Więcej ciekawych i ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej ECHODNIA.EU/RADOMSKIE
Protest w piątek wieczorem przebiegał bardzo spokojnie. Na miejsce przyszło kilkanaście osób, może maksymalnie było 20. Nie było przemówień, czy wiecu. Pikietujący stali w kilkuosobowych grupkach, niektórzy trzymali symbole związane z protestem. Znacznie więcej było za to policjantów.
- Mundurowych jest chyba dwa razy więcej niż nas - stwierdził jeden z mężczyzn stojący na ulicy.
Zapalili znicze, ulepili kaczki
Zebrani przygotowali znicze, ulepili ze śniegu figurki kaczuszek, ustawiali to pod drzwiami siedziby partii. W tak symboliczny sposób zaznaczyli, że nie zgadzają się z działaniem partii Jarosława Kaczyńskiego. Śnieżna kaczuszka nawiązuje do niedawnych działań w stolicy, kiedy podobną figurkę usiłowano ustawić pod pomnikiem w Warszawie. Wtedy ochraniający pomnik zabronili ustawiać kaczki tłumacząc, że może być to oceniane jako... zamach terrorystyczny.
Tym razem w Radomiu nikt nie przeszkadzał pikietującym. Po proteście radomianie rozeszli się w spokoju.
Społeczny sprzeciw
Przypomnijmy, że protest w Radomiu i w wielu miastach Polski, to wyraz sprzeciwu wobec wyroku Trybunału Konstytucyjny. Ten w październiku orzekł, że dopuszczalność przerwania ciąży w przypadku ciężkiego upośledzenia lub choroby płodu jest niezgodna z konstytucją. Oznacza to, że kobieta spodziewając się urodzenia chorego, czy upośledzonego dziecka będzie musiała to zrobić, czy się z tym zgadza, czy nie. Zgodnie z decyzją Trybunału, aborcja w przypadku zagrożenia urodzeniem dziecka ciężko chorego lub bez szansy na przeżycie, jest sprzeczna z Konstytucją.
Po październikowym wyroku 27 stycznia Trybunał wydał uzasadnienie do niego. Niedługo po tym wyrok Trybunału został ogłoszony w Dzienniku Ustaw. Oznacza to, że została zlikwidowana jedna z trzech przesłanek do legalnej aborcji, tę, która zezwala na usunięcie płodu w przypadku ciężkiej i nieodwracalnej wady.
Piątkowy protest w Radomiu był trzecim z kolei po ogłoszeniu uzasadnienia.
- To nie jest tak, że na ulicy muszą być tysiące osób, by problem aborcji został rozwiązany. Problem aborcji jest i ciąży bardzo wszystkim. Władza, czy tego chce, czy nie musi znaleźć wyjście, bo ten wyrok obciąża władzę, skłóca wierzących, uderza w Kościół, kobiety doprowadza do wściekłości i co rusz będzie wracał spór, aż znajdzie się dobre rozwiązanie - mówiła jedna z pikietujących.
