"To porażka poważna na tyle, by zakładać, że gdyby jutro odbyły się wybory parlamentarne, prawica straciłaby władzę" - powiedział Polskiemu Radiu Stephen Fisher, profesor socjologii politycznej z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Jest współtwórcą wykonanej dla BBC analizy, która pokazuje, że gdyby wyniki wyborów lokalnych przenieść na mapę wyborów parlamentarnych, z osiemdziesięciomandatowej większości prawicy nie zostałoby nic. Do większości brakowałoby Konserwatystom niemal 50 mandatów.
To kolejna odsłona kryzysu w partii rządzącej. Notowania premiera Borisa Johnsona załamały się po aferze z lockdownowymi imprezami na Downing Street. Douglas Ross, szef szkockiej odnogi prawicy otwarcie winił BBC "Partygate" i kontrowersje wokół premiera. "Nie mam poczucia, że ludzie mogą ufać, że premier będzie mówił prawdę" - powiedział brytyjskim mediom publicznym John Mallinson, były już szef rady miasta Carisle.
Dziś poznaliśmy ostateczne wyniki. Jako ostatnie spłynęły rezultaty z londyńskiej dzielnicy Tower Hamlets. W sumie Labourzyści powiększyli swój dorobek w porównaniu z 2018 rokiem o 108 miejsc. Liberalni Demokraci - o 222. Samorządowców ze Szkockiej Partii Narodowej jest teraz o 22 więcej, niż cztery lata temu. Konserwatywnych - o 487 mniej.
Partia Pracy największe sukcesy zanotowała w Londynie. Wydarła Konserwatystom nawet Westminster, symboliczny okręg stanowiący serce politycznego życia Królestwa. To pierwszy taki przypadek od momentu jego powstania w 1964 roku. "Tych okręgów prawica nie straciła nawet w czasach, kiedy była już bardzo niepopularna, na krótko przed tym, jak na wiele lat premierem został Tony Blair. Ta warstwa symboliczna jest ważna" - podkreśla profesor Fisher. Lewica zyskała też ponad 60 stanowisk w Walii.
"To punkt zwrotny" - deklarował lider Partii Pracy, Keir Starmer, ale w wielu miejscach poza stolicą postępy były mniejsze, niż spodziewali się liderzy lewicy. Szczególnie dotyczy to północy Anglii. A to te okręgi - niegdyś tradycyjnie labourzystowskie - są dla ugrupowania kluczowe do odzyskania władzy na poziomie centralnym.
Profesor Fisher dodaje, że nawet zyski w niektórych częściach stolicy to efekt nie tyle wzrostu poparcia dla lewicy, co załamania się poparcia dla prawicy. Według jego modelu, a także prognozy Sky News, wyniki Partii Pracy, powtórzone w wyborach parlamentarnych, dziś nie dałyby jej samodzielnej większości w Izbie Gmin. Sytuację szefa lewicy komplikuje fakt, że policja wszczęła śledztwo, by sprawdzić, czy nie złamał on zasad lockdownu pijąc ze ze swymi współpracownikami piwo i zamawiając jedzenie podczas kampanii wyborczej sprzed roku. Byłaby to opozycyjna wersja "partygate".
W wielu przypadkach głosy Konserwatystów przejmowała trzecia, mniejsza partia: Liberalni Demokraci. "Ludzie mówią, że mają dość premiera, a polityczne płyty tektoniczne właśnie zmieniają pozycję" - mówił szef formacji, Ed Davey. Wśród największych "trofeów" znalazło się np. Kingston-upon-Hull, które partia wydarła Labourzystom, oraz Gosport, gdzie Lib Dems skorzystali z załamania się poparcia dla prawicy.
Ósme zwycięstwo z rzędu dopisała na swoje konto szefowa Szkockiej Partii Narodowej. To partia, która chce odłączyć się od Zjednoczonego Królestwa i powrócić do Unii Europejskiej. W wyborach do regionalnego parlamentu Irlandii Północnej zwyciężyła po raz pierwszy Sinn Fein - partia, która chce końca kontroli Londynu i zjednoczenia Zielonej Wyspy jako republiki.
Źródło: Polskie Radio 24
