Ostatnie posunięcia rządu (plan zamykania kopalń wicepremiera Sasina, a następnie, już oficjalniej: Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku oraz Plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030) wskazują na zdecydowaną woltę w podejściu do górnictwa. Można było się jej spodziewać, o czym pisaliśmy w pierwszej połowie roku, ale dziś to już nie spekulacje czy przeczucia, a fakty i konkretne decyzje. Pierwsi politycy PiS (również ze Śląska) chwalą nawet odejście do węgla w mediach w stylu znanym wcześniej z retoryki Wiosny Biedronia, co tylko pokazuje, że zmiana – również mentalna – już się dokonała.
Musisz to wiedzieć
Na Śląsku z potęgą górnictwa już dawno się pożegnaliśmy. Dawne górnicze miasta od przemysłu wydobywczego nie są już uzależnione wcale (jak Sosnowiec) lub w znikomym stopniu (jak Katowice). Społeczny odbiór węgla i fedrowania też zdecydowanie się zmienił. Więc w czym problem? W tym, jak – w opozycji do tego wszystkiego – kluczowi politycy w państwie (i w PiS) przez 5 lat budowali złudne poczucie wielkiego renesansu górnictwa oraz jego niezagrożonej przyszłości.
Węgla mamy na 200 lat. Potrzebujemy nowych kopalń. Nie ma polskiej gospodarki bez śląskiego górnictwa. To nasze bogactwo, bezpieczeństwo energetyczne, priorytet i będzie tak przez wiele, wiele lat. A jak ktoś na to wszystko odważy się podnieść rękę… Tak ministrowie, premierzy i prezydent, tak również sam prezes Jarosław Kaczyński, przez ostatnich 5 lat zjednywali sobie głosy na Śląsku. Czy jeszcze rok, dwa, trzy lata temu nie wiedzieli, że – jak w popularnym memie - „to wszystko rypnie”? Jeśli nie, o czym to świadczy w ich strategicznym myśleniu o państwie? Jeśli tak, Państwu zostawiamy ocenę, czy to politycy byli bardziej cyniczni, czy ich wyborcy bardziej naiwni.
5 lat miłości PiS do górnictwa: „Nie pozwolę zamordować górn...
Nie przeocz
Bądź na bieżąco i obserwuj
