Poznali się w 1997 roku. Kilka miesięcy po tragedii w Miłoszycach. Wydarzyła się – przypomnijmy – podczas dyskoteki w sylwestra 1996. Ofiara – piętnastoletnia Małgosia - bawiła się tam. Norbert B. był ochroniarzem. Zamarznięte ciało brutalnie zgwałconej dziewczyny znaleziono w Nowy Rok około godziny 13.
W 2000 roku zatrzymano, aresztowano, a potem skazano za udział w tej zbrodni wrocławianina Tomasza Komendę. Niedawno okazało się, że niewinnie przesiedział 18 lat. Dramat wyszedł na jaw kilka miesięcy temu.
- Norbert oglądał to w telewizji – mówi pani Kamila, jego żona. - Zupełnie normalnie. Jeszcze mnie wołał, żebym zobaczyła, bo pokazują historię Tomasza Komendy.
- Wspominał coś o tamtych czasach?
- Nic – mówi.
Pod koniec września ta sprawa dotknęła ich rodzinę osobiście - Norbert B. został zatrzymany, a potem aresztowany. Zarzut: zabójstwo i gwałt ze szczególnym okrucieństwem. - Przykładny mąż i ojciec – mówi żona. Dodaje, że nie jest w stanie sobie wyobrazić, by ktoś coś takiego zrobił, a potem żył 20 lat i był przykładem dobrego męża, ojca i bardzo dobrego człowieka.
- Znam go pięć lat. Mogę powiedzieć o nim przyjaciel – mówi Michał Dereś, sąsiad Norberta B. z podwrocławskiej wioski. Norbert do swojego aresztowania pracował jako strażak w jednostce w Jelczu-Laskowicach. - Pamiętam – opowiada Michał – jak kiedyś w nocy zapalił się nam dom. Norbert był akurat na służbie. Nasza wieś to nie jest jego rejon. Ale kiedy się dowiedział, że się palimy, przyjechali z Jelcza gasić nas. Tylko dzięki temu uratowaliśmy nasz dobytek. On potem karę jakąś dostał, ale nas uratował. Opowiada jak kiedyś – gdy z rodziną był w Warszawie – rzucił się ratować kobietę potrąconą przez tramwaj. Reanimował ją dopóki nie przyjechało pogotowie.
Michał pamięta, że jakieś dwa tygodnie przed swoim zatrzymaniem Norbert dostał wezwanie do prokuratury. Pobrali od niego wymaz, żeby ustalić kod genetyczny. - Gdyby był winny, to by przecież mógł uciec. A nie spokojnie czekać – zastanawia się Michał.
Denerwuje go, gdy teraz słyszy, że Norbert poszedł pracować do straży pożarnej, bo miał wyrzuty sumienia po miłoszyckiej zbrodni i chciał odkupić winy . - On od szesnastego roku życia był w ochotniczej straży pożarnej, zawsze chciał zostać strażakiem – opowiada Michał. - To co przed zbrodnią miał wyrzuty sumienia? I ktoś taki miałby żyć tyle lat z taką zbrodnią, która obciąża mu sumienie? Michał nie wierzy.
Ale prokuratorzy z Prokuratury Krajowej są pewni swoich racji i dowodów. Są pewni, że tym razem zatrzymali właściwego człowieka. Przekonują, że dowody tym razem jednoznacznie wskazały sprawcę. Ściślej – jednego ze sprawców. Bo uczestników zbrodni było dwóch, a może i więcej. Pierwszy – Ireneusz M. - został zatrzymany w czerwcu ubiegłego roku.
W najbliższych dniach materiał dowodowy w tej sprawie ocenią sędziowie z Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Będą rozpatrywać zażalenia na aresztowanie Norberta B. Prokuratura chce zmiany uzasadnienia decyzji. Tak, by jednoznacznie i bez niedomówień wskazywało na Norberta jako prawdopodobnego współsprawcę. Obrona – przeciwnie. Chce zmiany decyzji, tak by Norbert wyszedł na wolność.
- Nie uwierzę w to nigdy. Nawet jakby nie wiem jaki wyrok dostał – odpowiada Kamila żona Norberta.