Na ulicy trudno jej nie zauważyć. Jest piękna i... codziennie inna. Lubi bawić się swoim wyglądem i nie raz udało jej się zaszokować przechodniów. Któż by się bowiem nie obejrzał za spacerującą po Zambrowie dziewczyną, która wygląda jakby została żywcem wyjęta z japońskiego komiksu.
Pomadki? Żółta i niebieska!
Rysowanie było jej ulubionym zajęciem od dzieciństwa. Do dziś przechowuje rysunki, które powstały kilkanaście lat temu.
- Lubiłam konie i to one najczęściej były bohaterami moich prac. Czasami pojawiali się ludzie - wspomina.
Talent ma po mamie- kosmetyczce, która również pięknie rysuje. - No i mnie zawsze ciągnęło kosmetyków - przyznaje Michalina. - Podobno kiedy miałam 3 latka i siedziałam w wózku, uwielbiałam trzymać w ręku pomadkę i malować usta na ostry róż - śmieje się 22-latka.
Kiedy jej mama zaczęła pracę w sklepie z kosmetykami, Michalinka przychodziła, by chociaż ich podotykać. Gdy zaczynała się malować, zawsze wybierała pomadkę w kolorze... żółtym albo niebieskim.

Jako nastolatka często podbierała mamie kosmetyki. Robiła sobie makijaż, potem go fotografowała i wstawiała zdjęcia na prywatne konto na facebooku. Koleżanki ze szkoły, ze starszych klas, po obejrzeniu tych fotografii zaczęły się do niej zgłaszać na makijaże studniówkowe.
- Nie byłam pewna swoich umiejętności, więc nie chciałam brać za to pieniędzy, ale one i tak zostawiały mi jakieś niewielkie kwoty - wspomina dziewczyna. - A ja przecież nawet nie miałam wszystkich kosmetyków potrzebnych do profesjonalnego makijażu, więc one przychodziły ze swoimi.
W stroju Japonki spacerowała po Zambrowie
W gimnazjum zafascynowała się Japonią. Interesowała ją kultura Kraju Kwitnącej Wiśni. Mnóstwo czasu spędzała wtedy przed komputerem, bawiąc się w tworzenie bohaterów bazujących na japońskich i koreańskich typach urody. Potem zaś - za pomocą makijażu - upodobniała siebie do stworzonych postaci. I nie poprzestawała tylko na make-upie. Na głowę zakładała perukę z czarnymi, włosami, a do oczu - czerwone soczewki.
- No i ubierałam się jak postacie z mangi - dodaje. - Dużo chodziłam po lumpeksach i tam wynajdywałam ciuchy podobne do tych tradycyjnych japońskich. Potem je przerabiałam, doszywałam jakieś koronki... Raz nawet zamówiłam sobie u krawcowej tradycyjny japoński strój! - podkreśla.
Tak wystylizowana wychodziła na spacer po ulicach Zambrowa i obserwowała, jak reagują ludzie.
- Kiedyś jak weszłam do jednego ze sklepów, to pani kasjerka zawołała wszystkie koleżanki z zaplecza, by zobaczyły, jak wyglądam - wspomina ze śmiechem. - Ale pamiętam też smutną sytuację, jak mały chłopiec spojrzał mi w oczy i gdy zobaczył moje czerwone soczewki, uciekł wystraszony na drugą stronę ulicy.
Czasami też jeździła w takim przebraniu do Białegostoku, a nawet do Warszawy - na zloty fanów kultury japońskiej i filmów anime.

- Takim zlotom towarzyszyło mnóstwo atrakcji : odgrywanie ról różnych postaci, konkursy na najlepsze przebranie... - opowiada. - Była to też okazja, aby poduczyć się języka japońskiego, kupić japońskie książki, muzykę, ubrania.
Już wtedy wiedziała, że swoją przyszłość chce związać z Japonią. Tylko jeszcze nie miała pojęcia, w jaki sposób.
Goczka w porwanych sukienkach
Wraz z upływem lat przeżywała też fascynacje innymi kulturami. Miała m.in. - jak to sama określa - fazę gotycką. Wtedy ubierała się w porwane, czarne, koronkowe sukienki, a na szyję zakładała ogromne, gotyckie naszyjniki z czarnymi bądź szmaragdowymi kamieniami. Charakterystyczny był też jej make-up: na bardzo bladej, prawie białej twarzy malowała intensywnie czerwone lub nawet ciemno fioletowe usta i czarne oczy.
- Wtedy też zaczęłam prowadzić fotobloga, na którego wstawiałam swoje zdjęcia w kolejnych gotyckich charakteryzacjach - opowiada.
Rodzice cierpliwie znosili eksperymenty córki z wyglądem.
- Akceptowali moje ekscentryczne makijaże i przebieranki, ale nie znosili, gdy farbowałam włosy na różne kolory - przyznaje 22-latka.
A kolor włosów zmieniała co kilka miesięcy! I to drastycznie. Miała m.in. i czerwone, i fioletowe. W związku z tym nie zabrakło i problemów w szkole.

