Dzwon waży 585 kg. Ma piękny głęboki dźwięk. I jeszcze coś - historię, która zapiera dech w piersiach. Przetrwał potop szwedzki, dwie wojny światowe i cudem uniknął przetopienia przez nazistów w hucie w Hamburgu. - Opatrzność nad nim czuwa - mówi Waleria Owczarz, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Bestwińskiej, które od lat starało się o odzyskanie od Niemców dzwonu.
Został on ufundowany przez Jana Myszkowskiego herbu Jastrzębiec, który poślubiając Magdalenę Kloch, stał się właścicielem Bestwiny. Dzwon z inskrypcją "O rex glorie veni cum pace" (o Królu Chwały przybądź w pokoju) przetrwał m.in. austriacką rekwizycję podczas I wojny światowej. Nie oparł się jednak hitlerowcom. 21 lipca 1941 r. do kościoła w Bestwinie przyjechali niemieccy okupanci wraz z robotnikami i dźwigiem. Zabrali wszystkie trzy dzwony z kościoła - w tym Króla Chwały.
Sprawą zaginionego dzwonu zajęło się Towarzystwo Miłośników Ziemi Bestwińskiej. Walerię Owczarz, prezes towarzystwa, na trop naprowadził prof. dr hab. Kazimierz Bielenin, archeolog i wybitny znawca tematyki zagrabionych dzwonów. - Przesłał mi egzemplarze dokumentów z Archiwum Państwowego w Katowicach. Znalazł też pismo od ks. dziekana Józefa Rączki, dawnego proboszcza, który prosi o zwrot dzwonów. Poradził, byśmy kontaktowali się z Muzeum Narodowym w Norymberdze - przyznaje Owczarz.
Z niemieckiego muzeum nadeszła informacja, że najstarszy dzwon zagrabiony przez hitlerowców z Bestwiny znajduje się w kościele w Mitterfirmiansreut w diecezji passawskiej. Trafił tam w 1952 roku. Zachował się, bo huta w Hamburgu, w której naziści przetapiali dzwony, została zbombardowana.
Po wielu staraniach doszło do spotkania mieszkańców Bestwiny z przedstawicielami niemieckiej diecezji i parafii.
Największe emocje towarzyszyły wizycie w wieży kościelnej, gdzie znajduje się dzwon. - Kiedy zobaczyliśmy nasz dzwon, popłakaliśmy się - podkreśla Owczarz. - Widzieliśmy go, dotykaliśmy i słyszeliśmy, jak dzwoni. Ma bardzo piękny głęboki dźwięk. Może to za dalekie porównania z Dzwonem Zygmunta, ale brzmienie jest podobne - uważa ks. Cezary Dulka, proboszcz parafii Wniebowzięcia NMP w Bestwinie.
Pertraktacje w sprawie zwrotu dzwonu nie były proste. Niemcy stali na stanowisku, że Polacy powinni pokryć koszty wykonania nowego dzwonu do kościółka, rozebrania jego wieży i wymurowania jej na nowo.
Po jakimś czasie obie strony doszły do porozumienia. Ustalono, że Niemcy pokryją koszty zrobienia nowego dzwonu, a parafianie z Bestwiny zapłacą za rozebranie wieży, czyli około 7,5 tys. euro. W gminie zaczęto zbierać pieniądze. Akcję wspierał cieszący się autorytetem dr Franciszek Maga. Udało się uzbierać potrzebną sumę. Zgodę na wywóz dzwonu wydało niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych. W związku ze złożoną sytuacją historyczną dzwonu, zgodnie z przepisami, zostanie on bezterminowo użyczony parafii w Bestwinie. - Powinien wrócić do parafii w maju. Mamy zorganizowany transport. Czekamy tylko na telefon z Niemiec - mówi ks. Dulka.
Prof. dr hab. Kazimierz Bielenin podkreślił, że powrót dzwonu do Bestwiny to wielka i niesamowita rzecz, którą trudno było sobie wyobrazić. Zwrócił też uwagę na dobrą wolę niemieckiej parafii, która zgodziła się na takie rozwiązanie. Bez niej odzyskanie dzwonu nie byłoby możliwe.
W czasie II wojny światowej hitlerowcy zabrali z kościoła w Bestwinie aż trzy dzwony.
Na razie do gminy wraca najstarszy, pochodzący z 1504 roku. Ale jest cień szansy, że do Polski powróci jeszcze jeden.
W Bestwinie były bowiem jeszcze dzwon pochodzący z 1663 roku oraz najmłodszy, odlany w 1937 roku, z inskrypcją "Zachowaj nas od wojny, daj czas spokojny". Wiadomo, że podczas ściągania tego ostatniego z wieży puściły liny, dzwon spadł na ziemię i rozbił się. Ówczesny ks. proboszcz Józef Rączka, który się temu przyglądał, był zrozpaczony. Wszystkie trzy, nawet ten rozbity, Niemcy wywieźli z Bestwiny.
Prawdopodobnie dzwon z 1937 roku został przetopiony przez nazistów na cele wojskowe.
Z kolei dzwon z 1663 roku jest w diecezji passawskiej, ale nie wiadomo, w którym kościółku.
Współpraca:
Łukasz Klimaniec