- Córka była w nim zakochana, a Marcin wydawał się troskliwy. Nie umiem zrozumieć, dlaczego chciał zrobić coś tak strasznego - mówi Mirosława Lewandowska.
Jest z córką w stałym kontakcie telefonicznym. Ma nadzieję, że gdy proces się skończy, Michalina wraz z synkiem wróci do Pieszyc.
- Marcin sprytnie to sobie wszystko wymyślił. Zniszczył dokumenty córki, ubrania wyrzucił do kontenerów. Planował, że zakopie ją w ziemi i nikt jej nie znajdzie. Pewnie powiedziałby, że wyszła bez słowa albo uciekła od niego i wszyscy by jej szukali - opowiada zdenerwowana matka.
Michalina skończyła szkołę zawodową w Dzierżoniowie o kierunku cukierniczym. Nie miała tu dobrej pracy, dlatego, gdy 5 lat temu szkołę skończył też młodszy od niej o dwa lata Marcin, postanowili wyjechać do Wielkiej Brytanii. Tam początkowo wszystko układało się dobrze. Mieli pracę, byli szczęśliwi. Ale to się zmieniło.
- Córka żaliła się, że nie dość, że pracuje po 10 godzin w fabryce, to potem jeszcze musi zajmować się domem, opiekować dzieckiem. Była bardzo zmęczona - przypomina sobie pani Mirosława.
Marcin K. postanowił pozbyć się dziewczyny, bo - jak wyjaśnił - znudziła mu się i nie była tak ładna, jak dziewczyny z siłowni. O pomoc poprosił znajomego Polaka, 18-letniego Patryka B.
Mężczyźni zaatakowali Michalinę w domu. Obezwładnili ją paralizatorem, związali i włozyli do kartonu. W lasie wykopali dół, do którego złożyli karton. Przysypali go ziemią.
"Życie uratował mi pierścionek zaręczynowy. Nim przecięłam taśmę na rękach i nogach, a później karton" - wyjaśniła Polka przed sądem. Udało się jej wydostać na powierzchnię. Sprawcy trafili do aresztu.
- Mam nadzieję, że córka wytrzyma to wszystko. Jest roztrzęsiona i bardzo przygnębiona. Zawaliło jej się życie - mówi Mirosława Lewandowska.