Ciało ofiary znaleziono 9 października 2018 roku w parku przy Zespole Szkół przy ul. Trzebnickiej w Miliczu. Początkowo podejrzewano, że to był tylko wypadek, że Andrii S. zmarł z powodu wychłodzenia organizmu. Sekcja zwłok ujawniła jednak poważne obrażenia, które mogły powstać od silnego uderzenia w brzuch. Oskarżony to Jacek O. Dziś rozpoczął się jego proces. Przyznał się do nieumyślnego spowodowania śmierci. Bo – po uderzeniu – mógł zadzwonić po pogotowie. Ale uderzony mężczyzna tego nie chciał. Według Jacka O., śmiał się nawet, że tak słabo dostał w brzuch.
Poznali się kilka godzin wcześniej na przystanku autobusowym w Miliczu. Kupili alkohol i pili razem. Trafili do parku przy Trzebnickiej. Tu miało dojść do wymiany zdań. Według oskarżonego Andrii S. przechwalał się, że siedział w więzieniu, był na wojnie, ma nóż i zabijał nim. Jacek O. miał mu odpowiedzieć, że też siedział, ale nie ma się czym chwalić. Andrii sięgnął ręką do kieszeni mówią o „kilku trikach” z nożem. Wtedy – według Jacka O. - miał zostać popchnięty przez niego. Wywrócił się i zaczął się śmiać. Oskarżony odebrał to jako śmiech ze zbyt słabego ciosu.
W śledztwie – na początku – przyznawał się do zadania ciosu. Dziś tłumaczy, że policjanci mu podpowiedzieli, by tak mówił, bo tak będzie lepiej i szybko wyjdzie na wolność. Rzekomo obiecali mu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. A to przestępstwo zagrożone karą pięciu lat więzienia. Tymczasem za „spowodowanie rozstroju zdrowia, ze skutkiem śmiertelnym” grozi nawet dożywocie.
