Seksafera na Podkarpaciu. Czy zamieszane są obce specsłużby?

Norbert Zietal
Do dzisiaj nie ma dowodów na istnienie nagrań z agencji towarzyskich w Podkarpackiem, które rzekomo miałyby kompromitować m.in. ważnych polityków.
Do dzisiaj nie ma dowodów na istnienie nagrań z agencji towarzyskich w Podkarpackiem, które rzekomo miałyby kompromitować m.in. ważnych polityków. 123rf
„Ukraińskie służby już od 2007 r. interesowały się, jacy politycy i biznesmeni są klientami agencji towarzyskich braci R. na Podkarpaciu” - poinformowała „Rzeczpospolita”. Reporterki tego dziennika twierdzą, że z jawnej części akt sprawy, udostępnionych im przez Sąd Okręgowy w Tarnowie, dowiedziały się, że w 2011 r. adwokat braci R. złożył w prokuraturze „zawiadomienie o szpiegostwie przeciwko Polsce”.

Sprawa może być poważna, bo z podkarpacką seksaferą wiązane są jedne z najważniejszych osób w państwie, które rzekomo są na kompromitujących nagraniach z agencji towarzyskich.

To ludzie nadal czynnie zaangażowani w życie polityczne, a nagrania, podobno 4 tysiące sztuk, rzekomo są przechowywane na Ukrainie. W domyśle chodzi o to, że obce służby będąc w posiadaniu kompromitujących filmów mogły wpływać na znaczących polityków, urzędników i inne ważne osoby.

Były agent CBA mówi o kompromitujących taśmach

W marcu tego roku Radio Zet ujawniło informacje przekazywane przez Wojciecha J., byłego funkcjonariusza Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zdradził on dziennikarzowi tej stacji, że wpływowy poseł PiS złożył mu propozycję objęcia intratnego stanowiska w zamian za przekazanie filmu, na którym widać, jak inny bardzo prominentny polityk PiS uprawia seks z ukraińską prostytutką. Co więcej, jak podawały media, prostytutka miała być nieletnia.

Informacjom byłego agenta CBA zdecydowanie zaprzeczyli poseł PiS, który rzekomo miał chcieć zdobyć nagranie oraz polityk, który miał być na wideo. Zapowiadali podjęcie odpowiednich kroków prawnych.

Tajemnicza śmierć Kosteckiego

Wraz z upływem czasu w aferę „włączane” są kolejne osoby i nowe wydarzenia. Niedawno opinię publiczną w Polsce zelektryzowała wiadomość o śmierci Dawida Kosteckiego, który na początku sierpnia - według ustaleń śledczych - popełnił samobójstwo w Areszcie Śledczym w Warszawie.

Kostecki ostatnie lata spędził w więzieniach. W 2017 r. były pięściarz został skazany na pięć lat za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która zajmowała się obrotem kradzionymi samochodami i wyłudzaniem podatku VAT. Wcześniej był skazany za pobicie oraz za kierowanie grupą przestępczą, która czerpała korzyści z nierządu.

W samobójczą śmierć Kosteckiego nie wierzy rodzina, same jej okoliczności budzą wątpliwości. Są i takie przypuszczenia, że Kostecki mógł zostać zamordowany, bo za dużo wiedział i nie miał oporów, by tą wiedzą się dzielić.

Reporterki „Rzeczpospolitej”, drążąc temat zagadkowej śmierci Kosteckiego, dotarły do nowych materiałów.

Haki, czyli nagrania

Kostecki już w 2012 r. miał narazić się konkurencji i służbom. Zeznał wtedy, że wysoki rangą rzeszowski funkcjonariusz „miał mieć na wszystkich haki”. Hakami miały być nagrania z podsłuchów zainstalowanych w agencjach towarzyskich na Podkarpaciu, prowadzonych przez Ukraińców, braci Jewgienija i Aleksieja R. W branży działali oni w naszym regionie już 16 lat.

Bezkarność miał im rzekomo zapewniać parasol ochronny, który miały roztaczać nad nimi polskie służby. Niedawno pojawiły się spekulacje, że tym, co zapewniało im nietykalność, miały być właśnie taśmy z nagraniami kompromitującymi znanych polityków, w tym wiceministra, arcybiskupa i szefa komendy wojewódzkiej policji.

Po doniesieniach boksera wszczęto śledztwo. W sprawę zaangażowana była nawet Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Sutenerów, czyli braci R. zatrzymano dopiero w 2016 r. Dostali niskie wyroki i do więzienia nigdy nie trafili. Śledztwo w sprawie Daniela Ś., oficera CBŚP, który rzekomo miał ochraniać interesy braci R., trwa już trzy lata i do tej pory się nie zakończyło.

Co z sekstaśmami? Prokuratura Krajowa tego wątku nie drążyła, uparcie twierdząc, że nagrań nie ma. Bo skoro nie znaleziono ich w agencjach braci R., to nigdy nie istniały.

Wywiad Ukrainy interesował się sekstaśmami z Podkarpacia?

