Kobieta została odesłana ze szpitala do lekarza rodzinnego. Musiała udać się do przychodni na drugim końcu miasta, gdzie kleszcza wyjęła pielęgniarka.
- Wtedy przy okienku na „sorze” nie było innych osób, a w korytarzu było bardzo mało, może 2-3 osoby - opowiada. - Źle się czułam, było mi słabo, ledwo stałam na nogach. To nieludzkie potraktowanie kobiety w wysokiej ciąży i dziecka, któremu powinno się jak najszybciej usunąć kleszcza, co przecież trwa zaledwie chwilę. Bardzo się zdenerwowałam!
Zwróciliśmy się do szpitala w Stargardzie z prośbą o wyjaśnienia. Czekaliśmy na nie ponad tydzień, po czym okazało się, że ograniczają się do powołania się na suche przepisy.
Czytaj również:
- W imieniu Samodzielnego Publicznego Wielospecjalistycznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Stargardzie wyjaśniam, że Szpitalny Oddział Ratunkowy, zgodnie z postanowieniami rozporządzenia Ministra Zdrowia, udziela świadczeń opieki zdrowotnej polegających na wstępnej diagnostyce oraz podjęciu leczenia w zakresie niezbędnym dla stabilizacji funkcji życiowych osób, które znajdują się w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego - informuje Rafał Dziubek, pełnomocnik ds. praw pacjenta w stargardzkim szpitalu.
Pytaliśmy też pełnomocnika, czy nie powinien być wzięty pod uwagę odmienny stan kobiety, a przede wszystkim to, że pacjentem było małe dziecko i że w przypadku wbicia się kleszcza liczy się czas?
- Analizując opisane okoliczności informuję, że SPWZOZ w Stargardzie stale dąży do podniesienia standardu i jakości świadczonych usług i czyni starania mające na celu stosowanie holistycznego podejścia ukierunkowanego na potrzeby pacjentów - tak odpowiedział do Głosu Rafał Dziubek ze szpitala...
Zobacz więcej:
Zobacz również: "Nie igraj z kleszczem" - kampania informacyjna pomoże uchronić się przed kleszczowym zapaleniem mózgu
Źródło: Agencja TVN/x-news