Co gorsza, utraconej części przyrodzenia nie znaleziono, więc nie można jej przyszyć.
Napastnikiem był 35-letni znajomy poszkodowanego. Prokuratura postawiła Wojciechowi S. zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sąd Rejonowy w Lubaniu zdecydował o jego aresztowaniu na trzy miesiące.
Nie wiadomo, dlaczego Wojciech S. napadł na swojego znajomego i tak strasznie go okaleczył. Ustalono tylko, że do zdarzenia doszło w piątek. Wojciech S. przyjechał do Świecia z Kościelnika pod Lubaniem, gdzie mieszka, pod pretekstem pożyczenia łódki od kolegi. W szopie za domem oszołomił znajomego paralizatorem, skrępował go i dotkliwie pobił. Napadnięty mężczyzna stracił przytomność. Gdy się ocknął, nie miał już ucha i prącia. Resztkami sił dotarł do auta i podjechał pod dom. Tam odnalazła go rodzina i odwiozła natychmiast do szpitala.
Lekarze Łużyckiego Centrum Medycznego byli w szoku, bo po raz pierwszy spotkali się z takim przypadkiem. Ale zadziałali natychmiast. - Przygotowaliśmy się do zabiegu przyszycia części członka - zapewnia dr Wiktor Kaczorowski. Zapewniono także transport lotniczy do Ośrodka Replantacji Kończyn w Trzebnicy. Wszystko na nic, bo nie udało się odnaleźć odgryzionego kawałka.
- Gdyby był, to operacja przyszycia części penisa by się powiodła - mówi dr Adam Domanasiewicz ze szpitala w Trzebnicy.
Okaleczony pacjent kuruje się w Łużyckiem Centrum Medycznym w Lubaniu. Ma poważne rany tułowia i głowy.
Poszukiwania odgryzionego penisa nadal trwają.