Do wszystkich, którzy cenią praworządność”- tak zatytułowany anonim, do którego dołączona była płyta dostała wicestarosta Urszula Wołosiewicz. Przesyłka do starostwa powiatowego została wysłana w październiku ubiegłego roku. Sekretarz powiatu przekazała ją wicestaroście Urszuli Wołosiewicz.
Anonim na biurku
- W liście było między innymi moje nazwisko, ale także nazwiska innych osób, a na płycie nagrania różnych rozmów. Jedno z nagrań to moja rozmowa z dwoma mężczyznami, którą odbyłam przed wyborami samorządowymi w 2014 roku. Po dwóch latach niewiele z tej rozmowy pamiętałam, ale faktycznie, miała ona miejsce. Następnego dnia złożyłam zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Ktoś przed wyborami usiłował nakłonić mnie do różnych pozaprawnych działań. Byłam przesłuchiwana przez policję w charakterze świadka. Czuję się w tej sprawie poszkodowana. Obecnie trwa postępowanie przygotowawcze. Zależy mi na jak najszybszym wyjaśnieniu sprawy.
Nagrania w internecie
Trzy nagrania z tych, które znalazły się na płytce, kilka tygodni później można było znaleźć w internecie.
- Miesiąc po otrzymaniu tej przesyłki i zawiadomieniu policji, na jednym z ostrowskich portali rozpętał się hejt - mówi Urszula Wołosiewicz.
We wpisach było mnóstwo oszczerstw pod moim adresem oraz innych osób związanych z PiS-em.
Podobne wpisy pojawiły się wiosną, ale nie wykryto sprawców. Obecnie sprawą wpisów również zajmuje się policja i prokuratura.
Bez trudu można było jednak znaleźć w internecie nagrania, wystarczyło tylko znać linki. Kiedy w styczniu nasza redakcja otrzymała maila od jednego z czytelników w tej sprawie, a w nim linki, wśród nich to z udziałem wicestarosty Urszuli Wołosiewicz - miało wtedy już ponad 1600 odsłon.
Nagranie trwa 38 minut i 40 sekund. W rozmowie biorą udział trzy osoby: dwóch mężczyzn i kobieta (Urszula Wołosiewicz). Wtedy, jesienią 2014 roku, trwała kampania wyborcza do samorządów, a Wołosiewicz była na dwóch listach: do rady powiatu oraz jako kandydatka na wójta gminy Zaręby Kościelne (drugim kandydatem był wójt). Rozmowę nagrywa jeden z mężczyzn, rozpoczyna się od wymiany zdań na temat rozwieszania plakatów wyborczych: gdzie można, a gdzie nie. Po kilku minutach rozmowa schodzi na samo głosowanie.
- Ja jednak rezygnuję z wynoszenia kart - to głos Urszuli Wołosiewicz. - Zapłacić, podwieźć tak, ale chodzi o to, żeby sami głosowali.
Bardziej aktywny w rozmowie mężczyzna protestuje.
- Ja wtedy nie jestem w stanie kontrolować ludzi - mówi.
Chwali się, że ma dobre układy w policji.
- Jak ja zapłacę policji, to nie ma opcji, żeby ktokolwiek patrzył na ręce - przekonuje. - Możemy to trzymać w rękawie. Ale gdyby nawet coś się stało, my mamy wszystko załatwione.
Urszula Wołosiewicz mówi:
- Ja się zgadzam tak: przywieźć i zapłacić, i bez wynoszenia głosów.
Nikomu nie płaciłam za głosy
- Znam jednego z tych mężczyzn - opowiada nam Urszula Wołosiewicz. - Pochodzi z gminy Zaręby Kościelne, dowiedział się, że kandyduję i zaproponował, że jako znajomy pomoże mi w kampanii. W kampanii pomagało mi wiele osób. Tego dnia, kiedy była ta rozmowa, ten znajomy zatelefonował do mnie, że chce się pilnie spotkać, żeby omówić pewne sprawy związane z wieszaniem plakatów. Okazało się, że przyjechał z drugim mężczyzną, którego wcześniej nie znałam i do tej pory nie wiem, jak się nazywa. To ten drugi mężczyzna nagrywał tę rozmowę, o czym nie wiedziałam, i tak ją prowadził, żeby mnie sprowokować. Mimo woli znalazłam się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Mogę się tylko domyślać, że chodziło mu o to, żeby potem to wykorzystać przeciwko mnie.
W czasie naszej rozmowy z Urszulą Wołosiewicz cytujemy jej podane wyżej fragmenty nagrania sprzed ponad dwóch lat. To jest - naszym zdaniem - konkretna rozmowa na temat tego, w jaki sposób ułatwić ludziom głosowanie na nią.
- Nie uległam prowokacji, a moim błędem było to, że nie przerwałam tej rozmowy - wyjaśnia Urszula Wołosiewicz. - Proszę zrozumieć, że przed wyborami dochodziły do mnie głosy o nieuczciwym zachowaniu konkurencji i chciałam pozyskać od rozmówców jakieś informacje na ten temat. Zapewniam, że nie było dalszego ciągu.
Nikomu nie płaciłam za głosy. Ludzie wiedzą, jak wyglądały wybory w naszej gminie. Jeśli nawet rozmawiałam o dowożeniu ludzi do wyborów, to chodziło tylko o takie osoby, które chcą same głosować, ale nie mają jak dojechać do lokalu wyborczego. To robi wielu kandydatów i to nie jest zabronione.
W wyborach do rady powiatu Urszula Wołosiewicz zdobyła o ok. 160 głosów więcej niż 4 lata wcześniej (i została radną, a potem wicestarostą), a w wyborach na wójta otrzymała 843 głosy. To za mało, bo na dotychczasowego wieloletniego wójta Józefa Rostkowskiego głosowały 1202 osoby.
- Te liczby świadczą o tym, że głosów nie kupowałam - przekonuje. - Wynik głosowania do rady jest lepszy, ale prowadziłam dużo aktywniejszą kampanię. Odbyłam 18 spotkań wyborczych, rozmawiałam też indywidualnie z wieloma osobami. Mogę nawet powiedzieć, że spodziewałam się lepszego wyniku.
Ciekawe, dlaczego nagrania wyciekły właśnie teraz, w połowie kadencji.
- W starostwie podejmujmy szereg działań leżących w interesie społecznym, które nie zawsze są zgodne z interesami pewnych wpływowych grup - odpowiada Urszula Wołosiewicz. - Przykładem może być zablokowanie outsourcingu szpitala w Ostrowi Mazowieckiej. Niewykluczone, że te sprawy mogą mieć ze sobą związek. Wcześniej nikt się ze mną w tej sprawie nie kontaktował. Teraz jednak widzę, że to było zaplanowane działanie. W ostatnim czasie oprócz hejtu internetowego, zaczęłam otrzymywać jakieś dziwne, wulgarne SMS-y. Otrzymują je także inne osoby z PiS. Myślę, że chodzi także o zdyskredytowanie nas, jako radnych i działaczy PiS, co ma związek z sytuacją polityczną w kraju. Kto jednak to robi, tego nie wiem.
Postępowanie przygotowawcze w tej sprawie nadzoruje Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce. Jak nas poinformowała Elżbieta Edyta Łukasiewicz, rzecznik prokuratury, dotychczas nie postawiono nikomu zarzutów w tej sprawie, a postępowanie ma charakter rozwojowy.
Urszula Wołosiewicz była w ostrołęckiej komendzie, gdzie okazano jej zdjęcia wielu osób. Na jednym z nich rozpoznała mężczyznę, który ją nagrywał.
- Nie wiem jednak, kto to jest - mówi. - Nie wiem też, co będzie zeznawał. Czy na pewno prawdę? Jeśli nagrywał wtedy tę rozmowę i to nagranie zostało teraz upublicznione, to na pewno nie ma czystych intencji. Ten mój znajomy, który wtedy był przy tej rozmowie, przebywa w Anglii. Myślę, że on najlepiej powiedziałby, jak to było.
Nieudana próba zastraszenia
Dwa pozostałe nagrania, które można odsłuchać w internecie, to rozmowa (w dwóch częściach) burmistrza Jerzego Bauera (szefa powiatowych struktur PiS) z młodym mężczyzną z Ostrowi Mazowieckiej. Doszło do niej jesienią 2014 roku, tuż przed drugą turą wyborów na burmistrza, do której przeszli: Jerzy Bauer i Mieczysław Szymalski.
Młody człowiek to syn właścicielki lokalu gastronomicznego, w którym ma się odbyć spotkanie powyborcze PiS. Bauer przyszedł do lokalu, aby uzgodnić szczegóły imprezy i wtedy młody człowiek - sam z siebie - próbuje „podpuścić” Jerzego Bauera sugerując, że bez kupowania głosów może wyborów nie wygrać. To młody człowiek nagrywa tę rozmowę.
Bauer słucha wywodów, a nawet chwali młodzieńca za różne celne uwagi, ale nie wykazuje zainteresowania kupowaniem głosów. Podczas miejskiego spotkania noworocznego, 13 stycznia, nawiązuje do tego nagrania. Mówi:
Zapewniam, że ani płonące samochody (już dwa razy ktoś podpalił auto burmistrza - przyp. red.), ani nagrania kelnerów, nie spowodują zachwiania mojej determinacji w dobrej zmianie.
Zobacz finał tej sprawy
