Alicja Lewisa Carrolla ma twarz Ewy Bułhak. Dziwność i poezja w Narodowym

Piotr Zaremba
Sylwia Dąbrowa
„Alicji kraina czarów” - piękny spektakl, takich w dzisiejszym krzykliwym, publicystycznym teatrze szuka się czasem długo. Alicja już zawsze będzie mieć dla mnie twarz Ewy Bułhak. Nie do końca to logiczne, ale cóż… Czy poezja jest logiczna?

„Dlaczego kruk jest podobny do biureczka?” - ta zagadka Szalonego Kapelusznika skierowana do Alicji pada w przedstawieniu Sławomira Narlocha w Teatrze Narodowym. Szalony Kapelusznik bywa też w niektórych tłumaczeniach Zwariowanym Kapelusznikiem, ale Maciej Słomczyński nazwał go w swoim właśnie tak. Pada też odpowiedź samego Kapelusznika, że nie ma na ten temat „wyobrażenia”.

To jeden ze sławnych dialogów Lewisa Carrolla z jego „Alicji w krainie czarów”, powieści z roku 1865. I jedno z rozlicznych zawartych w tej powieści, czy na pewno dla dzieci, spiętrzeń angielskiego pure nonsensu. Co uczyniło ten utwór jednym z najsłynniejszych, najbardziej klasycznych, choć przecież miejscami pojęcia nie mamy, o co w nim chodzi? Tak to już bywa. Carroll, rysownik, matematyk, fotograf, a wreszcie i diakon Kościoła Anglikańskiego, był jednym z najbardziej oryginalnych i konsekwentnych twórców własnego, wymyślonego, choć żywiącego się odpryskami realności świata.

Dlaczego Alicja dziś?

W programie wydrukowanym przez Teatr Narodowy przypomina się, jak wielu ludzi fascynowało się „Alicją w krainie czarów”, i jej kontynuacją „Po drugiej stronie lustra” – od Marii Kuncewiczowej po Beatlesów. Jak wiele znajdujemy śladów tej fascynacji: w dziełach Stephena Kinga czy w „Matriksie” braci Wachowskich. Czy to wystarczy aby objaśnić, dlaczego w ciągu pół roku dwa czołowe teatry warszawskie, Ateneum i Narodowy, sięgnęły po te teksty? Mieliśmy kilka takich fal: „Balladyny”, kolejne „Trzy siostry”, ostatnio dwa „Zamki” według Kafki. Można by to potraktować jako odrębny temat dysertacji, ale się jej nie podejmę.

Wawrzyniec Kostrzewski, reżyser, i pisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk w Teatrze Ateneum zaczęli opowiadać historię dziewczynki podążającej pod ziemię za Białym Królikiem w kamizelce i z zegarkiem niemal jak horror. W zasadzie przenieśli opowiastkę do współczesności próbując szukać w niej metafory dzisiejszego koszmaru dojrzewania. Z wynikiem więcej niż zadowalającym. Oczywiście z powieści wyjęli jedynie fragmenty mozaiki w dużej mierze układając ją na nowo.

Młody reżyser, w tym przypadku i autor adaptacji, Sławomir Narloch, uchylił się od wyraźnej odpowiedzi, jaki czas pokazuje nam w świecie realnym, tym znad króliczej nory. Wszystko jest tu w każdym bardziej staroświeckie, niedzisiejsze niż w Ateneum. Zarazem zwłaszcza w pierwszym akcie dostajemy chwilami świat Carrolla nawet bardziej podobny do tego z powieści. Mamy choćby mecz krykieta na dworze Królowej Kier, gdzie zawodnicy grają flamingami, a kulą jest Jeż w figlarnym wykonaniu Kamila Mrożka.

Tak jest, ale zarazem tak i nie jest. Katarzyna Ucherska to u Kostrzewskiego nastolatka. Tu Alicja w wykonaniu Ewy Konstancji Bułhak jest dojrzałą kobietą, dawną bohaterką powieści Carrolla. Niby patrzy wstecz, wspomina swoje przygody z dzieciństwa, ale tak naprawdę są to bardziej wspomnienia jej syna, który występuje w dwóch postaciach: dojrzałej (Cezary Kosiński) i dziecięcej.

