Myśliwy z Tczewa strzelił do psa
Niewielka suczka potrzebowała dużo czasu, aby zaufać człowiekowi. Praca opiekuna wymagała spokoju, cierpliwości i dużo miłości. Piesek jest bardzo zapatrzony w swojego opiekuna. Nie lubi bawić się z innymi psami. Zawsze patrzy w jego stronę i trzyma się blisko. Podczas tego feralnego dnia – piesek podczas spaceru w lesie koło Zdun, chciał napić się wody ze strumyka. W tym czasie padł strzał. Myśliwy miał celowo strzelić do psa – wyłącznie dlatego, że pies nie miał smyczy. Mimo tego, że przepisy zabraniają strzelania do psów.
Natychmiast rozpoczęła się walka o życie psiaka. Właściciel szukał pomocy. W Starogardzie nie znalazł gabinetu, który mógłby przeprowadzić operację. Ratunek znalazł w Szpitalu Weterynaryjnym Krzeminskiego w Gdańsku. Poinformował weterynarzy o wypadku. Lekarze natychmiast przygotowali się do operacji. Gdy zwierzę było w szpitalu od razu rozpoczęto jego leczenie.
- Pies był w złym stanie, był bardzo zdenerwowany, rana mocno krwawiła – mówi Daria Machola, chirurg i ordynator w Szpitalu Weterynaryjnym Krzemińskiego. - W wyniku postrzału z broni zwisała mu cała górna warga i połowa nosa. W pierwszej kolejności podaliśmy leki przeciwbólowe i uspokajające. Potem zrobiliśmy rentgen. Niestety pies stracił dwa zęby. Na szczęście nie było złamań kości. Kula także nie uszkodziła narządów wewnętrznych.
Operacja suczki się udała. Jednak czeka ją jeszcze rekonwalescencja. Koszty leczenia to już około 2 tys. złotych. Jednak dla jej opiekuna najważniejsze jest zdrowie podopiecznej. Psina boi wychodzić z domu. Ma bardzo smutne oczy. Znowu trzeba pracować nad jej zaufaniem do człowieka...
