Kilka lat temu głośno było o akcji "Zabierz babci dowód", która miała na celu porozmawianie przed wyborami z seniorami, a została zmanipulowana jako atak wymierzony w PiS, by odebrać mu elektorat. Dziś mamy do czynienia z nieco inną formą aktywności obywatelskiej. Jeden z wyborców, zaniepokojony nieprawidłowościami jakie miały miejsce przy okazji elekcji samorządowców, zainicjował akcję "Weź długopis na wybory". Motyw jest poważny - uniknięcie fałszerstw przy liczeniu głosów.
- Długopis to niby drobny przedmiot, ale w procesie wyborczym posiadający kluczowe znaczenie - czytamy w opisie akcji na Facebooku. - Pokazały to chociażby ostatnie wybory samorządowe, gdzie w niektórych komisjach rozłożono długopisy z bardzo mocnym i rozlewającym się tuszem. W efekcie, ponieważ karty wyborcze miały kształt książeczek, tusz ze znaku X postawionego na jednej ze stron w jednej z kratek, przebijał także na inne. I podczas liczenia, wiele takich głosów komisje uznały za nieważne - wyjaśnia autor.
Inicjatorem akcji jest znany prawicowy bloger, Paweł Rybicki, który sugeruje, że sfałszowanie wyborów w jednej komisji obwodowej to koszt 10,5 zł. Własnie tyle wynosi cena długopisu z tuszem, który znika z kartki w kilka godzin po jej zapisaniu. - Nie twierdzę, że podczas polskich wyborów dochodzi do jakiejś odgórnie skoordynowanej akcji fałszowania - zaznacza Rybicki w opisie akcji. - Na pewno mają jednak miejsce nieprawidłowości. Teoretycznie, o uczciwość wyborów powinny zadbać organy państwa, ale zbytnio się do tego zadania nie przykładają. Dlatego to sami wyborcy powinni zrobić, co w swojej mocy, aby uczciwość głosowania zapewnić - dodaje.
CZYTAJ TAKŻE: Wybory 2015: Debata prezydencka TVP za nami. Kto wygrał?
Przekaz jest prosty: "Weźmy swoje własne, sprawdzone długopisy, idąc zagłosować 10 maja."
Udział w akcji zadeklarowało ponad 100 tysięcy osób i ta liczba stale rośnie. Takie zainteresowanie zaskakuje nawet Rybickiego. - Przyznaję, nie spodziewałem się, że tyle osób weźmie udział w tej akcji. Widać, jakie Polacy mają zaufanie do Państwowej Komisji Wyborczej - napisał na Facebooku organizator.
Należy jednak podkreślić, że wiele osób, deklarujących udział w akcji, robi to opierając się tylko i wyłącznie na przesłankach, nie mając żadnej wiedzy na temat pracy komisji wyborczych i tego, czy sfałszowanie głosów rzeczywiście jest tak prawdopodobne. W temacie akcji "Weź długopis na wybory" wypowiedziało się kilka osób, które w takich komisjach pracowały, uczestniczyły w liczeniu głosów i podobne sugestie nazywają wierutną bzdurą.
- Jakim cudem 13 osób zasiadających w komisji miałoby sfałszować te wyniki? Nawet gdyby miał ginąć tusz z karty do głosowania? Czy uważacie, że 13 osób stawiałoby krzyżyki na pustych kartach? Zamiast iść na wybory ze swoim długopisem, proponuję zostać mężem zaufania i patrzeć na ręce obwodowej komisji, każdy ma do tego prawo - przekonuje Robert Ogłoszka, który członkiem komisji obwodowych był kilkanaście razy, a dwukrotnie pełnił funkcję zastępcy przewodniczącego.