Na ślad taśm dziennikarki „Rzeczpospolitej” natrafiły jednak w jawnej części akt sądowych rozprawy karnej przeciwko braciom R. Dokładnie na informacje o rzekomych taśmach. W 2011 r. ich adwokat złożył do polskiej prokuratury zawiadomienie o szpiegostwie przeciwko Polsce. Bracia R. zostali po tym przesłuchani przez funkcjonariuszy ABW z Krakowa.

Co zeznali? To, że agentów Służby Bezpieczeństwa Ukrainy - jak wynika z ustaleń reporterek „Rzeczpospolitej” - miały interesować informacje o klientach agencji towarzyskich prowadzonych przez braci R. Funkcjonowały one pod różnymi przykrywkami, np. klubów rozrywkowych.

SBU chciało wiedzieć, kim są klienci agencji, a szczególnie były zainteresowane politykami i biznesmenami. Ukraińscy szpiedzy chcieli zdobyć „materiały na CD-ROM-ch i pendriv’ach” - opisują reporterki śledcze „Rzeczpospolitej” Izabela Kacprzak i Grażyna Zawadka, powołując się na zeznania braci R. złożone w prokuraturze w 2011 r.

„Oni (czyli SBU-przyp. red.) pytali, jaką działalność prowadzimy, ile mamy klubów, kogo zatrudniamy, jakie mamy powiązania biznesowe i polityczne. Pytali, jacy konkretni politycy i biznesmeni bywają w naszych lokalach”

- to fragment zeznań złożonych przez braci R. w ABW w Krakowie, do których dotarła „Rzeczpospolita”.

Znaczna część postępowania dotycząca braci R., w tym uzasadnienie wyroku, została utajniona. To daje pole do domysłów.

- To niewiarygodne, że polskie służby specjalne z takim oporem i poślizgiem zajęły się seksbiznesem braci R., choć miały sygnały o wpływach ukraińskich służb - dziwią się reporterki „Rzeczpospolitej”.

- Sprawą powinien zająć się kontrwywiad, by ustalić, czy i jakie służby kogoś zwerbowały, czy i jakie były związki braci R. ze służbami bezpieczeństwa Ukrainy - uważa anonimowy rozmówca „Rzeczpospolitej”.

- Jestem przekonany, że nasze służby specjalne, szczególnie ABW, interesowały się agencjami prowadzonymi przez braci R. już dawno i nie potrzebowały do tego nagłośnienia sprawy w mediach, czy nawet zeznań kogoś, w tym przypadku braci R., że obcy wywiad próbował ich werbować - mówi „Nowinom” były oficer ABW. Na emeryturze jest już grubo ponad 10 lat, nie kojarzy tej konkretnej sprawy, zna ją tylko z mediów.

- W tej branży nawet koledze z pracy nie zwierzamy się z prowadzonych postępowań, rozpoznań. Jeżeli faktycznie sprawą SBU, jak wynika z doniesień medialnych, zajęli się funkcjonariusze ABW z Krakowa, to rzeszowscy agenci tej służby, przynajmniej na początkowym etapie postępowania, nie musieli być o niej informowali i raczej nie byli - mówi nam funkcjonariusz.

Twierdzi, że z zasady każde większe przedsięwzięcie gospodarcze, a już na pewno agencje towarzyskie, prowadzone przez osobę z zagranicy, znajduje się w zainteresowaniu naszych służb. Dodaje, że mówiąc „zagranica”, ma na myśli kraje spoza Unii Europejskiej, szczególnie Ukrainę, Rosję, państwa azjatyckie i afrykańskie.

- Biznesami braci R. z Ukrainy na pewno, choćby profilaktycznie, interesował się nasz kontrwywiad (zadania cywilnego kontrwywiadu należą do ABW - przyp. red.). Tym bardziej, jeżeli gośćmi byli obcokrajowcy. Od tego jest ta służba, a zaręczam, że w ABW nie pracują ludzie, którzy po prostu nie znaleźli innej roboty. To fachowcy, często „wyjęci” z innych służb - uważa nasz rozmówca.

Co z zeznaniami braci R., którzy twierdzili, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy interesowała się ich biznesami, wręcz werbowała ich do współpracy? Bracia R. dość szybko otrzymali polskie obywatelstwo. Nie jest to dziwne? Co z niskimi wyrokami dla nich? Co ze śmiercią Kosteckiego? I wreszcie, czy kiedyś poznamy prawdę o sekstaśmach?

- Zawiadomienie o przestępstwie, nawet nie istniejącym, może złożyć każdy. To o niczym nie świadczy. I stawiam, że te rewelacje nie potwierdziły się co do tego, że faktycznie SBU interesowała się agencjami. Gdyby było inaczej, te zeznania nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, a prawdziwi agenci obcego wywiadu zostali albo zwerbowani na naszą stronę, albo zdekonspirowani czy skazani - mówi były oficer. - W istnienie taśm uwierzę, gdy ujrzą one światło dzienne - dodaje.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Seksafera na Podkarpaciu. Czy zamieszane są obce specsłużby? - Plus Nowiny

Wróć na i.pl Portal i.pl