Zakaz połowu dorsza oznacza bankructwo. Armatorzy: Od 1 stycznia nasze rodziny zostaną bez środków do życia

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Krzysztof Plewka: Liczymy, że rząd będzie chciał z nami rozmawiać. Inaczej będą kolejne protesty
Krzysztof Plewka: Liczymy, że rząd będzie chciał z nami rozmawiać. Inaczej będą kolejne protesty Archiwum prywatne/Nadesłane
W całej Polsce jest ok. 200 jednostek rekreacyjnych, a z każdej z nich żyją 2-3 rodziny. To one 1 stycznia 2020 r. zostaną bez środków do życia - mówi Krzysztof Plewka, armator z Władysławowa, uczestnik wczorajszego protestu, przedstawiciel Stowarzyszenia Armatorów Jachtów Komercyjno-Sportowych.

Od nowego roku, przez cztery lata, nie będzie można poławiać dorsza w Bałtyku. Polscy rybacy otrzymają za brak połowów rekompensaty, za wyjątkiem armatorów organizujących rekreacyjne wyprawy dla wędkarzy.
Zostaliśmy pozbawieni decyzją polityczną prawa do pracy. Jego odebranie jest złamaniem konstytucji i przepisów unijnych.

Wczoraj odbył się protest, zapowiadacie kolejne. Jakiej decyzji rządu oczekujecie?
Nie chcemy ani złotówki z rekompensat przyznanych rybakom komercyjnym. Chcę to wyraźnie zaznaczyć. Walczymy o swoje pieniądze. Zaproponowaliśmy rządowi rozwiązanie - jednorazowa rekompensata za odejście od zawodu i złomowanie jednostek dla armatorów i naszych załóg. To łącznie ok 150 mln zł, co nie jest kwotą wielką w skali kraju, a rozwiązuje problem. Myśmy to mieli już obiecane. Mamy nadzieję, że do eskalacji protestów nie dojdzie i rząd podejmie z nami rozmowy. Jeśli nas przymuszą, będziemy blokować bardziej strategiczne porty - Gdańsk, Sopot, Gdynię.

Wasza branża zakazem wchodzącym od 1 stycznia "dostała" niejako przy okazji.
Zostaliśmy z niczym. Przed wprowadzeniem zakazu połowu dorsza zostało wypracowane stanowisko, na które zgodziły się wszystkie kraje nadbałtyckie, w tym Polska. Jeden z jego zapisów mówił o łagodzeniu skutków społeczno-ekonomicznych zakazu. Polska tak łagodzi, że kiedy w miniony poniedziałek nasi przedstawiciele byli w ministerstwie gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, to zostali potraktowani jak zło konieczne. Nie ma dla nas żadnego planu, nie usłyszeliśmy jakiejkolwiek propozycji, jedynie stwierdzenie, że może jakaś będzie, w co nie wierzę. Przypomnę, że rybołówstwo rekreacyjne odławiało od 1 do 2 proc. ogólnej sumy przyznanej na rybołówstwo komercyjne. W całej Polsce jest ok. 200 jednostek rekreacyjnych. Z każdej z nich żyją 2-3 rodziny. Kilkaset osób od 1 stycznia zostanie bez środków do życia.

Większość z armatorów rybołówstwa rekreacyjnego wywodzi się z rybołówstwa komercyjnego, w momencie zmian tej branży w Polsce. Przebranżowiliście się, zainwestowaliście w jednostki, sprzęt. Jakiej to skali były inwestycje?
Ten rozrzut jest dość duży - od kilkudziesięciu tysięcy do ponad miliona złotych. Znam armatora, który na samą modernizację swoich dwóch jednostek wydał milion złotych, a rata kredytu na ten cel to jest 16 tys. zł miesięcznie. Jest kilku armatorów, którzy mają jednostki w wyższym standardzie, którzy zabierali ludzi w 2-3 dniowe rejsy, gdzie koszt inwestycji sięgnął ponad milion.

Z drugiej jednak strony problemu z zanikającą populacją dorsza w Bałtyku nie da się podważyć.
Problem z dorszem wynika z błędnych działań Komisji Europejskiej. Bałtyk został wykończony politycznie. Od lat 80 XX w., także w czasie wejścia Polski do Unii Europejskiej, ciało doradcze KE ICS (złożona z naukowców Międzynarodowa Komisja Rybołówstwa Morza Bałtyckiego - red.) zalecało Brukseli cięcie limitów połowowych dorsza o 50 proc. Co robiła KE? Ograniczała o 10. Decyzją polityczną stado był zatem przeławiane o 40 proc. Tak było co roku. M.in. tym sposobem został "wykończony" Bałtyk, za co ponosi odpowiedzialność UE. Do tego doszły brak wlewów z Morza Północnego (transfer wód powodujący "odświeżanie" wód Bałtyku i lepsze warunki bytowania m.in. dorszy - red.), czy połowy paszowe. W tej chwili wprowadzanie limitu połowu dorsza nie miałoby żadnego sensu - od kilku lat rybacy nie byli w stanie w ogóle do niego się zbliżyć.

Nie możecie zabierać wędkarzy na morze na inne gatunki ryb?
Nie jesteśmy utrzymać się ze śledzia. Parę jednostek w Gdańsku próbuje organizować wyprawy na ten gatunek ryby, ale to wiązanie końca z końcem. Ta ryba pojawia się bardzo krótko w naszych akwenach. Nie będziemy także w stanie, z uwagi na koszta, przebudować naszych jednostek pod kątem tzw. trollingu łososiowego. One się do tego nie nadają. 99 proc. połowów z jednostek rekreacyjnych to był dorsz i tylko dorsz. Zakaz połowu tej ryby oznacza dla nas bankructwo. Poza tym zakaz to nie jest jedyny problem. Być może nasza branża i tak przestałaby wkrótce istnieć.

Dlaczego?
Przez wiatraki energetyczne, które mają być wybudowane wzdłuż naszego wybrzeża. Mają być umiejscowione właśnie na łowiskach, z których korzystaliśmy. Wokół nich znajdować się będą strefy buforowe, do których nie mielibyśmy prawa się zbliżać.

To kolejny cios w branżę, która choćby w USA przynosi zyski i jest praktycznie nieszkodliwa dla środowiska.
Nasza branża zawsze była traktowana w Polsce po macoszemu. Marzeniem ministra Gróbarczyka było zamknięcie Bałtyku dla wszystkich połowów i myśmy go w tym wspierali. Nie udało się. Minister jednak wiedział, od 8 miesięcy, że ten zakaz będzie. Na spotkaniu w Wolinie, na którym byłem obiecywał, że nas nie zostawi. Jednak działania są inne.

TOP 100 POMORSKICH FIRM - RAPORT:

POLECAMY NA STREFIE BIZNESU:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zakaz połowu dorsza oznacza bankructwo. Armatorzy: Od 1 stycznia nasze rodziny zostaną bez środków do życia - Dziennik Bałtycki

Wróć na i.pl Portal i.pl