Co nas czeka w nadchodzącym roku?
Według chińskiego kalendarza to będzie rok królika. Rok obfitości i płodności. Będzie w nim również niemało lęków. Dlatego musimy wszyscy w tym czasie wyciszyć wyobraźnię, uspokoić negatywne emocje.
Jedenastka w dacie (2011) także ma duże znaczenie i wpływ na nasze plany i życie. Jedynka odbija się tu jakby w lustrze. Potrzebne jest więc spojrzenie w siebie, zdiagnozowanie tego, co nas najbardziej boli, ale też próba realizacji przede wszystkim własnych pomysłów. Nie można oczywiście w takich działaniach zapomnieć o innych, konieczne jest zachowanie równowagi. Niezbędna jest jednak pewna dawka zdrowego egoizmu. Najbliższe miesiące to też czas ważny dla ludzi, którzy urodzili się w "jedynkach" (1, 11, 21, 31), także w styczniu i w listopadzie.
Ważny, czyli szczęśliwy?
Raczej ujęłabym to tak - będą mieli dużo do powiedzenia. Nadejdzie ich czas na pokazanie wewnętrznej i zewnętrznej siły, na realizację planów, marzeń. Jak ten czas wykorzystają - zależy tylko od nich. A jeśli mamy w swoim otoczeniu "jedynki" - powinniśmy te osoby wyjątkowo wspierać i dopingować.
Dla Polaków nadchodzący czas to także leczenie ran. Do początku lutego będziemy jeszcze pod wpływem starego roku. A w nim była "dziesiątka", czyli tarcza - albo my byliśmy na celowniku albo to my szukaliśmy celu, albo nas goniono, albo to my polowaliśmy. W chińskim kalendarzu był to rok tygrysa, króla. I Polska właśnie w związku z tym "królem" miała tak tragiczne przeżycia. Najbliższych 12 miesięcy będzie więc gojeniem ran, także po katastrofie smoleńskiej. Ważne, żeby umieć te rany zszyć na zawsze, wyleczyć raz i skutecznie, a nie zaklejać je plastrem i co chwilę ponownie rozdrapywać.
Mijający rok obfitował także w inne, trudne dla Polski wydarzenia. Wiele osób zostało poszkodowanych przez powódź, niektórzy do dziś nie mogą wrócić do swoich domów. Czy w nadchodzącym czasie odpoczniemy od takich tragedii?
Wciąż czuję nieufność w stosunku do żywiołów, zwłaszcza wody. Dużo łez popłynęło w związku z powodzią i, niestety, nie wykluczam, że także w nadchodzących 12 miesiącach wciąż będzie to powód do lęków, niepokoju. Nadal ludzie będą też szukali spokoju po ciężkich przeżyciach, liczyli straty, starali się wrócić do normalności.
Wizjonerstwo ma Pani we krwi, ale z wykształcenia jest Pani ekonomistką. Co zatem z gospodarką?
Jeśli chodzi o gospodarkę globalną, to wychodzenie ze światowego kryzysu potrwa, moim zdaniem, jeszcze około trzech lat. W Polsce przestrzegałabym przed zbyt wielkim optymizmem, a także próbami rozwiązania wszystkich problemów jednocześnie. Ujmę to metaforycznie - jeśli ktoś jedzie na łyżwach po cienkim lodzie i nie ma bagażu, dotrze bez problemu na drugi brzeg jeziora. Jeśli zaś ktoś weźmie za dużo na swoje barki, może wpaść do wody i utonąć. Lepiej więc rozłożyć działania w czasie, niż chcieć za dużo zrobić naraz.
Jeśli chodzi o sprawy dotykające ludzi na co dzień, to na pewno wzrosną ceny, a to wpłynie na stan budżetów domowych. Jednak, żeby to przewidzieć, nie trzeba mieć wizjonerskich umiejętności.
Lublin ma nowego prezydenta, województwo - marszałka. Jaki rok im Pani wróży? Uda im się zmienić miasto i region?
