– Wszystko jednoznacznie wskazywało na niego, zwłaszcza, że Rafał nie lubił dzieci. Wydaje mi się, że ta radosna dla wszystkich informacja, że Beata jest w ciąży, spowodowała, że on zaczął coś myśleć. Nie ma żadnych namacalnych dowodów, że Beata nie żyje, ale są poszlaki. Chociaż wiele wskazywało na taką wersję zdarzeń, to nic nie można było mu zrobić. Rafał strasznie się kontrolował – wspomina wydarzenia sprzed lat Maciej Szuba, były komendant miejski policji w Poznaniu, a obecnie prywatny detektyw, który był zaangażowany w poszukiwania Beaty Kotwickiej.
Zaginięcie bez śladu
- W życiu nam się układało. Teraz czekaliśmy na dziecko. Wszystko zmieniło się w środę 18 lutego (2004 roku – dod. red.) - tak mówił Rafał, mąż Beaty tuż po zaginięciu swojej żony.
Zobacz też:
W dniu zaginięcia Beata miała pracować. Wraz z mężem prowadziła bowiem biuro nieruchomości. Przed godz. 15 miał do niej zadzwonić telefon. - Żona ubrała się i wyszła. Więcej nikt jej nie widział. Powiedziała mi jedynie, że musi iść na pilne spotkanie z klientem, który chce sprzedać mieszkanie. Często tak się działo. W naszej pracy jest bardzo duża konkurencja. Nie ma czasu na sprawdzanie wszystkich danych. Jak my się nie spotkamy się szybko z klientem, to przejmie go inna firma – opowiadał w 2004 roku Rafał.
Kobieta miała rzekomo pojechać na os. Lecha, gdzie umówiła się z klientem. Czy tak się stało, tego nie wiadomo. Mąż 28-latki zgłosił zaginięcie na policji, a jednocześnie wynajął do poszukiwań biuro detektywistyczne Macieja Szuby. Wraz z detektywami przygotował i wydrukował blisko 1000 plakatów ze zdjęciem żony oraz telefonem kontaktowym. Zapowiedział też, że osoba, która pomoże w jej odnalezieniu, otrzyma 30 tys. zł nagrody. Informacje o tej treści rozwieszone zostały na kilku osiedlach. Wyglądało na to, że faktycznie zależy mu na odnalezieniu żony.
Najgłośniejsze sprawy kryminalne w Wielkopolsce. Nie tylko ś...
– Zgłosiła się do mnie rodzina. Formalnie wynajął mnie mąż Beaty, ale to był nacisk jej ojca, Wiesława Kotwickiego. To on był właśnie osobą, która napędzała to wszystko – wspomina Maciej Szuba.
Policja i detektyw dość szybko wykluczyli wersję, by Beata sama uciekła. – Tak naprawdę nie miała żadnego powodu, żeby np. uciec, zwłaszcza, że była w ciąży. Kobieta w ciąży i nie daje znaku życia? - zauważa Maciej Szuba.
Pod uwagę brana była za to możliwość porwania i uprowadzenia dla okupu. Jednak po kilkunastu dniach bez żądania żadnego okupu, także i ta wersja przestała być aktualna. Początkowo nie wykluczano także, że kobieta padła ofiarą lubieżnika Piotra M. (ps. Pirania), którego niedługo później zatrzymała policja. Jednak i ten trop okazał się błędny.
Głośne zabójstwa, niewyjaśnione zbrodnie i tajemnicze znikni...
Oprócz tego, rozważana była także możliwość utonięcia kobiety w Warcie, która znajdowała się niedaleko jej miejsca zamieszkania. Z tego powodu funkcjonariusze przeszukiwali nie tylko tereny w pobliżu rzeki, ale także samą Wartę. Przeszukiwane były nawet studzienki kanalizacyjne i piwnice bloków, by upewnić się, że nikt tam nie ukrył ciała Beaty. Wtedy funkcjonariusze już coraz bardziej zdawali sobie sprawę z faktu, że 28-latka najprawdopodobniej nie żyje.
Mąż Beaty przyczynił się do jej zniknięcia?
W ciągu kolejnych tygodni oraz miesięcy wśród policjantów, a także detektywa Szuby i ojca Beaty, coraz bardziej narastało podejrzenie, że z zaginięciem 28-latki może być powiązany jej mąż.
- On jej nie kochał, nie chciał także być ojcem. Zawsze mówił, że o dzieciach można pomyśleć koło czterdziestki, dopiero jak się dobrze ustawi w życiu – mówił nam w 2005 roku Wiesław Kotwicki.
