Cisza. Tylko to zostało Monice Hryć w świeżo kupionym mieszkaniu w bloku. Planowała z Jackiem przyszłość, chcieli mieć dzieci. Jej świat zawalił się, gdy oprawcy skatowali jej męża na śmierć. A ona poroniła.
Czytaj więcej o tragedii:
Jastrzębie-Zdrój: Dramat rodziny skatowanego na śmierć Jacka: „To jest jakiś koszmar"
- Oni zabrali moje serce. Powinni zgnić w więzieniu - mówi Monika Hryć, drobna, niepozorna blondynka, ściskając w ręku zdjęcie męża. 4 czerwca, około czwartej nad ranem, w rejonie skrzyżowania ulic Solidarności i Jeziorańskiego w Jastrzębiu-Zdroju, Jacek Hryć wracał z dyskoteki w klubie Impresja do domu - wcześniej bawił się na urodzinach u kolegi. Wiele razy imprezował w tym lokalu z żoną, ale tym razem był sam. Ona dzień wcześniej trafiła do szpitala. Nie chciał iść sam. „Idź, pobawisz się, przecież obiecałeś” - namawiała żona.
Rodzina Jacka Hrycia opowiedziała o tragedii przed kamerą:
Napastników było pięciu. Zaatakowali szybko, kopali, by zabić. Skakali po głowie. Potem patrzyli - jakby z niedowierzaniem - na zwłoki młodego mężczyzny leżące na chodniku. Jak sparaliżowani czekali na przyjazd policji. Tylko jeden - który był najbardziej agresywny - uciekł. Ale wpadł kilka godzin później.
W tym samym czasie Monika straciła dziecko w pobliskim szpitalu. Wysłała kilka godzin później mężowi SMS-a. Ale on już go nie odczytał.
To była wielka miłość
Mieszkanie na 4. piętrze. Skromnie urządzone, widać, że niedawno się wprowadzili. Ze zdjęcia na szafce telewizyjnej patrzy Jacek - przystojny, z modną bródką, uśmiechnięty. Za ten uśmiech go kochała najbardziej. Teraz musi sobie życie poukładać na nowo - tak jak te zdjęcia z Jackiem, które leżą w nieładzie na stole. Wszędzie razem, jak papużki nierozłączki... Monika wspomina ich miłość, siedzi skulona, nerwowo ocierając chusteczką łzy.
Poznali się jeszcze w liceum, kiedy mieszkała na co dzień w Kończycach Małych (pow. cieszyński), a on - w Jastrzębiu-Zdroju, dokładnie w Moszczenicy. Zaczęło się od wspólnych rozmów przez internet, aż doszło do pierwszego spotkania. Od razu zaiskrzyło.
- Był tak zdeterminowany, że potrafił nieraz piechotą przejść 13 kilometrów, by się ze mną spotkać. Bardzo mnie kochał, dbał o mnie. Był człowiekiem, który zrobiłby dla mnie wszystko i ja o tym wiedziałam - mówi Monika.
Więcej przeczytaj w Śląsk Plus: Zabili jej męża. Monika: Muszę być silna. Jacek by tego chciał
Najlepsze imprezy na weekend w woj. śląskim
