Lekarka złożyła wyjaśnienia na piśmie, odnosząc się do sytuacji, jaka miała miejsce na jej dyżurze w nocy z 27 na 28 października 2018 r. w SP ZOZ, podczas świadczenia nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej.
Czytaj również: Śmierć 2-letniej Moniki z Kiełpinka. Lekarka odsunięta od pełnienia dyżurów
Śmierć Moniki w człuchowskim szpitalu. Oświadczenie lekarki
Według oświadczenia lekarki, około godz. 14.00 opiekunowie z dwuletnią dziewczynką zgłosili się do gabinetu ambulatoryjnego. Byli zdenerwowani i niezadowoleni długim oczekiwaniem w kolejce. Na prośbę o podanie przyczyny zgłoszenia się, tłumaczyli, że dzień wcześniej dziecko miało gorączkę, a teraz pojawiły się pojedyncze plamki na całym ciele.
W ocenie lekarki, dziecko było w dobrym stanie, nie płakało, kontaktowało, nie kaszlało. Z relacji kobiety wynika, że matka trzymała je na rękach, rozebrała do badania, lekarka wstała i je zbadała. Wysypka była podobna do wysypki przy pierwszych objawach ospy wietrznej i taką diagnozę postawiła. Wypisany został lek na smarowanie wykwitów. Lekarka twierdzi, że nakazała też rodzicom pilnie obserwować dziecko, a w przypadku pogorszenia, jak najszybciej przywieźć do szpitala.
28 października 2018 r. około godz. 3 w nocy pojawili się ponownie w gabinecie ambulatorium, a dziecko było w stanie ciężkim, więc od razu skierowane zostało na oddział pediatryczny z podejrzeniem powikłań po ospie – twierdzi lekarka.
Śmierć 2-letniej Moniki. Relacja opiekunów
Przypomnijmy, że dwuletnia Monika Bilska z Kiełpinka zmarła w szpitalu w niedzielę (28.10.) w nocy. 12 godzin wcześniej została z niego odesłana do domu. O śmierć dziecka rodzina obwinia właśnie lekarkę z izby przyjęć. Waldemar Bilski, wujek dziewczynki twierdzi, że podczas wizyty w gabinecie lekarka nawet nie ruszyła się zza biurka.
- Lekarka nie podeszła, nie zbadała, ani nie osłuchała, nawet temperatury nie sprawdziła – mówił pan Waldemar.
Czytaj więcej na ten temat: Nie żyje 2-letnia dziewczynka z Kiełpinka, zmarła w szpitalu. Wcześniej została z niego odesłana, lekarka stwierdziła ospę
Śmierć 2-letniej Moniki. Śledztwo prokuratury
Śledztwo prowadzi człuchowska prokuratura. Sekcja zwłok dziewczynki nie dała jednoznacznej odpowiedzi co do bezpośredniej przyczyny jej śmierci, zlecono bardziej szczegółowe badania. Wiadomo jednak, że u dziewczynki wystąpiła sepsa meningokokowa.
Czytaj więcej: Sekcja zwłok 2-letniej Moniki z Kiełpinka nie wykazała jednoznacznie przyczyny zgonu. Są wyniki badań krwi
Po naszych artykułach o tragedii rodziny z Kiełpinka, odezwali się do nas specjaliści z różnych stron Polski.
Inwazyjna choroba meningokokowa. Trudności z diagnozą
- Zakażenie meningokokami najczęściej przebiega pod postacią sepsy lub/i zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, mówimy wówczas o inwazyjnej chorobie meningokokowej – potwierdza dr n. med. Alicja Karney z Fundacji Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. - Pierwsze objawy choroby są mało charakterystyczne, przypominają przeziębienie lub grypę, ale jej przebieg jest błyskawiczny; w ciągu zaledwie 24 godzin może zabić zdrowe dotąd dziecko. Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stało w przypadku 2-latki z Kiełpinka – komentuje ekspertka.
Jednocześnie dodaje, że charakterystycznym objawem inwazyjnej choroby meningokokowej (IChM) są pojawiające się zmiany na skórze – wybroczyny, nie blednące pod wpływem nacisku. Niestety, mogą być one mylone przez rodziców, jak również przez lekarzy, z objawami ospy.
Problemy ze zdiagnozowaniem IChM potwierdzają światowe badania: co drugie dziecko zaatakowane przez meningokoki trafia do szpitala dopiero po kilku konsultacjach lekarskich. Tymczasem w przypadku sepsy meningokokowej trzeba działać szybko, bo każda godzina opóźnienia w rozpoczęciu leczenia, a więc podania antybiotyku, zwiększa śmiertelność o 8 proc.
Czy lekarka z izby przyjęć mogła uratować dziecko, czy wstała zza biurka żeby je zbadać? To będzie musiała ustalić prokuratura.
Śmierć Moniki z Kiełpinka. Ataki na szpital
Wicedyrektor ds. lecznictwa Dariusz Pigoński podkreśla, że wbrew całemu hejtowi jaki wylał się na placówkę, szpital dobrze funkcjonuje, a skargi na lekarzy są rzadkością.
- Wiem, że takie sytuacje budzą skrajne emocje. Ale niestety dzieci umierają, śmiertelność w przypadku sepsy jest bardzo wysoka – czy to będzie Człuchów, czy Warszawa. Boli, kiedy tylko coś się stanie i szpital zostaje totalnie „skopany”, nazywany dnem, rakarnią, wykańczalnią itd. Mamy 6 tysięcy przyjęć rocznie na oddziały szpitalne, 30 tysięcy przyjęć w poradniach specjalistycznych: ortopeda, neurolog, urolog, ginekolog itp. – można powiedzieć, że korzysta z nich co drugi mieszkaniec naszego powiatu – mówi Pigoński. - Skargi są zaś naprawdę sporadyczne, pojedyncze – kilka w roku, jedna w miesiącu, albo wcale. Proszę więc zobaczyć jak wielu ludzi leczymy, zaopatrujemy, ile robimy dobrego – taka zresztą jest nasza rola.
Dariusz Pigoński: Boli, kiedy tylko coś się stanie i szpital zostaje totalnie „skopany”. Mamy 6 tysięcy przyjęć rocznie na oddziały szpitalne, 30 tysięcy przyjęć w poradniach specjalistycznych. Korzysta z nich co drugi mieszkaniec naszego powiatu. Skargi są zaś naprawdę sporadyczne. Proszę zobaczyć jak wielu ludzi leczymy, zaopatrujemy, ile robimy dobrego.
POLECAMY NA DZIENNIKBALTYCKI.PL: