To bardzo poważna sprawa. Za utrudnianie śledztwa groźbami albo przemocą grozi nawet 5 lat więzienia. Mecenas Pawlikowski zapowiada doniesienie do prokuratury. Adres mejlowy, z którego wysłano groźby, zniknął natychmiast po odebraniu mejla przez prawnika.
Sprawa Dariusza Górala stała się głośna po tym jak jego żona publicznie zaapelowała o pomoc w poszukiwaniach zaginionego mężczyzny. Wieczorem 26 marca był na biznesowej kolacji na wrocławskim Rynku. Z kolegami z pracy rozstał się na pl. Solnym po godzinie 23.
Potem okazało się, że trafił do jednego z nocnych klubów go go ogólnopolskiej sieci, działającej kiedyś pod nazwą Cocomo. To kluby słynące z licznych skarg klientów, którzy po wypiciu jednego drinka tracili pamięć a wraz z nią spore pieniądze. Dariusz Góral jeszcze około 3 nad ranem prawdopodobnie był na starówce. Bo o tej godzinie jego telefon logował się na Oławskiej. Kilka dni później ciało Dariusza Górala wyłowiono z Odry. Zauważono je w okolicach Wyspy Piaskowej.
Prokuratura wszczęła śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności śmierci Dariusza Górala. Tymczasem pełnomocnik rodziny mecenas Pawlikowski zapowiedział zawiadomienie prokuratury na hejterów, którzy w sieci znieważali pamięć zmarłego mężczyzny. Pisaliśmy o tym na portalu GazetaWroclawska.pl. Wcześniej mecenas apelował m in na portalach społecznościowych do internautów o przesyłanie mu przykładów mowy nienawiści wobec zmarłego.
Dziś dostał maila od „Flacona”: „Odwołaj prawniczku te działania, bo cię od..y, będziesz pływał jak Daruś. Masz dzień na podarcie pism”. - Za tym mailem raczej nie stoją nocne kluby, to nie w ich stylu – mówi osoba znająca sprawę Dariusza Górala. - To rzeczywiście może być związane z akcją przeciwko hejterom.
- Oczywiście nie mam zamiaru się ugiąć, a groźby zgłoszę również na policję – mówi mecenas Pawlikowski. - Na wszelki wypadek zapewniam, że nie mam myśli samobójczych a mój samochód jest sprawny – dodaje.
Dariusz Góral przed śmiercią był w dawnym klubie Cocomo
