W rozmowach telefonicznych przechwytywanych przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) rosyjscy okupanci narzekają na ciągłe ataki ukraińskich obrońców w Zaporożu. Próbują też porozumiewać się po ukraińsku. Na dowód tego żegnają się już ukraińskim zwrotem "До побачення!" (Do widzenia)”.
„Każdej nocy walczymy z DRG (grupa dywersyjna - pododdział żołnierzy sił specjalnych lub oddziału partyzanckiego przeznaczona do działań dywersyjnych, specjalnych i podobnych na zapleczu w tym głębokim zapleczu przeciwnika), którzy zajeżdżają do wioski. No, w skrócie (tu padają przekleństwa) wszystko (przekleństwo), chcę do domu, znów przekleństwo - skarży się okupant swojemu towarzyszowi, który też walczy na Ukrainie.
Pod koniec rozmowy najeźdźcy przestawiają się na język ukraiński. Główne słowo testowe dla Rosjan - паляниця (bochenek chleba) nadal pozostanie nieosiągalne dla okupantów. Dlaczego?
To nie pierwsze nagranie udostępnione przez SBU w którym pada słowo „palyanica” (bochenek chleba, ukr.: паляниця). Rosjanie mylą ze słowem "polunyca" (truskawki, ukr.: полуниця). Zresztą Ukraińcy od początku inwazji Rosji na Ukrainę stosują ten test u zatrzymanych Rosjan. Żaden go jeszcze nie zaliczył i nie zaliczy.
- Palyanica to nasz narodowy ukraiński chleb wypiekany na wsiach w prawdziwych piecach - mówi polskatimes.pl Lika, studentka z Żytomierza na Ukrainie, obecnie mieszkająca w Warszawie. - To jest trudny wyraz, bo obcokrajowcowi bardzo trudno poprawnie wymówić zakończenie słowa - dodaje. Przy okazji Lika żałuje, że nie można takiego chleba kupić w Warszawie.
Pomysł testu językowego na wrogu nie jest nowy. W naszym kraju już rycerze Władysława Łokietka sprawdzali polskość mieszczan krakowskich po stłumieniu buntu w 1312 r. Testem polskości były cztery słowa: "soczewica, miele, koło, młyn", trudne do wymówienia dla cudzoziemca.
Niemcy - bo o nich głównie chodziło - dla których te słowa są niemożliwe do poprawnego wymówienia, na tym zwrocie "polegli". I tak król pozbył się ich z Krakowa.