Jej małego synka gra 10-letni Michał Pietruczuk, znany już z występów w „Zamku” przyrządzonym w Narodowym przez Miśkiewicza. I choć na podsumowanie ról aktorskich przyjdzie jeszcze czas, ten chłopiec z chóru dziecięcego tworzy jedną z najwdzięczniejszych i najbardziej naturalnych postaci spektaklu.

O czym to jest?

Przez tę piętrowość relacji i świadomości dostajemy opowieść nie tyle o dojrzewaniu, co o spojrzeniu na własne dojrzewanie z dystansu lat późniejszych, o wspomnieniach, o czym przekonują takie smaczne sceny jak rozważania Niby Żółwia (Oskar Hamerski) i Gryfa (Bartłomiej Bobrowski) o ich własnej podwodnej szkole.

A tak naprawdę to w ogóle traktacik o czasie, o jego upływie, o czym śpiewa nam Szalony Kapelusznik. Zarazem podobieństwa do pierwowzoru literackiego stają się coraz bardziej pozorne. Nie mamy na przykład Królika (jest tylko kilka wzmianek o nim), a Kapelusznikowi nie towarzyszy Suseł i Marcowy Zając, lecz dziwaczny, w dużej mierze muzyczno-śpiewaczy, drugi dwór, pięknie skądinąd zakomponowany na tle wspaniale fantastycznych dekoracji Martyny Kander. W jego skład wchodzi cała Orkiestra Szalonych Kapeluszników.

Dwór Królowej Kier (Anna Lobedan) nie zostaje odkryty przez Alicję, a wraca do niej, w scenerii rodzinnego święta przy stole. Co to wszystko razem oznacza? Wiem chyba mniej jeszcze niż czytając „Alicję” powieściową. Co z tego jednak? Czy poezję trzeba co do słowa rozumieć? Trzeba ją poczuć. Z niektórych scen wyziera trudny do pełnej racjonalizacji smutek. Alicja nie tylko jest mamą, ale mamą szykującą się na śmierć, a być może już zmarłą.

Ten smutek jest kreowany lub potęgowany przez świetną muzykę aktora Teatru Narodowego Jakuba Gawlika (zarazem stylowego Pana Gąsienicę). Przy całej swojej delikatności szarpie nam ona w paru momentach trzewia. Narloch powplatał w akcję własne piosenki nacechowane na ogół poetycką melancholią, czasem dziecięcą ciekawością świata, ale częściej rezygnacją typową dla starości.

„A najlepiej zostać lunetą I czasem wsuwać się w siebie”. Trzeba tego posłuchać, może nawet kilka razy, bardzo uważnie. Ale pogodziłem się z myślą, że te teksty nie poddają się natychmiastowym interpretacjom. Znów bardziej je czujemy niż gotowi jesteśmy od razu tłumaczyć.

Nie ma tu spójnego ideowego przesłania. Jest zaduma nad kruchą kondycją istnienia na świecie. W akcie drugim, bardziej zaczerpniętym, choć też tylko fragmentarycznie, z „Po drugiej stronie lustra”, mamy uroczo infantylne, ale przecież zarazem wcale nie infantylne, spotkania Alicji w lesie – z Jelonkiem (Kacper Matula) i Rycerzem (Henryk Simon). Czy te scenki bardziej krzepią czy zostawiają nas ze smutkiem życiowego niespełnienia? Z kolei wcześniejsze, pochodzące z aktu pierwszego dysputy Alicji z monstrualnym, zawieszonym nad sceną Komarem (Robert Czerwiński) budzą wręcz strach przed światem strasznych tajemnic skrywających fundamentalne niebezpieczeństwa.

Mógłbym tak te sceny po kolei przywoływać, ale po co zapowiadać coś tak nieprzewidywalnego. To poezja niesie taką nieprzewidywalność. Ona ma twarz Ewy Bułhak, zwykłej, ciepłej, niepewnej kobiety szukającej sensu, trochę zdziwionej, a trochę już nie dziwiącej się niczemu. Pisanie o empatii u tej akurat aktorki zakrawa na banał. Jest ona jej uosobieniem. To samo dotyczy i jej naiwnego, a może tylko udającego naiwność wobec bólów świata Syna, którego jak zawsze kapitalnie gra swoją księżycową mimiką Cezary Kosiński.