Ci politycy i ich współpracownicy to drużyny, które dopiero zaczynają ze sobą współgrać. Badają grunt pod własnymi nogami. Najważniejsze więc, żeby nie zaczęli rywalizować miedzy sobą. Gdybym miała im coś poradzić, powiedziałabym, żeby działali bez nadmiernego pośpiechu, ale za to solidnie. Kiedy mamy duży bałagan w domu i odwiedzają nas niespodziewani goście, ubrania upychamy do szafy, śmieci zamiatamy pod dywan. Ale to nie oznacza, że jest naprawdę czysto. Kiedy po wizycie otworzymy szafę, wszystko znowu wysypie się nam na głowę. Przestrzegam więc, także w Lublinie, przed działaniami niestarannymi. I życzę włodarzom, żeby szli do swoich celów szybko, ale nie biegli. Biegnąc można łatwo dostać zadyszki i stracić tempo.
Początek nowego roku to czas na podsumowania, ale też postanowienia, wytyczanie celów na kolejne miesiące. Czy to ma sens?
Grudzień to dobry moment na swoiste posprzątanie naszego życia, czasami zrobienie symbolicznej kreski między tym, co było - zwłaszcza jeśli jest to coś, o czym wolelibyśmy nie pamiętać. Każdy nowy rok jest jak czysta kartka do zamalowania. Ważne, żeby w miarę możliwości spróbować odciąć się od problemów z poprzedniego roku, nie ciągnąć ich za sobą, nie wracać do nich. Z niektórymi porażkami trzeba się po prostu pogodzić. Ja zawsze, kiedy coś się nie uda, mówię sobie: - Nie ma co płakać, kiedy się złamało obcas. Trzeba zmienić buty i cieszyć się, że noga jest cała.
Pod względem podsumowań i planów nadchodzący przełom roku będzie szczególny - robimy rozrachunek nie tylko z dwunastu minionych miesięcy, ale też z całej dekady. Jednocześnie planujemy na dłużej, na kolejne dziesięciolecie. Często nasze noworoczne plany spełzają na niczym. Pomyślmy jednak, że nierzadko winny jest fakt, że zbyt wiele od siebie wymagamy, stawiamy sobie cele niemożliwe do zrealizowania w ciągu krótkiego czasu. A gdy czasu i możliwości zabraknie, szybko się załamujemy, zniechęcamy. Dlatego myślmy w dłuższej perspektywie, przygotowujmy cele bardziej długofalowe.
A jakie są Pani zamierzenia na rok 2011?
Na pewno nadal będę pisać i śpiewać dla dzieci. Kontakt z najmłodszymi i praca dla nich to naprawdę cudowne przeżycia, które pozwalają nieco inaczej spojrzeć na świat. Pragnę też wrócić do muzycznych korzeni. Pracuję nad rosyjskimi romansami.
***
Kim jest Aida Kosojan-Przybysz?
Urodziła się w Gruzji, w Batumi. Wizjonerski talent odziedziczyła po obu swoich babciach. - Babcia Anna ma dziś 86 lat. Całe swoje życie poświęciła ludziom - zajmowała się tylko tym - mówi Aida. - Umiejętność przewidywania jest więc po prostu we mnie. Nie wróżę z kart, nie patrzę w gwiazdy. Prognoza na przyszły rok przychodzi do mnie sama, zwykle w październiku - dodaje.
Aida Kosojan studiowała w kijowskiej Wyższej Szkole Gospodarki Narodowej, tam poznała przyszłego męża, Adama Przybysza. Adam jest lublinianinem, uczył się na Politechnice Lubelskiej, do Kijowa pojechał na wymianę studencką. Po ślubie przez kilka lat mieszkali w Lublinie, potem przenieśli się do Warszawy. Aida zaznacza, że nie wyobrażała sobie pracy w wyuczonym zawodzie.
- Umarłabym, siedząc całe dnie w papierach - mówi. Od początku chciała śpiewać. - Na ekonomię poszłam tylko z dwóch powodów. Tata był śpiewakiem, ale dla mnie chciał innej przyszłości. Za jego namową zdecydowałam się więc na taki kierunek studiów. Poza tym kijowska uczelnia miała fantastyczny zespół, który jeździł po całym świecie. Bardzo chciałam się do niego przyłączyć - mówi. Przygoda Aidy ze sceną rozpoczęła się w 1999 r. Obecnie Ormianka pisze teksty piosenek, komponuje muzykę, śpiewa. Wydała dwie solowe płyty dla dorosłych i trzy płyty dla najmłodszych - MiniMini Kołysanki. Te ostatnie zyskały tytuł złotych i platynowej.