Była to jedna z najbardziej skrywanych tajemnic radzieckiego imperium. Na użytek swoich interesów stworzyło ono sieć zaufanych ludzi, którzy w podległych Kremlowi krajach pełnili rolę sługusów Moskwy.
W technicznym języku służb – nie tylko sowieckich zresztą – mówi się o agenturze wtórnikowej. Chodzi tu o ludzi podstawionych w miejsce konkretnych, ba, rozpoznawalnych, ważnych osób – takich, które nawet zwerbowane lub skłonne do współpracy mogłyby budzić cień podejrzenia, że w decydującym momencie nie postąpią dokładnie i precyzyjnie po linii swych mocodawców.
Według niektórych przekazów agenci wtórnikowi mieli działać także na terenie PRL. I to na szczytach władzy. Mieli być sobowtórami konkretnych ludzi, tyle że oddanymi fanatycznie Stalinowi i jego imperium. O matrioszkach Kremla wiedziało niewielkie grono ludzi, ścisły krąg zaufanych generalissimusa. Nawet towarzysze z biura Politycznego KPZR za rządów „wielkiego językoznawcy” i „słońca świata” mieli nie mieć o nich zielonego pojęcia.
Najcenniejszym początkowo radzieckim nabytkiem miał być był Bolesław Bierut. Towarzysze ze Wschodu najpierw kradli wytypowanej osobie tożsamość, potem obdarzano nią Bieruta, a oryginał przepadał.
Życie matrioszki zaczynało się od porwania przez agentów NKWD wytypowanej osoby, Polaka, chętnie z dobrej rodziny. Potem wymuszano, by ujawnił on jak najwięcej informacji o swojej rodzinie, szkole, środowisku, w jakim przebywał. Brano pod uwagę najdrobniejsze szczegóły, takie jak nawyki żywnościowe, czy palił, przeklinał itd.
To wszystko spływało do kwatery generała Żukowa, tam jego ludzie wybierali osobę podobną nie tylko fizycznie, ale też psychicznie do porwanego. Taki człowiek „wchodził w buty” pojmanego. To był początek, dalej matrioszka przechodziła kolejną obróbkę – przeszkolenie np. w zakresie sposobu wysławiania się oraz wbijanie mu do głowy detali z życiorysu porwanego.
Kiedy generał przedstawił kandydata Stalinowi i ten uznał, że agent jest już gotowy, posyłano go do swojego kraju. Tam czujne oko radzieckich agentów miało na niego baczenie, by nie stała mu się krzywda, by nie skręcał ze swoimi zapatrywaniami na otaczający go świat.
W sytuacjach kryzysowych dla matrioszki, kiedy pojawiał się ktoś, kto kwestionował wiarygodność agenta, takiego delikwenta uciszano na zawsze: matrioszka pełniła dalej swoją rolę. A co z oryginałem, który był nieświadomy swojej roli w tej sekretnej grze? Kiedy już wyciśnięto z niego wszystkie potrzebne informacje, był zabijany, tu NKWD nie popełniała błędów. W ten szatański pomysł można było sporą liczb e matrioszek lokować w strukturach władzy podległego Moskwie kraju. Warto powtórzyć: plan Stalina był pewniejszy i tańszy niż podbijanie opornego kraju, co wiązało się z krytyką wolnego świata. Na dodatek ujęcie takiego agenta było praktycznie niemożliwe.
Konspiracja wymagała, by dla bezpieczeństwa agenta nie dopuszczać do niego osób blisko związanych z oryginałem. Groziło to dekonspiracją matrioszki. Dlatego po 1943 r., kiedy Towarzysz Tomasz dostał nowe życie, nie mogła się z nim kontaktować Janina Górzyńska, żona prawdziwego Bieruta.
Pozyskanym przez radziecką tajną policję polityczną miał być też nieżyjący już generał Wojciech Jaruzelski. Ten pochodzący z rodziny ziemiańskiej późniejszy przywódca kraju, człowiek, który wprowadził stan wojenny, miał również mieć cudzą tożsamość.
***
Czy można żyć pod cudzym nazwiskiem ze sfingowanym życiorysem? Kim naprawdę był generał Wojciech Jaruzelski? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w najnowszej Naszej Historii.
Nowy numer NASZEJ HISTORII znajdą Państwo w kioskach i salonikach prasowych.
TUTAJ - w serwisie prasa24.pl mogą Państwo już teraz, nie ruszając się z domu, kupić e-wydanie Naszej Historii lub zamówić prenumeratę: PRASA24.PL
Zapraszamy także na profil Naszej Historii na FACEBOOKU i do obserwowania naszego konta na TWITTERZE.