W poniedziałek w Auli Instytutu Informatyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej o autoprezentacji i dążeniu do wyznaczonych sobie celów mówiła Beata Tadla, dziennikarka radiowa i telewizyjna oraz prezenterka, która przygodę z zawodem rozpoczęła w 1991 roku w radiu Legnica.
– Swoje pierwsze wywiady nagrywałam już jako mała dziewczynka na magnetofonie szpulowym, przeprowadzałam je z koleżankami z podwórka – wyznała Tadla, spytana, o to, czy w dzieciństwie marzyła o dziennikarstwie.
– Mama do dzisiaj trzyma te nagrania. Później, w wieku 16 lat rozpoczęłam praktyki w Radiu Legnica. Byłam najmłodsza w redakcji, więc musiałam się nieźle natrudzić, aby pokazać, że też jestem czegoś warta. Początki w Warszawie także nie należały do najprostszych – dodała wspominając, że zarabiając 500 złotych tyle samo przeznaczyć musiała na wy-najem mieszkania. – To tylko motywowało mnie do cięższej pracy w zawodzie, który sprawia mi przyjemność.
Opowiadając o swoim związanym z dziennikarstwem życiu bohaterka spotkania podzieliła się ze słuchaczami fascynacją dotyczącą rozwoju i ewolucji polskiego języka oraz stwierdziła, że na naukę nigdy nie jest zbyt późno, gdyż sama trzy lata temu ukończyła studia podyplomowe z zakresu kształcenia głosu i mowy na warszawskim Uniwersytecie Humanistycznospołecznym.
W trakcie spotkania Tadla doradziła młodym uczestnikom między jak mogą między innymi pokonać tremę. – Jest potrzebna, ale nie należy się tremy bać. To właśnie ona daje zastrzyk adrenaliny, dzięki któremu dziennikarz jest w stanie poradzić sobie z osiągnięciem danego celu. Uważam także, że zawsze należy być sobą.
Gdybym spotkała małą siebie, powiedziałabym takiej małej Beatce, żeby nie bała się emocji. Bo właśnie te emocje sprawiają, że dziennikarze mogą być bliżej ludzi, rzetelniej przedstawiać ich problemy, oddawać klimat danej sytuacji.
Pod koniec wykładu padło kilka pytań od publiczności, między innymi o to, jakie wydarzenia Tadla najlepiej zapamiętała. – Bardzo traumatycznym zawodowo doświadczeniem był pobyt na dyżurze w dniu katastrofy smoleńskiej. Nie byli to jacyś nieznajomi ludzie, ale osoby, które także gościliśmy w studiach - tłumaczyła.
- W pamięć także zapadł mi pobyt na Ukrainie podczas zamieszek na Majdanie. Podczas drugiego dnia pobytu rozpętało się tam piekło, dostaliśmy kamizelki kuloodporne i hełmy, hotel zmienił się w szpital polowy. Ludzie wynosili zwłoki na zewnątrz, pięć sekund przed wejściem na wizję z tyłu rozległ się płacz matki, która straciła syna. Rozpoczynając relację miałam łzy w oczach, ale przekazanie odbiorcom informacji o tym, co się dzieje sprawiło, że miałam siłę by kontynuować wypowiedź – wyznała.
I dodała, że właśnie takie zdarzenia wywierają większy wpływ na dziennikarza niż wywiad z politykiem bądź celebrytą.
- Tych zwierząt już nie spotkasz. Wyginęły za twojego życia
- Tysiące zniczy na najstarszej nekropolii. Niesamowity widok!
- Linia 44 w Lublinie skróciła trasę. Po warzywa nie dojedziesz
- Kibice na meczu Chełmianka - Lechia. Zobacz zdjęcia
- Jeszcze poczekamy na most na Pawiej. Roboty mają poślizg
- Zielony rynek powstaje tuż przy granicy Lublina
