Czytaj także:
Nikt nikogo nie zna
Blok, w którym mieszka Wojciech Lesiak, stoi w nowoczesnym, cichym zakątku Klinów. Każde mieszkanie ma elegancki balkon i prywatny garaż. Na balkonach rośliny. Żadnych bazgrołów graffiti, kibolskich napisów.
- To spokojna, cicha okolica. Sąsiedzi zostawiają na klatce rowery nie przywiązując ich. Moja córka, mieszkająca na Ruczaju, złapała się za głowę. Mówiła, że u niej nawet przywiązane kradną - opowiada pani Anna, sąsiadka Lesiaka. Przypomina sobie, że napisy kibolskie widziała nieco dalej, koło pętli autobusowej. Ale po zabójstwie część z nich została zamazana.
- A policji tu tyle, codziennie widać radiowozy, przedwczoraj nad blokiem latał helikopter - mówi. Swojego sąsiada jednak nie zna. - Nigdy go na oczy nie widziałam, nikt się nie zna z sąsiadami w tym bloku. Rano wychodzimy do pracy, wieczorem wracamy - tłumaczy.
Zgadza się z tym sąsiad z piętra niżej. Też nie miał pojęcia, że mieszkający obok chłopak jest podejrzany o głośne zabójstwo. Nawet na zdjęciu z listu gończego nikt go nie poznaje. A przecież "Wojtas" mieszka na tym osiedlu z rodzicami od 2007 roku.
- Przeprowadziliśmy się tu ze śródmieścia, Wojtek już wtedy kibicował - mówi matka chłopaka podejrzanego o zabójstwo. Jest zdruzgotana.
- Nie wierzę, że to on zrobił, nigdy nie był agresywny. Ale nie wiem już, co myśleć. Czuję się, jakby po mnie przejechał czołg, a teraz ktoś mi kazał wstać - mówi schorowana kobieta. Jej Wojtek w szkole podstawowej dobrze się uczył. W gimnazjum już było nieco gorzej. Potem zaczął zawodówkę - uczył się na mechanika samochodowego. - Stwierdził, że to nie dla niego. Potem zaczął i rzucił liceum dla dorosłych. Mówił, że nie ma na to czasu - mówi cicho kobieta.
Tylko mecze się liczyły
Po gimnazjum zaczął kibicować. - Jeździł na te mecze, zbierał szaliki. Od tej pory już nikogo już nie słuchał, na nic nie zważał, tylko te mecze się liczyły - opowiada matka. Niedawno dostała pismo z prokuratury w Prądniku Białym. Jej syn został temu oskarżony o bazgranie kibolskich napisów na pawilonie przy ul. Siemaszki. Grozi mu za to pięć lat więzienia. Dwa lata temu "Wojtas" miał już wyrok za trzy kradzieże paliwa na stacjach. Podjeżdżał, tankował i nie płacił.
Za kradzież (525 zł) został skazany w podgórskim sądzie na grzywnę dwóch tysięcy złotych. O tym jego matka nie wiedziała. - Pierwsze słyszę. On mi wszystkiego nie opowiadał - wzdycha. - A przecież miał inne życie poza kibicowaniem. Od trzech lat związany z dziewczyną. W sierpniu ma się urodzić ich syn. Kupili już łóżeczko i wózek. A teraz co? Dziewczyna sama będzie wychowywać to dziecko? Jaką mój wnuk będzie miał przyszłość... Straszne to wszystko... Tylko sobie strzelić w głowę - załamuje ręce matka "Wojtasa".
Wojciech Lesiak czasem pomieszkiwał u rodziców, częściej z dziewczyną w wynajętym mieszkaniu. Matka ostatni raz widziała go dwa-trzy tygodnie temu. Kupowali w salonie meblowym trzy krzesła do pokoju w mieszkaniu rodziców.
Potem dostała wezwanie na policję. Jej syn jest podejrzany o zabójstwo!
Nie pamięta dokładnie, co zeznawała. Odpowiadała na pytania. - Jego już nie ma. Po tym co się stało, on już nie ma życia - mówi jego matka. I choć nie chce jej się wierzyć, że syn mógł kogoś zabić, mówi, że czuje ogromny ciężar. - Cały czas myślę, że mogliśmy go bardziej dopilnować, lepiej wychowywać. Przecież się staraliśmy - wzdycha.
Żaden z kolegów, z którymi jej syn chodził na mecze, od czasu morderstwa na Żywieckiej się nie pokazał, nie spytał czy jej czegoś potrzeba. Jej rodzina to dwóch dorosłych synów. Jeden z nich nie wie o tragedii - mieszka za granicą i chcieli mu oszczędzić stresu. Drugi, żonaty i samodzielny już, gdy się dowiedział o Wojciechu, wylądował w szpitalu na kardiologii. A nigdy wcześniej kłopotów z sercem nie miał. - Jesteśmy naznaczeni. Kto teraz będzie się chciał z nami znać, mieszkać obok? - pyta zrozpaczona kobieta.
Pościg policji i kiboli
Trwa pogoń policyjna za "Wojtasem", ale kibice z jego osiedla wiedzą swoje. - Nie jest głupi, dawno zwiał za granicę. Zanim jeszcze wydano cały ten list gończy - mówi jeden z kibiców Wisły z osiedla. Dodaje, że "Wojtasa" znają od złej strony.
- Niejeden raz spuszczał łomot kibicującym Wiśle. To nie był grzeczny chłopak. Wysoko postawiony w hierarchii kiboli Cracovii. Dlatego w ucieczce na pewno ktoś mu pomógł - opowiadają. Jednak żaden "łomot" nie został zgłoszony na policji. Takie sprawy pseudokibice wolą załatwiać między sobą.
Zobacz: List gończy za Wojciechem Lesiakiem ps. Wojtas
Teraz, równolegle z pościgiem policyjnym, trwa ten drugi - bojówkarzy Wisły. Nie jest przecież tajemnicą, że Łukasz Dz., który m.in. prowadził doping na meczach tej drużyny, zginął w porachunkach o podłożu kibolskim. Na forach internetowych kiboli zaraz po jego śmierci pojawiła się ksywa "Wojtasa" i jego dane. Na jednym z wiślackich profili na portalu Facebook jest też podana marka i kolor samochodu Wojciecha Lesiaka.
Współpraca Artur Drożdżak
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+