Kolejni uważają, że sugestie, by ktoś fałszował karty, obrażają wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek pracowali w komisjach wyborczych. - Przez 10 lat uczestniczyłem praktycznie we wszystkich wyborach, w większości jako przewodniczący komisji i widzę, że ludzie wypowiadający się tutaj nie mają pojęcia jak wygląda liczenie i praca takiej komisji - stwierdza Mateusz Kwiatkowski. - W mieście, w którym mieszkam i obecnym bezrobociu dodatkowe pieniądze w postaci pracy w komisji są na wagę złota, uwierzcie mi, że nikt nie przychodzi tu dla ideologii, partii wyborczych, każdy chce zarobić, zrobić swoje i spadać do domu, bo jak ma szczęście to rano musi iść do roboty i robić swoje dalej - tłumaczy.
Za pracę przy wyborach można uzyskać całkiem niezłe honorarium. Członkowi komisji należy się wynagrodzenie w wysokości 320 zł, wiceprzewodniczący może liczyć na 360 zł, a przewodniczący zarobi 400 zł.
Mateusz Kwiatkowski dodał, że przez 10 lat nie miał żadnego incydentu, wszystkie karty się zgadzały, a każdy nieważny głos poddawany był debacie. Ponadto podzielone głosy dla pewności są liczone przez inne osoby. - Pozdrawiam i włączcie myślenie - zakończył swój wpis Kwiatkowski.
Pojawiło się też sporo głosów ludzi, którzy zazwyczaj biorą na wybory własny długopis, jednak wcale nie wynika to z obawy przed ich fałszowaniem. Dla kilku z nich wydało się to na tyle absurdalnym pomysłem, że zainicjowali nową akcję "Zabierz świeczkę na wybory". W ten sposób nie dość, że zakreślimy krzyżyk obok swojego kandydata, to zatrzemy woskiem inne pola, uniemożliwiając zaznaczenie kolejnych nazwisk. Niektórzy poszli jeszcze dalej i zasugerowali przydatność maszyny do laminowania - wówczas na pewno nikt nie sfałszowałby naszej karty!
- Jak pierwszy raz usłyszałem o tej akcji, to musiałem stłumić śmiech, ale już nie muszę - dzieli się wrażeniami z Agencją Informacyjną Polska Press (AIP) Rafał Szymczak z biura prasowego Krajowego Biura Wyborczego. - To że obywatele angażują się w proces wyborczy, to dobrze. Nawet jeśli jest to niepokój. Dzięki temu demokracja jest silniejsza, a nie słabsza. To może wręcz wpłynąć na mobilizację wyborców - dodaje.
CZYTAJ TAKŻE: Wybory 2015: Debata prezydencka TVP za nami. Kto wygrał?
Fałszerstwa, według Szymczaka, są oczywiście teoretycznie możliwe, ale równie dobrze możliwe jest to, że w ziemię uderzy meteoryt. Dlatego nikt w PKW nie traktuje takich sugestii poważnie. - Oczywiście, jak się wszyscy w komisji zmówią, to pewnie będą mogli coś tam zrobić z tym głosem. Natomiast nie wydaje mi się to prawdopodobne. Członkowie komisji są przecież wskazywani przez partie, są też mężowie zaufania i tych osób jest sporo - wylicza Szymczak w rozmowie z AIP.
Co do przynoszenia własnych długopisów, jest to nawet wskazane i zalecane przez PKW. Rozczarowani mogą być jednak ci, którzy zamierzają przynieść świece bądź maszyny do laminowania. - Wydaje mi się, że tu już wchodzimy na ryzyko naruszenia kart, które nie jest dozwolone - tłumaczy Rafał Szymczak. - Popadamy jednak teraz w sytuacje absurdalne. Po to są mężowie zaufania i członkowie komisji, by takich rzeczy pilnowali - dodaje członek biura prasowego KBW.
Za podsumowanie tego tematu najlepiej posłuży opinia jednej z obywatelek, które wypowiedziały się na temat akcji "Weź długopis na wybory". - Zamiast zapasowych arkuszy wyborczych z internetu, tuszy do długopisów, świeczek z komunii i ochroniarza weźcie ze sobą mózg i dowód. Wystarczy. Bez odbioru - napisała Joanna Stasiów.