Whitney poznajemy jako pogodną i bardzo ładną dziewczynkę – grzeczną i utalentowaną. Ale czy na pewno? Starszy brat twierdzi, że wychodziła uczesana, a wracała z zabaw potargana. To on pierwszy poczęstował ją marihuaną, choć całe rodzeństwo płakało, kiedy mama wyjeżdżała w trasy. Okazuje się, że molestowani przez kobiety z rodziny byli i chłopcy i Whitney. Czy to dlatego w wieku 18 lat przeprowadziła się do przyjaciółki – zdeklarowanej lesbijki? Lubujący się w psychoanalizie Amerykanie w nieudanym dzieciństwie upatrują skłonności do uzależnień. Łatwe wytłumaczenie słabości? Ale Whitney Houston rzeczywiście nie miała lekko. Matka, super talent, ale wieczna chórzystka u innych, ojciec – marzący o aspirowaniu do klasy średniej i czyniący to, prawdopodobnie dzięki łapówkom (wydawał pozwolenia budowlane!), bracia – narkotyzujący się lenie i ona jedna – piękna modelka, godzinami szlifująca frazy, tak by przy pierwszym publicznym występie idealnie naśladować matkę. Tyle, że córka miała charyzmę i olśniewającą urodę, więc z wyjątkowym głosem miała szansę na karierę. A rodzice wiele rozumieli z Ameryki i szoł biznesu.
Wiedzieli, że ich Nippy, bo tak mówili na Whitney w domu, musi śpiewać repertuar ponadczasowy i wyglądać i ubierać się jak biała. I kiedy znaleźli takie piosenki, siedem numerów z rzędu podbiło pierwsze miejsce listy przebojów w USA – więcej niż The Beatles. Ale i co to były za wspaniałe interpretacje. A w przebitkach widzimy i zamieszki na tle rasowym, i w zmożenie patriotyczne podczas wojny w Iraku. Tło socjologiczne filmu jest jego największą zaletą. Bo „rodzinny biznes” z ojcem krętaczem, braćmi narkomanami i szeregiem ludzi traktujących Whitney jak bankomat budzą zażenowanie. Podobnie jak małżeństwo z Bobby’m Brownem, jej uległość wobec męża, chęć utrzymania małżeństwa za wszelką cenę. A to zaczęło się walić, kiedy gwiazda Whitney wzbiła się w Kosmos po sukcesie filmu „The Bodyguard”. Na nic zdało się zabieranie małej córeczki Krissy na koncerty i przedstawianie widzom. I ona i matka skończyły tak samo. Przez narkotyki. Pozostały fantastyczne piosenki, filmy, sesje zdjęciowe.
Dwugodzinny dokument „Whitney” dobrze się ogląda także dzięki dynamicznemu montażowi, choć to głównie gadające głowy. Aż żal, że muzyka szybko ustępuje miejsca wspomnieniom. A że radia coraz rzadziej puszczają nagrania Whitney Houston, niech wyjście do kina popchnie was do odsłuchania choćby jej greatest hits. Choć Ameryka jest wielka, drugiej tak pięknej i utalentowanej wokalistki jakoś nie może wynaleźć.
Zobacz też: Kanye West wydał 85 tys. dolarów na zdjęcie łazienki, w której umarła Whitney Houston. Do czego mu posłuży?
Źródło: Cover Video