Uchwalona 12 maja przez Sejm w sprawie wyborów prezydenckich znajduje się obecnie w izbie wyższej parlamentu, gdzie pracują nad nią senackie komisje. Zgodnie z prawem Senat ma 30 dni na odniesienie się do projektu PiS.
Wiadomo jednak, że wszystkim klubom parlamentarnym zależy, aby proce skończyły się jak najszybciej. Od tego zależy bowiem długość kampanii wyborczej. Ponadto wiemy już, że zmieni się lista osób ubiegających się o fotel prezydenta. Małgorzatę Kidawę-Błońską zastąpił z ramienia KO prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Poza tym pojawić się mogą także inni nowi kandydaci. Ponieważ data wyborów nie jest znana, wciąż nie wiadomo ile czasu nowe komitety będą miały na zebranie podpisów.
Koniec czerwca, czy pierwsza płowa lipca?
Najczęściej powtarzaną datą przez polityków PiS jest 28 czerwca. Także lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz odkreślał, po zakończeniu ubiegłotygodniowych obraz okrągłego stołu, że „z dużą dozą pewności przyjąć, że wybory, niezależnie jak długo będzie trwał proces dyskusji w Senacie, odbędą się 28 czerwca”.
Z kolei koalicjant PiS, lider Porozumienia Jarosław Gowin, mówiąc o terminie wyborów, że obecnie w grę wchodzi przełom czerwca i lipca – trzy niedziele: 28 czerwca, 5 lipca lub 12 lipca.
Senat przyspiesza prace na ustawą
Wiele wskazuje jednak na to, że do urn pójdziemy już 28 czerwca. Ustawa o wyborach prezydenckich znajduje się obecnie w izbie wyższej parlamentu, gdzie zajmują się nią senackie komisje.
I choć Senat ma 30 dni na ustosunkowanie się do projektu PiS, to jak nieoficjalnie poinformowało w poniedziałek RMF FM, w połowie przyszłego tygodnia senatorowie mają głosować nad ustawą wprowadzającą prezydenckie wybory mieszane. Oznacza to, że Senat nie wykorzysta przysługujących 30 dni na zajęcie się ustawą, a co za tym idzie może ona wejść w życie z końcem miesiąca - między 27 a 30 maja.
Następnie ustawa wróci więc do Sejmu, a tam posłowie mogą nad nimi zagłosować między środą a piątkiem. Później pozostaje już tylko popisanie jej przez prezydenta.
