawcę – tłumaczył Gołębiowski.

I podawał przykład sprawy z Katowic. Zaginęła tam żona policjanta. Jej mąż opowiadał, że pokłócili się, ona wyszła i po prostu przepadła. Może wyjechała za granicę? Może odwiedza kogoś z rodziny? Gołębiowski zrobił portret psychologiczny kobiety i uznał, że najbardziej prawdopodobną wersją jest to, że stała się ofiarą własnego męża. Śledczy prowadzący tę sprawę już wcześniej brali pod uwagę taką wersję wydarzeń. Profil potwierdził ich przypuszczenia. Policjant został skazany na 25 lat więzienia. Ciała kobiety do dziś nie odnaleziono.

Gołębiowski współpracuje z policyjnym Archiwum X, które bada stare, nierozwiązane sprawy. Jego najstarsza pochodzi z 1989 roku, chodzi o zabójstwo dwójki dzieci na Podlasiu. Pracował nad nią z drugim profilerem. Śledczy, przynajmniej na początku, uważali, że zbrodni dokonał seryjny pedofil. Oni, że stoi za nią ktoś z miejscowych. Mieli rację, morderca, dzisiaj dorosły mężczyzna, w chwili popełnienia podwójnego morderstwa miał 13 lat.

Jak mówi Urszula Cur, po zbrodni zawsze zostają skutki, które utrwalają się w ludziach, miejscach, przedmiotach, rzeczach i zjawiskach, zabezpieczają je technicy kryminalistyki. Te ślady prowadzą do odkrycia motywów i osoby, która zgwałciła, zamordowała, porwała. Owszem, niektórzy ze sprawców starają się nie pozostawić po sobie śladów fizycznych, lecz pozostawiają ślady psychologiczne.

Współpraca: Anita Czupryn

rs

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl