Dwóch chłopców zostało zamienionych w szpitalu w Sieradzu. Dorastali i wychowywali się w obcych rodzinach. Oprócz zamienionych mężczyzn, o zadośćuczynienie ubiega się także siostra jednego z nich. Przez całe życie wychowywała się z obcą osobą zamiast z bratem. Sąd jeszcze nie wyznaczył terminu pierwszej rozprawy. Pozwany jest Skarb Państwa, wojewoda łódzki.
Do zamiany doszło w latach 40. Dwie matki trafiły w tym samym czasie na oddział ginekologiczny szpitala w Sieradzu. Obie urodziły synów, jedna - 29 marca, druga - 30 marca. Ze szpitala matki wyszły z nie swoimi dziećmi. Jedna z nich zorientowała się, że coś jest nie tak. Ale nikt nie chciał jej słuchać. I tak zaczął się dramat.
"Zasugerowała położnej, że wydane jej przez personel dziecko nie przypomina biologicznego (...) Personel szpitala zlekceważył sugestię matki" - czytamy w pozwie.
Zamienione dzieci to dziś ponad 60-letni mężczyźni. Rok temu przypadkowo poznali prawdę. Grażyna Kieszniewska, pełnomocnik ds. praw pacjenta sieradzkiego szpitala, zaznacza, że nigdy wcześniej szpitala nie dotyczyły podobne sprawy sądowe. - W latach 40. szpital znajdował się w innym miejscu, zarządzała nim inna dyrekcja, był inny personel - dodaje rzecznik.
Mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz, która będzie reprezentować rodzinę przed sądem, nie chce mówić o tej sprawie. Dodaje jednak, że prowadzi sześć podobnych spraw w całej Polsce. Najwięcej przypadków zamiany noworodków dotyczy lat 60. i 80.
- W tym czasie porodówki były przepełnione. Brakowało obsługi pielęgniarskiej, w szpitalach było zbyt mało łóżek, zdarzało się, że w jednym łóżeczku leżały trzy - cztery noworodki - zaznacza mecenas.
WIĘCEJ W PIĄTKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA ŁÓDZKIEGO".