Poniedziałek dla ponad 100 tys. mieszkańców Polski oznaczał zakończenie przymusowej kwarantanny i powrót do codziennych obowiązków. Nadal jednak aż 640 tys. osób musi izolować się z uwagi na podejrzenie zachorowania lub kontakt z osobą zakażoną.
Braki kadrowe spowodowane pracownikami na kwarantannie widoczne są nie tylko w małych osiedlowych sklepach, ale także sieciówkach, które pilnie poszukają ludzi chętnych do pracy. Szczególnie w grudniu, który dla branży handlowej jest czasem wytężonej pracy.
Pracodawcy kuszą pracowników, ale chętnych brak
- W listopadzie dwóch naszych pracowników poszło na zwolnienie z powodu zakażenia koronawirusem, a kolejne trzy czekają na wynik testu. Ratujemy się firmami zewnętrznymi, ale na dłuższą metę nie da się tak pracować. Pozostali pracownicy muszą brać nadgodziny, z czego nie są zadowoleni, a do świąt pozostały jeszcze trzy tygodnie – mówi menadżer jednego z opolskich sklepów.
Pracodawcy oferują nowym pracownikom bardzo atrakcyjne warunki zatrudnienia (nawet 4 tys. zł brutto), a już obecnie zatrudnionym – premię za dodatkowe dyżury.
Jak wynika z rozmów ze sprzedawcami, jeśli będą dyspozycyjni i chętni do brania nadgodzin, ich miesięczna pensja może w ten sposób wzrosnąć o dodatkowe 1,5 tys. zł.
Sklepy przed świętami czeka paraliż?
O coraz trudniejszej sytuacji w handlu mówi prezes Opolskiej Izby Gospodarczej Henryk Galwas, który podkreśla, że obecnie dla sklepów największym problemem jest zachowanie ciągłości pracy.
- Zapotrzebowanie na pracownika jest ogromne, ale chętni do pracy się nie zgłaszają. Sklepy muszą więc dwoić się i troić, aby sprostać tej trudnej sytuacji epidemicznej. Jeśli liczba przypadków nadal będzie niepokojąco wzrastać, a jednocześnie kolejni pracownicy sklepów będą trafiać na kwarantannę, przed świętami niektóre sklepy mogą doświadczyć prawdziwego paraliżu. Zwyczajnie nie będzie komu obsługiwać klientów – uważa prezes Galwas.
Zwraca także uwagę, że pracownicy sklepów ze względu na nieustanny kontakt z klientami są znacznie bardziej narażeni na zakażenie koronawirusem. Z tego powodu apeluje do mieszkańców, aby z trosce o zdrowie kasjerów, mieli założoną maseczkę podczas zakupów.
Szkoły pustoszeją z dnia na dzień
Niepokojąca jest również sytuacja w opolskich szkołach. Tutaj koronawirus pojawił się z początkiem września. Teraz niemal każdego dnia uczniowie i nauczyciele z Opolszczyzny dowiadują się o kolejnych zakażeniach, do jakich dochodzi w placówkach. Obecnie blisko 2000 uczniów i nauczycieli z Opola przebywa na kwarantannie i nauczaniu zdalnym.
- W listopadzie sytuacja zrobiła się naprawdę poważna. Prawie 20 szkół i przedszkoli w Opolu, czyli połowa wszystkich placówek, boryka się obecnie z problemem covidu. Chorują uczniowie, nauczyciele, a w przypadku przedszkoli – także pracownicy wspomagający. Z tego powodu dyrektorzy robią wszystko, aby wypełnić braki kadrowe i zapewnić dzieciom możliwość edukacji – tłumaczy Aleksander Iszczuk, naczelnik wydziału oświaty w opolskim ratuszu.
Z powodu rekordowej liczby zakażeń wśród uczniów i nauczycieli urząd miasta, po akceptacji sanepidu, całkowicie zawiesił naukę stacjonarną w PSP nr 9 w Opolu.
