Do zdarzenia doszło we wtorek (23.01) o godzinie 11:00 przy placu Kościuszki. Policjantów zastanowiło, dlaczego ktoś mocuje się z klapą bagażnika w samochodzie dostarczającym mięso do pobliskiego baru z kebabem. Dopiero potem okaże się, że klapa po prostu się zacięła, ale w międzyczasie doszło do takiej awantury, że skarga na zachowanie policji trafiła nie tylko do komendanta, ale i do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Poszkodowany to pana Marcin, kierownik lokalu z kebabem.
Oto jego relacja
- Pracownik poinformował mnie, że jest problem z klapą. Dlatego podszedłem do samochodu. Nie udało się jej otworzyć. Wróciłem na chwilę do biura i znów podszedłem do auta. Zobaczyłem policję, która legitymowała kolegę, z którym próbowaliśmy otworzyć klapę. Przedstawiłem się i powiedziałem jaki mamy problem. Jeden z policjantów zażądał ode mnie dokumentów. Powiedziałem, że mam chyba w biurze. Drugi policjant powiedział wtedy, że zaraz mnie przeszukają i jak znajdą dokumenty, to dadzą mi mandat. Taka postawa mnie zaskoczyła. Gdy zapytałem, dlaczego chcą mnie przeszukiwać, usłyszałem "Bo mam taki kaprys" - opowiada kierownik lokalu.
Twierdzi, że poprosił policjantów, aby sprawę wyjaśnić w biurze i wtedy zdarzenia potoczyły się błyskawicznie. Gdy zaczął iść w kierunku biura jeden z policjantów chwycił go za kaptur i zaczęli wykręcać mu ręce.
- W czasie próby obezwładnienia nie byłem agresywny, nie szarpałem się, krzyczałem w szoku, żeby mnie zostawili i prosiłem przechodniów o nagrywanie całej tej sytuacji - dodaje.
Potem policjanci użyli gazu łzawiącego. Przyjechała karetka. Pana Marcin twierdzi, że policjant wszedł z nim do karetki i tam go pobił. Świadkiem tego miał być jeden z ratowników.
Wersja policji
Policja przyznaje, że doszło do interwencji, którą zarejestrował miejski monitoring (oczywiście bez tego, co się działo w karetce). Wszczęto już postępowanie wyjaśniające.
- W oku kamery wyglądało to na możliwą próbę włamania do samochodu. Dlatego został tam wysłany patrol policjantów, aby to sprawdzić - mówi nadkom. Alicja Śledziona z zachodniopomorskiej policji.
Według niej pan Marcin odmówił pokazania dowodu, zaczął bezprzedmiotową dyskusję i nagle odszedł z miejsca interwencji.
- W takiej sytuacji policjanci nie mogą pozwolić na taki finał, dlatego próbowali zawrócić mężczyznę. Ten zaczął stawiać opór, nie stosował się do poleceń. W świetle dotychczasowych ustaleń zasadne było użycie przez policjantów środków przymusu bezpośredniego w postaci chwytów obezwładniających, gazu i kajdanek - dodaje nadkom. Śledziona.
Okazało się, że pan Marcin miał przy sobie dowód, dlatego policjanci chcą go ukarać za wykroczenie związane z niewylegitymowaniem się.
Wyjaśniona ma być też sprawa rzekomego pobicia w karetce.
Zobacz także:
Spalarnia śmieci w Szczecinie. Zobacz, jak wygląda od środka