Mężczyzna został przesłuchany w charakterze świadka w Zachodniopomorskim Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń w Gryficach w niedzielny wieczór. Do jego obowiązków w pracy należało m.in. wpuszczanie klientów do pokojów gier, zapoznanie ich z regulaminem, zasadami zabawy oraz wręczenie krótkofalówki, która umożliwiała stały kontakt z klientami.
25-latek opisał dzień, w którym wybuchł pożar. Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, jedna z butli wydawała dziwne odgłosy. – Mężczyzna próbował dociec co się stało i zakręcić butlę. Bez skutku. Jednocześnie gwałtownie zaczął się rozprzestrzeniać ogień – wskazał Ryszard Gąsiorowski.
Minister po tragedii w Koszalinie: „to była śmiertelna pułapka”
Najprawdopodobniej zapaliły się opary gazu, które zdążyły się nagromadzić w pomieszczeniu. Ogień ciężko poparzył i jednocześnie odciął 25-latka od pokoju, w którym zamknięte były dziewczęta. Jak podał rzecznik Gąsiorowski, podczas dramatycznego zdarzenia mężczyzna zgubił telefon komórkowy. Wybiegł wtedy z escape roomu, by szukać pomocy i poprosić o użyczenie telefonu.
Do pożaru w escape roomie w Koszalinie doszło w piątek, 4 stycznia. W wyniku zatrucia tlenkiem węgla zginęło pięć uczennic gimnazjum: Julia, Karolina, Amelia, Wiktoria i Małgorzata. 25-letni pracownik pokoju został przewieziony do szpitala w Gryficach, gdzie do niedzieli był w śpiączce farmakologicznej. Po wybudzeniu został przesłuchany w charakterze świadka, a w sprawie jest osobą pokrzywdzoną.
Koszalin: Spotkanie przed Szkołą Podstawową nr 18 w Koszalinie