W obławie na 36-letniego mieszkańca Łodzi brali udział niemal wszyscy będący na służbie policjanci z drogówki, komisariatów i wydziału prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji. Szaleńca udało się zatrzymać wieczorem na Teofilowie. Wcześniej na ul. Traktorowej śmiertelnie potrącił pieszego na pasach i uderzył w samochód, którym jechała kobieta w ósmym miesiącu ciąży. Gdy nie mógł już uciekać swoim renaultem, rzucił się do ucieczki pieszo. Jego ucieczka przez osiedle Teofilów o mały włos też zakończyłaby się tragicznie. Przy ulicy Rojnej zaatakował starszego mężczyznę. Krzyczał, że walczy z szatanem. Wtedy szaleńca dopadli policjanci.
Czy sprawca odpowie za swoje czyny? Nie wiadomo, bo w jego aucie policjanci znaleźli leki psychotropowe, więc możliwe, że 36-latek jest chory.
Do pierwszego wypadku doszło po godz. 14.30 w centrum Łodzi. 36-letni kierowca pędził srebrnym renaultem meganą. Na ulicy Żwirki przy alei Kościuszki wjechał w forda, którego kierowca próbował wjechać do bramy. Poszkodowanemu nic się nie stało, ale sprawca nie mógł o tym wiedzieć, bo pomknął dalej.
Kilka minut później doprowadził do następnego wypadku. Dojechał do skrzyżowania al. Mickiewicza i ul. Żeromskiego. Chciał jechać do dworca Łódź Kaliska. Miał czerwone światło, a przed jego renaultem stały samochody.
- Nie wiem, co mu odbiło. Stał na światłach za mną. W pewnym momencie poczułem mocne uderzenie w tył samochodu. Przestraszyłem się, że to może ja puściłem hamulec. Wtedy drugi raz uderzył w tył mojego samochodu. Nie wytrzymałem i wysiadłem, by wyjaśnić sytuację - opowiada 38-letni kierowca peugeota. - Wysiadł, pokazał mi język, wsiadł do auta i uciekł. Gdy przecinał zachodnią jezdnię ul. Żeromskiego świeciło się jeszcze czerwone światło.
Irracjonalne zachowanie wskazywało, że mężczyzna może doprowadzić do nieszczęścia. Pojechał al. Mickiewicza w stronę estakady na al. Włókniarzy. Tutaj też miał czerwone światło. Postanowił przepchnąć się samochodem pomiędzy autami oczekującymi na zmianę świateł. - Było czerwone, ale on nie miał ochoty czekać - mówią zgodnie kierowcy dwóch fiatów, których auta zostały uszkodzone przez szalejącego 36-latka.
Sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna. Do policji wpłynęły już informacje o kilku zdarzeniach drogowych, w których sprawca odjeżdżał z miejsca wypadku srebrnym renaultem.
Niestety nie udało się zapobiec tragedii. Uciekający samochodem łodzianin jechał ulicą Krakowską i dalej ulicą Rąbieńską w stronę Teofilowa. Pędził wykonując nieskoordynowane manewry na północny zachód. Z ulicy Rąbieńskiej skręcił w prawo w ulicę Traktorową. Na przejściu dla pieszych na wysokości stacji benzynowej potrącił 59-letniego mężczyznę. Pieszy zginął na miejscu odrzucony kilkadziesiąt metrów do przodu. Sprawca uciekał dalej.
Kilkadziesiąt metrów dalej przy skrzyżowaniu z ulicą Rojną uderzył w tył volvo prowadzonego przez 32-letniego mężczyznę. W samochodzie jechała też 29-letnia kobieta w ósmym miesiącu ciąży. Sprawca nie sprawdzając, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, uciekł. Ranną kobietę zabrało pogotowie do szpitala.
Rozbite auto zmusiło mężczyznę do zatrzymania się. Porzucił samochód przy ulicy Łanowej i rzucił się pieszo do ucieczki. Pobiegł na zachód. Po kilkunastu minutach był na przystanku MPK przy skrzyżowaniu ulic Lnianej i Rydzowej.
Były tam dwie kobiety. Uderzył kilkukrotnie 73-latkę, a następnie zaczął kopać po brzuchu 81-letnią kobietę, która stała przy krawędzi jezdni. Po jednym z ciosów upadła wprost pod nadjeżdżający autobus. Kierowca zgierskiej „szóstki” zdołał zatrzymać autobus. W „szóstce” pogwałtownym hamowaniu przewróciła się pasażerka, której też trzeba było udzielić pomocy.
Spłoszony przez kierowcę autobusu 36-latek uciekł między bloki. Biegł w stronę basenu „Wodny Raj”. Po drodze urwał lusterko w stojącym volkswagenie, a jego kierowcę próbował pobić. Uciekł. Chwilę później patrole policyjne dostały informację o szarpiących się mężczyznach na parkingu przed blokiem przy ulicy Rojnej 50. Mężczyznę zatrzymano. Był trzeźwy. Tłumaczył, że zaatakował przechodnia, bo był to szatan.
- 36-latek w chwili zatrzymania był trzeźwy. Został przewieziony na komisariat, gdzie pobrano od niego krew do badań na obecność alkoholu i środków psychoaktywnych w organizmie - mówi aspirant Marzanna Boratyńska z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Mężczyzna chwilę po zatrzymaniu nie przyznał się do tego, że to on prowadził renault megane. Policjanci mieli pewność, gdyż bez trudu rozpoznał go kierowca autobusu. Dodatkowo w porzuconym przez 36-latka renault technik kryminalistyki zabezpieczył ślady biologiczne, które będą niepodważalnym dowodem w sądzie.
- W aucie zatrzymanego zabezpieczyliśmy leki psychotropowe. Będziemy analizować ciąg zdarzeń z jego udziałem. Możliwe, że usłyszy kolejne zarzuty - mówi Krzysztof Kopania.
Jeśli prokuratura oceni śmiertelne potrącenie pieszego za działanie celowe lub próbę wepchnięcia kobiety pod autobus za usiłowanie zabójstwa, mężczyźnie będzie grozić dożywocie.
- Zatrzymanemu mężczyźnie postawiony zostanie co najmniej zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczki z miejsca wypadku - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.