- Nie spodziewałem się, że frekwencja będzie tak wysoka. W głosowaniu wzięło udział blisko 80 proc. pracowników - przyznaje Piotr Gryba z Zakładowego Związku Diagnostów Laboratoryjnych.
Referendum strajkowe w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie trwało przez trzy dni, od środy do piątku.
- Prawie 100 proc. głosujących opowiedziało się „za" przeprowadzeniem strajku - informuje związkowiec.
Nie wiadomo jeszcze jaką formę przyjmie protest. - Na pewno nie chcemy, by uderzył on w krwiodawców, ale dał się odczuć kadrze zarządzającej - mówi Gryba. I dodaje: - W dalszym ciągu jesteśmy otwarci na dialog. We wtorek jesteśmy umówieni na spotkanie z dyrekcją.
Przypomnijmy, że diagności laboratoryjni, pielęgniarki i inni pracownicy stacji krwiodawstwa w Lublinie są w sporze zbiorowym z dyrekcją od lutego zeszłego roku. Ich głównym postulatem jest podwyżka o 800 zł brutto, bo teraz ich wynagrodzenie wynosi 2-3 tys. zł na rękę.
Dyrekcja odpowiada, że przeciętne wynagrodzenie wynosi blisko 5 tys. zł brutto. - Zajmujemy pod tym względem czwarte miejsce w Polsce. Jednak nie przekłada się to na liczbę pobrań krwi, bo jesteśmy dopiero w końcówce stawki - na 22 pozycji - informuje dr Ewa Puacz, od czterech miesięcy nowy szef stacji krwiodawstwa w Lublinie.
W lubelskim centrum pracuje ok. 260 osób. - Spełnienie postulatów płacowych kosztowałoby 3,8 mln zł rocznie. To jak rzucanie się w przepaść. Tym bardziej, że nasza sytuacja już w tej chwili nie jest dobra. Mam nadzieję, że pracownicy to zrozumieją i wezmą pod uwagę - mówi dr Ewa Puacz.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Zobacz też: "Rozmawiamy o ludziach". Komisja Europejska apeluje do Włoch i Malty o przyjęcie statku z uchodźcami /x-news/