Ta książka nie jest dziennikarskim śledztwem. Jest wyborem zbrodni wojennych, katalogiem przejawów bandytyzmu, jakie pojawiły się podczas II wojny światowej i tuż po niej w Polsce. Na wsiach, w lasach i w stolicy, także podczas powstania warszawskiego. Bo gdzie jest broń, normy moralne zmieniają standardy, o śmierć łatwiej niż o kromkę chleba.
Jak bardzo musi boleć znana w rejonie Gór Świętokrzyskich, ale w Polsce raczej przemilczana historia mordu na obozowisku żydowskich uciekinierów w Lasach Siekierzyńskich. W lipcu 1944 uciekli z obozu pracy w Skarżysku-Kamiennej. Cieszyli się wolnością kilkanaście dni. 17 sierpnia oddział Armii Krajowej dokonał egzekucji około 50 nieuzbrojonych Żydów.
Wojciech Lada zastrzega, że często w takich przypadkach nie należy doszukiwać się antysemityzmu. Mordercami powodowała najczęściej chęć zysku. Dlatego oddział „Barabasza” w Chęcinach na początku marca 1944 roku zastrzelił Icka Grynbauma. Akowcy wiedzieli, że kursuje po mieście, wyprzedając żydowskie oszczędności pobratymców w zamian za żywność. I musiał zginąć.
Ale Lada oddaje też sprawiedliwość prawdzie historycznej wymieniając nazwiska Żydów, którzy stali na czele bandyckich ugrupowań, niewiele mających wspólnego z partyzantką. Złożony z uciekinierów z gett Radomia, Opoczna czy Przysuchy oddział Izraela Ajzenmana „Lwa”, rabował ile wlezie, a rozbity przez hitlerowców, trudnił się zwykłą bandyterką. Podziemie nie dało rady go zlikwidować, zaś po wojnie był i oficerem bezpieki, i członkiem PZPR (nota bene wyrzuconym z partii za korupcję), trafił nawet do więzienia. Ale zmarł z przyczyn naturalnych w 1965 roku, z Krzyżem Grunwaldu na piersi.
Rabowali ludność cywilną warszawscy powstańcy. Kradli, rekwirowali na taką skalę, że zachowały się stosowne rozkazy zakazujące podobnej działalności. W stolicy ujawnił się też antysemityzm kadry. Przypadki mordów na tle rasowym zostały doskonale udokumentowane. Na nic zdał się entuzjazm Żydów chcących dołączać do powstańców. Częściej niż biało-czerwona opaska, czekała ich kula w łeb od Polaków. I to są fakty.
Wojciech Lada wspomina również o rozlicznych egzekucjach na konfidentach. Często nieprzemyślane akcje kończyły się przypadkowymi mordami przypadkowych cywili czy członków rodzin. Tu warunki wojenne do pewnego stopnia usprawiedliwiają taki rozlew krwi. Trudniej znaleźć usprawiedliwienie dla masakry Litwinów we wsi Dubienki przeprowadzonej przez oddział AK podlegający pod jurysdykcję majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
"Łupaszka" spoczął na Powązkach
Źródło: TVN24
Jeszcze trudniej pominąć milczeniem napady na tle narodowościowym oddziałów „Burego” na wsie zamieszkiwane przez prawosławnych i Białorusinów. Wojciech Lada na jego konto zapisuje 79 morderstw na nieuzbrojonych chłopach obojga płci w wieku od kilku dni do późnej starości.
Autor przypomina też postać naiwnego księdza – Władysława Gurłacza, który wstąpił w szeregi Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Miał dbać o morale „wyklętych” tymczasem owa armia od lipca do października 1948 roku napadała głównie na kasjerów, ale nie pogardziła też namiotem obozu letniego Związku Walki Młodych. Bandyci wpadli 2 lipca w Krakowie podczas potyczki z konwojentami bankowymi. Ksiądz Gurgacz zawisł na komunistycznym stryczku 14 września 1949 roku.
Wojciech Lada zdaje sobie sprawę, że z perspektywy wojny, bandytyzm podziemia nie był ani szczególnie wielki, ani wyjątkowy, uważa jednak, że nie wolno go przemilczać. Bo czarne owce znajdą się wszędzie. To czytelnik ma rozsądzić, czy czarna legenda polskiego podziemia usilnie lansowana w czasach PRL-u była całkowicie wymysłem propagandy.