Zwycięstwo empatii

Ten spektakl, płynący niczym strumień różnych świadomości, nie rządzący się wyraźnymi regułami, nie powiódłby się, gdyby nie intuicja i urok aktorów, którzy w mgnieniu oka zmieniają się z groteskowych w melancholijnych i delikatnych. Zapamiętamy prowokującą, dobroduszną nieporadność Niby Żółwia-Hamerskiego i Gryfa-Bobrowskiego inicjujących na morzu kadryla. Zapamiętamy prawie demoniczną, a przecież dziwnie bezradną irracjonalność Królowej Kier snującej swoje wizje funkcjonowania świata do tyłu (znakomita Anna Lobedan, wnosząca tu także swój wielki talent wokalny). Zapamiętamy urokliwego w swojej niedorzeczności, ale i w delikatnym lęku Komara – Roberta Czerwińskiego.

Mistrzem świata okazał się Kacper Matula. Jego Jelonek ma jakiś pierwotny megaurok, jakby aktor urodził się do ról w tego typu opowieściach. Ale Matula, także grający na instrumentach i śpiewający, urodził się do wszelkiego typu ról. Za każdym razem uderza mnie jego empatia (kolejny raz to słowo!), z jaką wyczarowuje swoje postaci.

Henryk Simon jako Rycerz umie nas z kolei przekonać, że można być groteskowym i zarazem zachować godność ludzką i wrażliwość. To samo da się powiedzieć o Humptym Dumptym bezbłędnego jak zawsze Grzegorza Kwietnia. Nawet sama obecność na scenie Elsie Pauliny Szostak jest poetycka.

Niektórzy aktorzy grają po kilka ról i w tym sensie spektakl jest popisem zbiorowej sprawności, z jaką rozmaite chóry i chórki budują nam fantastyczne światy. Na koniec zostawiłem sobie Pawła Paprockiego, Szalonego Kapelusznika. Tak, to właśnie on jest predestynowany do bycia mistrzem ceremonii krainy obłędu, która jednak staje się dla mnie krainą empatii wobec ułomności i dziwactw wszelkich boskich stworzeń. Aktor umie być równocześnie sarkastyczny i ciepły, lub może jest taki na zmianę. Ma bezbłędne wyczucie mocno abstrakcyjnej zabawy, która przywodzi myśl o pokrewieństwie między Lewisem Carrollem i Monty Pythonami.

Dzieci i dorośli

Na premierze było trochę dzieci. Nawet niektórzy niegrający w spektaklu aktorzy Narodowego przyprowadzili ze sobą własne. Zastanawiałem się, czy potoki pure nonsensu zmieszanego z poezją nie są dla najmłodszych widzów zbyt trudnym wyzwaniem.

Ale istnieje przecież pogląd, że dzieci (moim zdaniem tylko niektóre) mają naturalne przeczucie czegoś, co tracą jako dorośli. Widziałem zasłuchane, przejęte buzie. Choć zarazem przypomnę: Maciej Słomczyński napisał, że w „Alicji w krainie czarów” są dwie książki: dla dzieci i dla ludzi bardzo dorosłych. W tym spektaklu było więc też dużo dla nas: pod warunkiem, że otworzyliśmy serca.

W kuluarach słyszałem zakłopotane pytania, dlaczego właśnie „Alicja” i to taka – w Teatrze Narodowym. Tytuł spektaklu brzmi „Alicji kraina czarów”, co od razu mówi nam, że to wariacja na temat. Może to jest wariacja na wiele tematów, czasem tylko przez nas niejasno przeczuwanych. Piękny spektakl, takich w dzisiejszym krzykliwym, publicystycznym teatrze szuka się czasem długo. By w końcu znaleźć.

Alicja już zawsze będzie mieć dla mnie przyjazną światu twarz Ewy Bułhak. Nie do końca to logiczne, ale cóż… Czy poezja jest logiczna?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl