Zaproszenie na kolację

(at)
Dawnij wystarczył kubek z herbatą i kawałek ciasta przegryziony przed telewizorem. Gdzie te czasy? Gdy ma się męża i dzieci, najważniejszy jest stół. A przy nim zawsze goście.

Urządzenie proszonej kolacji to spory kłopot. Któryś z gości może przestrzegać diety Atkinsa zakazującej węglowodanów. Ktoś inny może być alergikiem, nie tolerować pszenicy, laktozy albo mieć awersję do niczemu niewinnej cukinii. Nie da się też wykluczyć obecności fanatyka zdrowego żywienia. Wtedy wspaniała paella (hiszpańska potrawa z ryżu, kurczaka, owoców morza i jarzyn), której przygotowanie zajęło ci parę godzin, pozostanie nietknięta, bo zawiera przecież zagrażający zdrowiu biały ryż.

A co z winem? Czy nie okażesz braku wrażliwości, serwując je, choć jeden z gości należy do AA?
Dawniej wszystko było prostsze. Dziesięć lat temu, kiedy przyjmowało się przyjaciół na kolacji, problemem był jedynie gość wegetarianin. Podawało się potrawę z makaronu z sałatą, lody na deser i popijało to wszystko litrami taniego czerwonego wina. Niestety, z biegiem czasu zmieniliśmy się w strasznych mieszczan i pasta stała się daniem z gatunku "nie wypada". Nie tylko z powodu węglowodanów (zakazanych po 18), ale też dlatego, że mamy teraz inne gusta.

Czasem rozmowa przy stole jest tak ciekawa, że menu schodzi na drugi plan, ale to się rzadko zdarza. Sukces w dużej mierze zależy od tego, jak posadzimy gości. Trudno jednak przewidzieć, że mąż naszej zabawnej i inteligentnej przyjaciółki okaże się nudziarzem i podziała na towarzystwo jak środek nasenny. Kogo posadzić obok niego? I co zrobić z dawniej wesołym kumplem, który teraz jest w depresji?

Kolejny problem to dzieci. Kręcą się, wyjadają oliwki. Może je gdzieś zamknąć? Ale własne potomstwo to nic w porównaniu z dziećmi twoich gości. Na przykład zjawia się para z niemowlęciem. "Mamy kłopot z opiekunką" - tłumaczą. Przepraszają i zapewniają, że wszystko będzie dobrze. "Przynieśliśmy kojec" - informują. "Gdzie można go rozstawić? W waszej sypialni?". Zapewniają, że to im zajmie minutę, ale mija pół godziny. Zakąska zdążyła się przypalić.

Dzieciak w kojcu ryczy i nie można mieć do niego pretensji. W końcu zostawiono go samego w obcym miejscu. Zaczynasz myśleć, że zaprosiłaś jakichś dziwolągów, którzy pozwalają swojemu dziecku wyć. W końcu ulegasz, mówisz: "Przynieście je tutaj", i w sekundzie pochlipujący malec zjawia się przy stole. Teraz wszyscy zajmują się tylko nim, głaszczą, przytulają, ale i tak po chwili znów rozlega się jego płacz.

Już nie jest zabawnie ani przyjemnie, nie można zapalić ani głośno się pośmiać, a i z kieliszkiem w ręku w towarzystwie niemowlęcia człowiek czuje się nieswojo. W rezultacie wszyscy wychodzą wcześniej, niż zamierzali.

Sytuacja wcale nie wygląda lepiej, kiedy goście przyprowadzają ze sobą nastolatka. Ma prawie 180 cm wzrostu, ale jest podobno za mały, żeby mógł zostać sam w domu. Teraz czuje się upokorzony faktem, że musiał przyjść w gości ze swoimi starymi. Dąsa się, stroi fochy, a kiedy podajesz mu talerz z jedzeniem, podejrzliwie je wącha, jakby był psem. "Dlaczego nie pójdziesz do drugiego pokoju i nie pooglądasz telewizji? Mamy kablówkę" - proponujesz. Wzrusza ramionami. Jednak dwie godziny później, zastajesz go przed telewizorem. Ogląda jakieś pornosy z twoimi małymi dziećmi, które już są przekonane, że "On jest fantastyczny".

Wszystko to nic w porównaniu z tym, że cokolwiek się stanie podczas proszonej kolacji, to tylko twoja wina, ponieważ jesteś kobietą i odpowiadasz za dom. Jak nie pracujesz zawodowo, bo wychowujesz dzieci i tak się akurat złożyło, że kolacja nie jest gotowa na czas, twój mąż zacznie się głośno zastanawiać nad tym, co właściwie robiłaś przez cały dzień. A jeśli pracujesz i przesoliłaś sos, raczy wspomnieć o przyjaciółce z biura, która stale szuka nowych przepisów w internecie, żeby uszczęśliwić swojego ukochanego.

Jeśli przy stole zasiedli nudziarze albo wrzeszczy jakieś dziecko, to też twoja wina, bo nie masz ciekawszych, bezdzietnych przyjaciół. I jeśli goście nie jedzą, to nie z powodu upału, tylko dlatego, że nie masz talentu do gotowania.

Jednak jeśli jakimś cudem ten wieczór okazał się fantastyczny, to na pewno dzięki gospodarzowi. Przecież jest taki elokwentny i zna się na winie. No, może udało się też trochę dzięki tobie - w końcu deser był całkiem znośny - ale to dlatego, że on dostał dobry przepis. Od tej koleżanki z biura.

Wróć na i.pl Portal i.pl