- "Nie martwcie się, jesteśmy silni. Nauczyciele nie zostawcie nam zbyt dużo pracy domowej" - napisał jeden z chłopców uwięzionych wraz z kolegami w jaskini w Tajlandii.
Listy to obecnie jedyna forma komunikacji uwięzionych z ich rodzicami i bliskimi, którzy z drżeniem serca obserwują na zewnątrz akcję ratunkową. Ich treś podał serwis BBC.
- "Nie martwcie się o mnie, jestem bezpieczny" - napisał chłopiec imieniem Pong do swych bliskich. Inny przekazał wiadomość: - "Nick kocha mamę i tatę i rodzeństwo. jeśli uda mi się stąd wyjść, Mamo i Tato, proszę przygotujcie mi mookathę (tajska potrawa - red.) do jedzenia."
Z kolei trener piłkarski, który zabrał drużynę 12 chłopców w wieku 11-16 lat do jaskini, w której później zaskoczyła ich wzbierająca woda, napisał przeprosiny do rodzin chłopców: - "Drodzy rodzice, obecnie wszystkie dzieci są w dobrym stanie, a ratownicy troszczą się o nas. I obiecuję, że będę się opiekował dziećmi tak, jak tylko potrafię. (...) Ogromnie również przepraszam rodziców."
Na Facebooku pojawiły się odpowiedzi niektórych rodziców. Wynikało z nich, że nie winią trenera za zaistniałą sytuacją. - "Mamy i tatusiowie nie mają pretensji do ciebie. Dziękujemy, że pomagasz naszym dzieciom. opiekuj się nimi" - napisał jeden z rodziców.
Położenie uwięzionych około 4 km od wejścia do jaskini staje się jednak coraz trudniejsze. Za kilka dni prognozowane są w tym rejonie ulewne deszcze. Jeśli spadną, poziom wody w jaskini znów się mocno podniesie. Obecnie woda jest wypompowywana, a mimo to jej poziom się utrzymuje, a tlenu w komorze, w której przebywają chłopcy, jest inższy od normalnego.
Ratownicy wiedzą, że muszą działać szybko. - Jeśli będziemy czekać zbyt długo, nie będziemy wiedzieli, ile wody deszczowej spadnie - powiedział cytowany przez "The Times" Narongsak Osatanakorn, gubernator regionu Chiang Rai, na terenie którego znajduje się jaskinia. - Teraz i w następnych trzech lub czterech dniach warunki do ewakuacji są idealne, biorąc pod uwagę poziom wody oraz stan zdrowia chłopców. Musimy podjąć jasną decyzję, co robimy - dodał.
Jak piszą media, nurkowie rozważają ewakuację chłopców poprzez zalane tunele jaskini w asyście ratowników. Problem w tym, że w pewnym odcinku tunel jest bardzo wąski i ma wysokość zaledwie 38 cm. - Dzieci musiałyby w tym miejscu przez długi czas przebywać pod wodą same, bez asysty - powiedział Passakorn Boonyalak, zastępca gubernatora Chiang Rai, cytowany przez "The Times". To ekstremalnie trudna przeprawa. Woda w jaskini jest bowiem bardzo mulista, a widoczność w niej bliska zeru. Ten sposób ewakuacji stanął pod znakiem zapytania po tym, jak w piątek zginął tam jeden z ratowników - były wojskowy - któremu zabrakło tlenu.
Według reporterów "The Times", ekipy ratownicze próbują dokonywać odwiertów w skale z góry, nad komorą, w której znajdują się uwięzieni. Rozważane jest wywiercenie szybu, przez który w górę uwięzieni zostaliby ewakuowani. Tak, jak zrobiono to przed kilku laty z górnikami zasypanymi w kopalni w Chile. Tamci na wydobycie czekali dwa miesiące. Nie wiadomo, czy ulewne deszcze dadzą uwięzionym w Tajlandii i ich ratownikom tyle czasu.
POLECAMY: