Gabinet Antoniego Pawlaka znajduje się naprzeciwko gabinetu prezydenta. Od progu czuje się dym papierosów. Bo Pawlak to nałogowy palacz. Charakterystyczna bródka i włosy do ramion, okrągłe okulary. Poczucie humoru miesza się u niego z sarkazmem.
Konwencjonalnie w jego wydaniu nie może być. W końcu prezydent przedstawił go dziennikarzom jako swojego rzecznika 1 kwietnia, czyli w prima aprilis. Po tej prezentacji świeżo namaszczony rzecznik, otoczony wianuszkiem dziennikarzy, usłyszał pytanie, kto jest dla niego wzorem rzecznika. Odparł, że Jerzy Urban. Na drugi dzień w tabloidach zawrzało. W "Fakcie" pojawił się wielki napis: co on bredzi, i żądania, żeby go odwołać.
- Chciałem powiedzieć coś zabawnego. A poza tym uważam, że Urban miał świetnie zorganizowane biuro prasowe. Co może być wzorem - tłumaczy dzisiaj tamto zamieszanie.
Obecnie ma już inny wzór. To rzecznik prezydenta Wrocławia, który pytany na konferencji prasowej przed Euro 2012 o to, czy osoby winne zostały ukarane, odparł: tak, winni zostali rozstrzelani i pochowani za rynkiem. Opowiadając to, Pawlak dodaje: - Żałuję, że ja na taką odpowiedź nigdy nie wpadłem.
Ale nie powinien być znowu taki skromny, bo on też trzyma się cały czas konwencji rozrywkowej. Wielu dziennikarzy to drażni. Jego nagranie w telefonie komórkowym, czyli: "Jezu, taki ważny telefon, a ja nie mogę odebrać", do białej gorączki może doprowadzić. Zwłaszcza jeśli nie odbiera. Dziennikarze, którzy się zajmują gdańskim urzędem, kolekcjonują różne wypowiedzi i wpisy rzecznika. A to z profilu na Facebooku, gdzie się podzielił uwagą, że pracownicy PKP mają "gówno w głowie". A to jak pytany przez dziennikarza o zachowanie anarchistów stwierdził: Jeżeli ktoś na rodzinnym przyjęciu zwymiotuje na stół i stwierdza, że to świetny żart, to ja nie mogę tego skomentować.
Przyznaje, że jak trzeba, idzie na wojnę z mediami. Bo drażni go brak profesjonalizmu. Sam przez 10 lat był dziennikarzem, nie tylko w mediach opiniotwórczych, ale także w "Super Expressie". Pisze nie tylko sprostowania. Ale też potrafi wysłać pismo do redaktora naczelnego sugerujące, że ten czy ów dziennikarz do pracy się nie nadaje. Pawlak przyznaje, że przez te niekonwencjonalne metody czasami był przez szefa wzywany na dywanik i pouczany, że za bardzo jedzie po bandzie. Ale zaraz dodaje żartobliwie pod adresem prezydenta: widziały gały, co brały. Szef wiedział, że jestem facetem, który już coś w życiu osiągnął, ale też narozrabiał. Musiał mnie kupić z wadami i zaletami.
Pawlak mówi, że nie palił się do bycia rzecznikiem. Przedtem prowadził z prezydentem długie negocjacje. I zanim się zgodził, postawił kilka warunków. Po pierwsze, że będzie rzecznikiem tymczasowym. Po drugie - że nie będzie musiał zakładać krawata do pracy, bo ostatni raz miał krawat na własnym ślubie. Czyli w 1979 roku. Trzeci warunek był taki, że nie będzie musiał kłamać, i czwarty, że w każdej chwili może wejść do gabinetu szefa i powiedzieć otwarcie, co myśli.
Na razie ta jego tymczasowość trwa już pięć lat. W tym czasie Pawlak został raz.... prezydentem Gdańska. W zagranicznym piśmie "Ceoworld Magazine" pojawił się raport z przygotowań do Euro 2012 i wywiady z prezydentami miast, w których miały być rozgrywane mecze. Pod zdjęciem Pawła Adamowicza pojawił się podpis: prezydent Antoni Pawlak.
- Po tej wpadce poszedłem do szefa z pytaniem, czy przyjmie funkcję rzecznika. I usłyszałem, że rozważy tę zaszczytną propozycję - wspomina ze śmiechem tamto zdarzenie. - Mam trochę charakter błazna i już dawno się z tym pogodziłem - tłumaczy.
Ale Antoni Pawlak to przede wszystkim literat. Jeden z czołowych poetów pokolenia stanu wojennego. Na swoim koncie ma około 20 wydanych pozycji literackich i Nagrodę Fundacji im. Kościelskich. Od 10 lat jednak niczego nie wydał. A teraz w najbliższych dniach pojawi się w księgarniach jego poemat "Walc trumienny", zawarty w zbiorku "Mroczne tajemnice małych dziewczynek" (ale tu nie ma podtytułu: podręcznik dla pedofila - kwituje moje kręcenie nosem na tytuł).
Poemat "Walc trumienny" ma pięć stron i jest bardzo daleki od smoleńskich uniesień prawicy. Pawlak pracował nad nim dwa lata.
- W dorosłym życiu przed Smoleńskiem może rozpłakałem się trzy razy. Ale kiedy uświadomiłem sobie, że w tej katastrofie zginął mój przyjaciel Aram Rybicki, rozpłakałem się czwarty raz. Jak na sześćdziesięcioletni życiorys to bardzo mało - opowiada. I dodaje, że dla niego ten poemat jest tym, czym dla człowieka wizyty u psychoanalityka. Jakoś sobie z tym musiał poradzić. Więc pisał. Pisał, kiedy uznał, że ludzie chyba zwariowali, skoro uwierzyli w sztuczną mgłę i zamach. Uwiera go to, co się teraz dzieje w kraju.
- Pamiętam stan wojenny, godzina milicyjna, patrole na ulicach. A my siedzimy u kumpla w kuchni i pijemy whisky, jak zawsze w bardzo dużych ilościach, i rozmawiamy o literaturze, filmie. Teraz też się spotykamy z przyjaciółmi i nawet zaczynamy rozmawiać o literaturze. Ale po 15 minutach schodzimy na katastrofę smoleńską. Na to, czy rację ma Tusk, czy może Kaczyński. A tak naprawdę, to czy rację ma Platforma, czy PiS, jest w naszym życiu duperelą, kompletnie nieważną rzeczą. Ale my się spieramy tak, jakby to były najważniejsze dla nas sprawy na świecie, jak nasza śmierć czy istnienie Boga.
Pierwszą osobą, której zdecydował się poemat pokazać, była jego serdeczna przyjaciółka Anna Czekanowicz - również pracująca w gdańskim urzędzie. Usłyszał od niej, że poemat jest świetny, ale... będą jaja.
- Wydrukowałem więc i zaniosłem prezydentowi, mówiąc, że chcę opublikować, ale się obawiam, że mogą być kłopoty. Prezydent przeczytał i też powiedział, że to interesujące i kontrowersyjne. Ale dodał - jesteś poetą. Nie usłyszałem sugestii w stylu - nie wydawaj.
Jak na taki fragment jak ten:
chroń mnie
bym nie musiał co dzień udowadniać
swojej męskości
swojej polskości
swojej katolickości
niech mej pamięci
nie mierzą grobami bohaterów.
zareagują, na przykład, radni PiS? - pytam. Pawlak wzrusza ramionami, dając do zrozumienia, że ma to gdzieś. Pewnie jedni będą mówić, że jest świrem albo że to pewnie opcja niemiecka. A prywatnie stwierdzą, że poemat jest bardzo w porządku.
- Był taki fantastyczny poeta Jarek Markiewicz, który mówił, że każdy wiersz służy jakiejś ideologii, ale on nie ma na to żadnego wpływu. I tak właśnie jest. Pamiętam historię z połowy lat 70. Dwóch młodych krytyków pokłóciło się o mój wiersz. Kłócili się zaciekle i w moim towarzystwie. Jeden przekonywał, że to wiersz o wydarzeniach grudniowych. Drugi - że to mój protest przeciwko przerywaniu ciąży. Wreszcie któryś zapytał: - Antek, powiedz w końcu, o czym on jest? A mnie było głupio powiedzieć, że ten wiersz napisałem, bo bolała mnie głowa. Że to była tylko taka impresja. I że niepotrzebnie dorabiają ideologię - opowiada.
Nie boi się skandalu. Skandale nie są mu obce. Przypomina, jak po koniec lat 70. w niezależnym kwartalniku "Puls" zamieścił swój poemat "I śmierć, wiele śmierci". - Mnie się wydawało, że to poemat o Bogu, o śmierci. Ale w związku z tym że było w nim kilka scen drastycznych erotycznie, nazwano go poematem pornograficznym. Nawet na zebraniu Komitetu Obrony Robotników padła propozycja, żeby rozwiązać "Puls", skoro promuje pornografię.
Ta pornografia jakoś się za nim ciągnie. Bogdan Oleszek, przewodniczący gdańskiej Rady Miasta, przypomina pewną anegdotę. - Antek jeszcze nie był rzecznikiem, jak do mnie przychodził do urzędu inny poeta - Jan Grabowski. Rozżalony, za każdym razem mówił: - Pan zobaczy, jaka jest niesprawiedliwość. To ja piszę takie piękne wiersze i dostaję tylko 8 tysięcy złotych nagrody, a taki Pawlak dostaje 15 tysięcy złotych, i za co? Że napisał coś takiego: "Uff, jak gorąco, rzekła kurwa leniwie zdejmując majtki" - opowiadając to, Oleszek się śmieje. Pawlak, pytany o taki wiersz, mówi, że rzeczywiście coś takiego napisał. Ale już dokładnie nie pamięta. Mimo opozycyjnej karty on sam trzymał się od polityki z daleka.
- Tylko raz miałem żal, kiedy w rządzie Tadeusza Mazowieckiego wiceministrem obrony został Bronisław Komorowski. Przez 15 minut żałowałem i pytałem - dlaczego on, a nie ja? Ja chociaż przez dwa lata służyłem w wojsku, a Bronek był tylko harcerzem. Ale potem mi przeszło - mówi pół żartem, pół serio. I dodaje: - Ja chyba rzeczywiście w wielu środowiskach mam żółte papiery.
Temperaturę przy "Walcu trumiennym" może podnieść fakt, że wydawcą tego nowego tomiku jest Oficyna Literacka, prowadzona przez Henryka Karkoszę - podziemnego drukarza z Krakowa, który został przez historyków IPN skojarzony jako tajny współpracownik. Pawlak, pytany o tę historię przez dziennikarza "Newsweeka", odpowiada, że przeanalizował dokumenty na temat Karkoszy i nie wierzy w sugestie IPN. Na pytanie - czy ta historia nie doda całej sprawie niepotrzebnej pikanterii, odpowiada po swojemu, że mu to wisi. Prezydent Paweł Adamowicz jest zdania, że inni prezydenci mogą mu pozazdrościć takiego rzecznika.
- Nie przypomina klasycznego spin doktora czy alchemika od PR. Ma fantastyczne poczucie humoru, a przy tym jest antydworski. Moja mama mówiła, że lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć. A Antoni Pawlak jest nie tylko mądry, ale też ma odwagę, jako jeden z niewielu, wyrażania krytycznych opinii wobec wielu spraw - kończy prezydent.