Sprawdź też:
Wiele zastrzeżeń dotyczyło drobiazgów. Bliscy zaginionej dziwili się, że chociaż małżonkowie wspólnie pracowali, to Rafał nie zapytał się, z jakim klientem umówiła się jego żona. Bliscy powątpiewali też, by wyszła w spodniach, które jej mąż podał w rysopisie poszukiwawczym. Tydzień wcześniej Beata mówiła im, że już się w nie nie mieści z powodu ciąży.
Co więcej, dane od operatora sieci komórkowej, z której korzystała Beata, wskazywały, że nie opuściła ona rejonu, w którym mieszkała. Ponadto, w ciągu ostatnich godzin przed zaginięciem nie rozmawiała ze swojej komórki z nikim, kto mógłby to wiarygodnie potwierdzić.
Sprawdź też:
Coraz większe wątpliwości budziło także zachowanie Rafała. - Tak precyzyjnego człowieka nie spotkałem w całej swojej karierze. Kiedy stawiano mu trudne pytania, to nie było tak, że nie udzielał odpowiedzi. On odpowiadał, ale tak, że jego wersję ewentualnie mogłaby potwierdzić tylko Beata, a jej między nami już nie było – wspomina Maciej Szuba.
I dodaje: – Dlatego oficjalnie wszystko trzeba było przyjmować na jego korzyść. Ale wszyscy, którzy uczestniczyli w tej akcji, z policją na czele, byliśmy przekonani, że on maczał w tym ręce. Nawet „grzebałem” już w jego dzieciństwie i jeździłem w rejony jego dzieciństwa. To były doskonałe tereny, jeśli ktoś je zna, na ukrycie zwłok. Ale kilkumiesięczna penetracja nie przyniosła żadnych rezultatów.
Zobacz też:
Prywatny detektyw pamięta także, jak pewnego razu, wynajęty do pomocy w poszukiwaniach jasnowidz Krzysztof Jackowski, powiedział wprost do męża Beaty, że to on zabił 28-latkę.
– Takich rzeczy nie mówi się, nie mając nic, zaś Jackowski był przekonany, że autorytet jasnowidza zadziała tak, że mąż się ugnie i przyzna. A to nie był tego typu człowiek. On się wystraszył tylko w jednej sytuacji, kiedy nasi technicy odkryli, że w łazience były ślady krwi. Ale to były tak śladowe ilości, że nie mieliśmy tego jak zabezpieczyć do badań. Mimo tego wtedy się poważnie przestraszył, wynajął od razu adwokata – opowiada Maciej Szuba.
Ponadto dodaje, że mąż Beaty tłumaczył to faktem, że 28-latka miała obfity krwotok z nosa, po którym posprzątał. – Ale on tam bez przerwy sprzątał. Kiedy wchodziło się do mieszkania, za każdym razem czuliśmy detergenty. On to pucował tak, że aż w głowie się nie mieści – mówi Maciej Szuba.
Sam Rafał, dopóki żył, zaprzeczał zarzutom o udział w zaginięciu żony, o których mówiła rodzina 28-latki. - To jakieś kosmiczne bzdury. Gdybym był złośliwy, to powiedziałbym, że to oni ją zabili, albo też, że porwały ją ufoludki. Nie zacierałem żadnych śladów, od początku starałem się we wszystkim pomóc policji. Nie wiem co się stało, że rodzina Beaty obciąża mnie winą za jej zaginięcie. I jeszcze rozgłasza to przez osoby trzecie – mówił w rozmowie z „Głosem” w 2005 roku.
Mijały miesiące i lata, a tajemnica zaginięcia Beaty wciąż pozostawała niewyjaśniona. Sam Rafał w tym czasie popadał w coraz większe problemy finansowe i narkotykowe. 18 kwietnia 2011 roku popełnił samobójstwo.
- On miał problemy i nie mógł sobie z tym wszystkim dać rady. Potem każdy mówił, że Beata poprosiła go do siebie. A to był taki człowiek, że nikomu nie chciał nic ułatwiać. Nie zostawił po sobie nawet żadnego listu. Zabrał wszystko ze sobą i nikt nie wie, co dokładnie się wydarzyło. Być może dziś on sam też inaczej by się już zachował... – komentuje Maciej Szuba. Tajemnicy zaginięcia Beaty Kotwickiej nie udało się wyjaśnić do dzisiaj.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zobacz też:
Śmiertelne wypadki w Wielkopolsce. W pierwszym półroczu 2020...
Poznań: Najgłośniejsze wypadki drogowe w ostatnich latach. J...
