Jak podaje BBC, 21-letniego mężczyznę aresztowano w sobotę wieczorem w Hounslow w zachodnim Londynie. Postawiono mu zarzuty działalności terrorystycznej. Obecnie podejrzany przebywa w areszcie w południowej części brytyjskiej stolicy. Kilka godzin wcześniej w Dover aresztowano 18-latka, który obecnie jest przesłuchiwany.

Gangsterzy i raperzy
Brytyjska minister spraw wewnętrznych Amber Rudd powiedziała w programie "The Andrew Marr Show", że drugie aresztowanie sugeruje, że napastnik, który podłożył bombę na stacji metra Parsons Green, nie był "samotnym wilkiem". Dodała również, że mimo że do zamachu przyznało się tzw. Państwo Islamskie, na razie nie ma żadnych dowodów na to, że organizacja faktycznie zorganizowała atak. - W miarę rozwoju śledztwa zrobimy wszystko, żeby dowiedzieć się, jak mężczyzna został zradykalizowany - powiedziała Rudd o drugim aresztowanym.
Zamach w Londynie. Świadek: Ludzie skakali na złamanie karku
Policja wciąż przeszukuje również dom w Sunbury-on-Thames w Surrey, w którym prawdopodobnie mieszkał zatrzymany 18-latek. Dom należy do małżeństwa Jonesów, 88-letniego Ronalda i 71-letniej Penelope, którzy w 2010 r. otrzymali z rąk królowej Elżbiety II tytuły szlacheckie za tworzenie przez lata zastępczego domu dla setek dzieci, w tym uchodźców. Na czas policyjnej operacji para zatrzymała się u przyjaciół. - Oni wykonują pracę, której nie podejmuje się wielu - powiedziała ich znajoma Alison Griffiths.
Minister spraw wewnętrznych powiedziała również w "The Andrew Marr Show", że państwo przeznaczy na operacje antyterrorystyczne w całym kraju 24 miliony funtów. Rudd dodała również, że sugestia amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, że napastnik z Londynu był znany Scotland Yardowi jest "czystą spekulacją". W całym kraju obecnie obowiązuje krytyczny stan zagrożenia terrorystycznego, co oznacza, że następne zamachy są bardzo prawdopodobne. Ulice patrolują uzbrojeni policjanci, a także żołnierze.
Do eksplozji w wagonie metra na stacji Parsons Green w Londynie doszło o 8:20, w godzinach szczytu. Świadkowie mówią o „błysku i huku”, a także o panice i chaosie. Tłumy ludzi zaczęły bowiem w przerażeniu uciekać ze stacji. Do łącznie czterech londyńskich szpitali, w tym jednego specjalizującego się w oparzeniach, trafiło blisko 30 osób. Nikt nie jest jednak w poważnym stanie. Ekspert BBC ds. bezpieczeństwa Frank Gardner powiedział, że najwyraźniej improwizowana bomba nie wybuchła w taki sposób, w jaki powinna. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem terrorystów dziesiątki ludzi zostałoby zabitych.