Komisja śledcza, która upubliczniła SMS-y, zajmuje się wyjaśnianiem szturmu na Kapitol, do którego doszło 6 stycznia. W wyniku ataku sympatyków Donalda Trumpa zginęło 5 osób, a ponad 130 osób zostało rannych. Napastnicy wdarli się do gmachu Kapitolu, bo nie godzili się z wynikiem wyborów prezydenckich, które wygrał Joe Biden.
W poniedziałek komisja podjęła decyzję o zwróceniu się do prokuratury o postawienie zarzutów byłemu szefowi personelu Białego Domu Markowi Meadowsowi, który odmówił składania zeznań i współpracy z komisją w celu wyjaśnienia tej sprawy. Współpracownik Trumpa nie chciał zeznawać, ale na początku przekazał komisji tysiące SMS-ów i maili, które teraz upubliczniono.
“On (Donald Trump - red.) musi jak najszybciej potępić to g…” - pisał w SMS-ach do Meadowsa syn prezydenta Trumpa, Donald Trump jr tuż po rozpoczęciu ataku na Kapitol. “Potrzebujemy przemówienia z Gabinetu Owalnego (...). To wszystko poszło za daleko i wymknęło się spod kontroli" - prosił młody polityk.
Podobne wiadomości słali też dziennikarze telewizji Fox News, która sympatyzowała z administracją Trumpa. “Mark, prezydent musi powiedzieć ludziom w Kapitolu, żeby poszli do domu. To krzywdzi nas wszystkich. On niszczy swój dorobek" - pisała Laura Ingraham, prezenterka stacji.
Komisja ujawniła również anonimowe SMS-y pochodzące od kongresmenów Partii Republikańskiej, której kandydatem na prezydenta był Trump. "Mark, protestujący dosłownie szturmują Kapitol. Wyłamują okna i drzwi, wbiegają do środka. Czy Trump coś powie?" - pisał jeden z polityków.
Członkowie komisji podkreślili, że mimo panicznych próśb o reakcję ze strony swoich sojuszników, prezydent Trump przez kilka godzin zwlekał z zajęciem stanowiska w tej sprawie. Działanie napastników, którzy zdemolowali budynek Kapitolu i doprowadzili do zamieszek z policją, pozostało bez jednoznacznej krytyki ze strony głowy państwa. Trump wydał ostatecznie oświadczenie, w którym poprosił swoich sympatyków, by rozeszli się do domów. Jednocześnie podtrzymywał narrację o rzekomych nieprawidłowościach, które miały doprowadzić do jego przegranej w wyborach prezydenckich.
Teraz amerykańska prokuratura zdecyduje, czy pociągnąć Marka Meadowsa do odpowiedzialności za utrudnianie śledztwa. Jak podkreślili członkowie komisji, polityk zaczął od właściwego postępowania, ale później zmienił zdanie i odmówił jakiejkolwiek współpracy.
