Jak ustaliśmy w Prokuraturze Szczecin-Zachód wydano już postanowienie o przedstawieniu mu zarzutu związanego ze spowodowaniem pożaru, który zagrażał wielu osobom oraz mieniu w wielkich rozmiarach. Grozi za to 10 lat więzienia.
Mężczyzna nie został jeszcze przesłuchany. - Ze względu na stan zdrowia nie można go było do tej pory przesłuchać i ogłosić mu zarzutu. Niemniej postanowienie o przedstawieniu zarzutów zostało wydane - mówi prokurator Łukasz Błogowski z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Zgodnie z prawem postanowienie o przedstawieniu zarzutów wydaje się, gdy dowody uzasadniają dostatecznie podejrzenie popełnienia przestępstwa przez ustaloną osobą. W takiej sytuacji śledztwo zmienia status w „sprawie” na „przeciwko osobie”. To oznacza, że pacjent jest traktowany jako osoba podejrzana.
Co ciekawe zarzuty przygotowano, choć biegły z zakresu pożarnictwa nie wydał jeszcze pisemnej opinii o przyczynach pożaru. Nieoficjalnie jednak wiemy, że już wstępne oględziny miejsca pożaru ustaliły, że przyczyna ognia leży po stronie pacjenta. Prawdopodobnie przez papierosa.
Ogień wybuchł w nocy 10 listopada w sali chorych na pierwszym piętrze oddziału nefrologii. Przebywało tam dwóch pacjentów. Jeden z nich to podejrzany 80-latek. Jak już informowaliśmy kilka dni temu personel szpitala miał z nim sporo problemów, bo był niesforny. Zdarzało się, że nie reagował na polecenia. Drugi z mężczyzn nie wstawał z łóżka, bo jest w bardzo ciężkim stanie.
W przeciwieństwie do tego pierwszego nie palił papierosów. Jak ustaliliśmy w kilku źródłach, 80-latek miał powiedzieć, że to jego sąsiad w sali może być odpowiedzialny za wywołanie ognia. Jego wersji zaprzeczają pracownicy szpitala.
- To niemożliwe, bo ten drugi pacjent w ogóle nie mógł wstawać z łóżka - mówił nam jeden z nich. Potwierdza to prokuratura. - Drugiego z pacjentów także nie udało się przesłuchać, ze względu na stan jego zdrowia - dodaje prokurator Błogowski.
Obu mężczyzn uratowały pielęgniarki. Leżącego pacjenta wywiozły z sali na łóżku szpitalnym, a 80-latka wyprowadziły o własnych siłach, co ponoć nie było wcale takie proste.
Pacjenci z sąsiedniej sali ewakuowali się przez okno przy pomocy liny z prześcieradeł. Ostatecznie ewakuowano 51 osób z oddziału nefrologii i sąsiedniej neurologii. Cztery osoby z personelu, w tym pielęgniarki, które prowadziły ewakuację, trafiły na SOR. Nic poważnego im się nie stało. W akcji uczestniczyło 11 zastępów strażackich.
Szpital był ubezpieczony. Skutki pożaru który, choć objął jedynie 35 metrów kwadratowych, będzie bardzo kosztowny. Jak ustaliliśmy, za samo sprzątnie wynajęta firma otrzymała ponad 100 tys. zł.
- Szpital dzień po pożarze w budynku „Z” zlecił zewnętrznej firmie usługę czyszczenia całego pierwszego piętra budynku oraz trzech klatek schodowych. Ponad dwudziestu pracowników firmy w niedzielę podczas długiego weekendu rozpoczęło prace polegające na dokładnym myciu i czyszczeniu wszystkich ścian, sufitów, podłóg, korytarzy, schodów, drzwi i okien oraz wyposażenia (mebli, armatury, łóżek itp.). Za usługę wycenioną na 107 tys. zł netto zapłaci ubezpieczyciel - mówi Tomasz Owsik-Kozłowski, rzecznik szpitala.
Placówkę czeka też remont piętra, który może kosztować kilkaset tys. zł. Jeśli podejrzany pacjent zostałby skazany przez sąd, ubezpieczyciel mógłby żądać od niego zwrotu kosztów remontu w ramach tzw. regresu.
