Świdnicka fabryka otworzyła w poniedziałek nową halę w której będą remontowane i modernizowane śmigłowce produkcji PZL-Świdnik. Przede wszystkim maszyny dla polskiej armii, takie jak Mi-2 i W-3 Sokół. Dlatego podczas uroczystości nie zabrakło polityków, samorządowców, ale przede wszystkim generałów i pilotów wojskowych.
- Mam nadzieję, ze nowa hala pozwoli nam jeszcze szybciej i sprawniej współpracować ze Świdnikiem - powiedział gen. bryg. Tomasz Drewniak, inspektor sił powietrznych w dowództwie sił zbrojnych. - Jest duża szansa na to, żeby Świdnik utrzymał pozycję głównego dostarczyciela sprzętu dla sił zbrojnych.
Nowe centrum ma skrócić remontu śmigłowców z 15 do 10 miesięcy. Będzie w nim pracować 100 osób, z czego większość to obecni pracownicy fabryki. Władze zakładu zapowiadają zatrudnienie dodatkowo ok. 20 osób, głównie mechaników.
- Infrastruktura to jest narzędzie, a mówimy o zmianie całego systemu zarządzania organizacją serwisu. O zmianie filozofii naszej firmy, nad którą pracujemy od dłuższego czasu z polskimi siłami zbrojnymi – zapewniał Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters Division. Leonardo to nowa nazwa włoskiego koncernu zbrojeniowego, który od 2010 r. jest właścicielem świdnickiego zakładu.
Oprócz otwarcia centrum firma przekazała wojsku trzy zmodernizowane śmigłowce. Są to dwie pierwsze maszyny W-3RM Anakonda z grupy pięciu, które mają trafić do marynarki i jeden W-3PL Głuszec dla wojsk lądowych.
Wcześniej część pilotów zwracała uwagę, że nie wszystkie śmigłowce remontowane w Świdniku spełniały ich oczekiwania. Zdarzały się opóźnienia w realizacji zamówień. Teraz to ma się zmienić. - Staramy się jeszcze lepiej niż do tej pory zapewnić obsługę tych około 160 śmigłowców, które ma polskie wojsko - zapewniał Mieczysław Majewski, prezes PZL-Świdnik. - Nie ma nas bez was - powiedział do przedstawicieli armii Krzysztof Krystowski, wiceprezes oddziału śmigłowcowego Leonardo.
PZL-Świdnik w ubiegłym roku wypracował 952 mln zł przychodu. Firma odprowadziła do budżetu państwa i samorządów ok. 123 mln zł podatków i zatrudnia na etat prawie 3,2 tys. pracowników. Rozwój firmy w dużej mierze zależy od zamówień dla polskiej armii.
- Ministerstwo Obrony narodowej na pewno będzie przykładało wagę przede wszystkim do maszyn wyprodukowanych w kraju. Dlatego, że to jest nasz wspólny interes, zarówno od strony gospodarczej, militarnej, jak i społecznej - zapowiedział Antoni Macierewicz, szef MON.
Odwlekanie przetargu
Uczestnicy poniedziałkowej uroczystości liczyli na nowe informacje o przebiegu przetargu na zakup 50 śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii. W ubiegłym roku z postępowania odpadły zarówno PZL-Świdnik, jak i PZL z Mielca (obecnie część amerykańskiego koncernu zbrojeniowego Lockheed Martin). Decyzją poprzedniego rządu do negocjacji offsetowych w Ministerstwie Rozwoju zakwalifikowała się jedynie francuska firma Airbus Helicopters.
W poniedziałek minister Macierewicz unikał odpowiedzi na pytania o przyszłość postępowania. – Przetarg ma to do siebie, że trwa. No więc zobaczymy co będzie – powiedział dziennikarzom.
Politycy PiS z regionu nie ukrywają, że spodziewają się unieważnienia przetargu i większych zamówień dla PZL-Świdnik. - Spodziewam się, że idą dla Świdnika, dla polskiego przemysłu, dobre czasy. Przemysł zbrojeniowy jest tym obszarem, który daje nam szansę na zapewnienie bezpieczeństwa Polsce i Polakom, ale daje też szansę na rozwój gospodarczy – powiedział Artur Soboń, poseł PiS.
Zdaniem senatora Grzegorza Czeleja przed laty popełniono błąd sprzedając państwowy zakład w Świdniku i nie wiążąc transakcji z zamówieniami. Teraz trzeba go naprawić. - Lokowanie zamówień w kraju to jest tworzenie miejsc pracy. To jest szansa dla setek młodych ludzi do tego, aby mieli tutaj zatrudnienie i możliwość pracy przy najnowszych technologiach – twierdzi senator.
Zakończenie negocjacji offsetowych, które miałoby określić wysokość inwestycji Airbusa w Polsce, już raz było przekładane. Obecnie jest zapowiedziane na koniec przyszłego miesiąca, czyli po szczycie NATO w Warszawie, który ma się odbyć 8 i 9 lipca. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, rząd PiS nie chce podejmować decyzji, które mogłyby zrazić jednego z sojuszników, przed rozpoczęciem szczytu. Wiele wskazuje na to, że zakończenie negocjacji będzie nieprzychylne dla Francuzów.