- Mimo że uczyłam się naprawdę dobrze, to nigdy nie miałam wzorowego zachowania, a co najwyżej dobre - kwituje Michalina. - Nauczyciele obniżali mi ocenę właśnie za malowanie włosów i noszenie makijażu, bo w gimnazjum było to zabronione - tłumaczy.
Po maturze złożyła dokumenty na filologię japońską w Poznaniu. I się dostała! Rodzice jednak postawili warunek - na studiach musi się sama utrzymać. Michalina pojechała więc na kilka miesięcy do Niemiec, by zbierać truskawki i w ten sposób zarobić na roczne utrzymanie w Poznaniu.
Jednak pierwszy rok studiów na japonistyce to nie była bułka z masłem. Kierunek okazał się dość ciężki, Michalina strasznie tęskniła za rodziną, a nie mogła jej zbyt często odwiedzać, bo podróż z Poznania była droga i zajmowała cały dzień. Po roku nauki zdecydowała się więc przenieść do Warszawy, na kulturoznawstwo. Aktualnie kończy już drugi rok kształcenia na tym kierunku i rozważa... kontynuację nauki języka japońskiego.
- Rok studiów na filologii japońskiej pozwolił mi bowiem na opanowanie jedynie podstaw, a, jakby nie było, ta Japonia ciągle mnie pociąga... - wyznaje 22-latka.
Michalina ciągle też stara się sama zarobić na własne utrzymanie. W każdą sobotę przyjeżdża do Zambrowa i przez 10 godzin robi makijaże klientkom jednego z salonów fryzjerskich. Zdarza się, że pracuje i w niedzielę. I mimo, że jest najdroższą makijażystką w okolicy, na brak klientek nie narzeka.
Po ukończeniu studiów zambrowianka chciałaby zostać w stolicy. Marzy o własnym salonie makijażu.
- Ale ze studiów nie zamierzam rezygnować! - zastrzega. - Bo kulturoznawstwo, które studiuję, artystycznie rozwija moją duszę.
Ludzie chcą, bym była idealna w każdym calu
Niezwykłe umiejętności Michaliny w dziedzinie makijażu oraz jej barwną osobowość dostrzega coraz więcej ludzi z tzw. branży beauty. W grudniu 2017 r. zambrowianka znalazła się na okładce specjalnego wydania popularnego magazynu „Cosmopolitan”. Wcześniej zaś została ambasadorką telefonów komórkowych HTC. Jej profil na instargramie śledzi 23 tys. osób.
- Zakładając konto na instagramie nie sądziłam, że stanę się aż tak popularna. Nie miałam zamiaru być influancerką, tylko chciałam udostępniać zdjęcia z tym, co mnie najbardziej kręci, czyli moimi makijażami - wyznaje 22-latka.
Już jednak doskonale wie, że wraz z falą popularności często nadchodzi też fala internetowego hejtu. Z niepochlebnymi komentarzami spotkała się m.in. wtedy, gdy wrzuciła na instagrama swoje kolejne zdjęcia w perfekcyjnym makijażu, ale tym razem miała... niepomalowane i na krótko obcięte paznokcie.
- Instagram rządzi się swoimi prawami. Ludzie wymagają ode mnie bycia idealną cały czas i w każdym calu. W innym wypadku muszę przygotować się na hejt - wyjaśnia dziewczyna.
Okładka w magazynie „Cosmopolitan“ rozbudziła jej apetyt na popularność. Bo, jak mówi, gdy już człowiek wejdzie w ten wielki świat, to chciałby więcej i więcej.