Organizatorzy zmienili w tym roku formułę końskich targów proponując - jak to kiedyś bywało - dwa dni na targi. W drugim dniu, czyli we wtorek, wystawiano konie do jazdy.
CZYTAJ KONIECZNIE:
Trzeba wiedzieć, że pierwszy dzień, czyli tak zwany wstępny poniedziałek przyciąga rzeszę handlarzy i hodowców. Z kolei we wtorek targ świecił pustkami. Na placu targowym w Skaryszewie było doliczyć się może kilkadziesiąt koni, ale nie w jednym czasie. W dodatku kupców było niewielu.
- O świcie we wtorek przyjechali wolontariusze z fundacji Tara i wykupili od rolników może z 10 - 12 koni. To byli jedyni kupcy. Zabrali konie do szkółek jeździeckich - opowiada Lechosław Urbaniak, spotkany na targu.
Irytacji nie kryli handlarze, którzy mieli informację o handlu we wtorek, ale ...nie mieli z czego wybierać.
- Ze dwa trzy-konie chciałem kupić do mojej stadniny, ale na targu nie ma za dobrych zwierząt, po prostu hodowcy nie dojechali. Nie zmarnowałem czasu, bo umówiłem się z kilkoma krążącymi na placu hodowcami i pojadę do nich na miejsce, by zobaczyć, co ciekawego mają w swoich stajniach - opowiadał pan Andrzej, właściciel stadniny spod Warszawy.
CZYTAJ KONIECZNIE:
Konie pod siodło sprzedawały się w podobnych przedziałach cenowych, jak te do pracy w polu. 2-trzy letnie klacze fryzyjskie hodowca oferował za 8-9 tysięcy złotych. Ale już piękny ogier fryzyjski kosztował przed negocjacją 15 tysięcy złotych. Mniej dorodne sztuki sprzedawały się po 6-7 tysięcy złotych i te konie rozeszły się najszybciej.
Od lat jedynym zmartwieniem, jaki może dotyczyć organizatorów Wstępów, jest malejąca z roku na rok liczna koni.
- Koni już nie ma w gospodarstwach. Dopłaty rolnicze sprawiły, że ludzie kupują nowoczesne ciągniki. Nie widać już choćby furmanek w mieście, które jeszcze parę lat temu woziły węgiel po Radomiu - opowiada Piotr Warec, spotkany na targu.