Ma 20 lat i pochodzi z katowickiej Ligoty. Przed programem "Hell's Kitchen" nigdy nie pracowała w kuchni, pierwsze szlify w gastronomii zdobywała u boku babci. - Zawsze najważniejszy był u niej obiad, co by się nie działo, musiał być - wspomina Katarzyna Domańska. W ubiegłym tygodniu wygrała trzecią edycję telewizyjnego show "Hell's Kitchen. Piekielna kuchnia", 100 tys. złotych oraz pracę w jednej z najlepszych w Polsce restauracji - w Atelier Amaro w Warszawie, u mistrza Wojciecha Modesta Amaro. Pracę w Warszawie zaczyna 1 czerwca, tymczasem ostatnie dni przed wyjazdem spędza w Katowicach i rodzinnej Ligocie. Wie, że na zwiedzanie stolicy nie będzie czasu, bo praca u Amaro jest od świtu do nocy. 20-latka niczego więcej nie oczekuje. - Tyle nudnych rzeczy w życiu robiłam, cieszę się, że w końcu będę mogła zająć się tym, czym chcę - wyjaśnia. Jak twierdzi, nadal nie potrafi gotować, a w programie przeszła tylko przyspieszony kurs z kreatywnego myślenia w kuchni.
Zanim jednak trafiła do show, jako 18-latka ukończyła kurs kulinarny w Akademii Kurta Schellera. Po maturze zdecydowała się jednak zdawać na medycynę. - Nie wyszło dwa razy. Teraz tak sobie myślę, że to może było zrządzenie losu, może medycyna nie była czymś dla mnie, w gotowaniu się odnajduję i lubię to robić - mówi.
Gdy nie wyszło ze studiami, postanowiła zdobyć praktykę w gastronomii. Szukała pracy w Katowicach jako pomoc kuchenna albo na zmywaku. - Nikt nie chciał mi dać tej pracy, chodziłam na kolejne rozmowy kwalifikacyjne, ale mnie ignorowano. Słyszałam, że się nie nadaję, bo jestem kobietą, bo za młoda, bo blondynka i za ładna. I jeszcze byłam podejrzana, bo kto by chciał pracować na kuchni i cały dzień myć gary? Ja chciałam, ale nikt mi nie wierzył. Raz usłyszałam: Ale wie pani, że te talerze są bardzo ciężkie? Nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wiedziałam, że praca jest ciężka, ale chyba byłam mało wiarygodna - opowiada.
Trafiła do sklepu odzieżowego. - Żeby nie siedzieć w domu, bo znów pojawił się pomysł, by trzeci raz zdawać na medycynę. To w sklepie moja szefowa powiedziała: Idź na casting. Pomyślałam, że spróbuję, przecież mnie tam nie zjedzą - wspomina.
Pierwszy przeszła. Na drugim trzeba było w ciągu 10 minut przygotować danie. Podała tosty francuskie z owocami. Jak mówi - nie najgorsze. Udało się. Już na antenie, w trakcie pierwszego odcinka, podała suflet czekoladowy z kozim serem. - Może i jest dobry, ale ja już go do końca życia nie przełknę. Przez dwa tygodnie przed programem, dzień w dzień go piekłam - śmieje się.
Na finał, jak przekonuje, się nie szykowała. Nie chciała tylko odpaść w pierwszym odcinku, bo mówi, że "byłby przypał".
Wygrała. Mimo to nie planuje napisać książki kucharskiej, nie marzy też o własnej restauracji. Chce się uczyć. - Znalazłam swoją drogę i bardzo się cieszę - mówi. Medycynę ostatecznie odpuściła. Dziś myśli nad studiowaniem chemii, aby spróbować kuchni molekularnej. W Ligocie nie jest celebrytką. - Tyle że poza kolejką dostaję bułki w piekarni, a pani na targu życzy mi miłego dnia - mówi 20-latka.
*Przepisy drogowe od 18 maja 2015: 50 km/h + odebranie prawa jazdy
*Gdzie jest burza? Gwałtowny deszcz i grad [MAPA BURZOWA POLSKI ONLINE, RADAR BURZOWY]
*Matura 2015 bez tajemnic: PYTANIA + ARKUSZE + ODPOWIEDZI
*NA ŻYWO Akcja ratunkowa w KWK Wujek Śląsk trwa. Szukają 2 górników
*Nowe becikowe: 1 tys. zł przez 12 miesięcy ZASADY + DOKUMENTY
*Śląsk Plus. Zobacz nowe wydanie interaktywnego tygodnika o Śląsku