W środku lasu, na samym końcu wsi Bukowiec w gminie Korzenna, stoi nowy dom. Pomarańczowa elewacja rzuca się w oczy, z komina wydobywa się dym, a wokół budynku biega 8-letni Emil. Aż trudno uwierzyć, że dwa lata temu były tu zgliszcza domu Brończyków.
- To cud. Inaczej nie da się tego nazwać. Bliscy, sąsiedzi i wiele nieznanych nam osób pomogło nam postawić nowy dom - mówi wzruszona Ewelina Brończyk. - Do końca życia będziemy im za to wdzięczni.
Ogień zabrał im wszystko
Ewelina i Mirosław Brończykowie wraz z synami: Jakubem, Klaudiuszem i Emilem mieszkali w drewnianym domku. Postawił go dziadek pana Mirosława, który budowę ukończył w 1937 r.
Był poniedziałek, 16 stycznia 2017 roku. Około godz. 16 sąsiedzi zauważyli dym unoszący się nad lasem. Okazało się, że płonie dom Brończyków. Tych szczęśliwie nie było w domu. Pojechali całą piątką do ośrodka zdrowia w Paleśnicy.
- Patrzyłem bezsilnie, jak ogień zabiera mi wszystko - wspomina Mirosław Brończyk. Nie pozwolił żonie i dzieciom jechać do pożaru. Nie chciał, żeby patrzyli na ogrom zniszczeń. Strażacy ocalili bowiem pobliską stodołę i zwierzęta. Dom spłonął doszczętnie.
Pomoc i kolejny pożar
Brończykowie nie została sama z nieszczęściem, jakie ich spotkało. Pomogli bliscy, sąsiedzi, a nawet dwie gminy: Korzenna i Zakliczyn. Dom rodziny znajdował się bowiem na terenie tej pierwszej, ale tu przy granicy z drugą. Dzieci uczęszczają do szkoły już w powiecie tarnowskim, bo mają tam zdecydowanie bliżej.
- Zajęli się nami bardzo dobrze. Z opieki społecznej otrzymaliśmy środki finansowe i pomoc rzeczową, chcieli też dać nam mieszkanie - podkreśla pani Ewelina. - Nie chcieliśmy jednak zostawiać zwierząt.
Tymczasowy dach nad głową zaoferował im sąsiad. Już kilka dni po pożarze zapadła decyzja, że na pogorzelisku powstanie nowy dom. Ruszyła zbiórka, a w między czasie przedsiębiorca z Chełmca przekazał rodzinie dom typu holenderskiego, w którym zamieszkali na czas budowy.
Jest strach i szczęście
Dziś Brończykowie mieszkają w nowym, pięknym domu. Wciąż jeszcze jest w nim wiele do zrobienia, ale jak podkreślają, powoli już własnymi środkami go wykończą.
- Każdy z nas ma własny pokój, który rodzice pozwolili nam urządzić jak chcemy - zaznacza Jakub. - Klaudiusz swój podzielił na dwie części meblami. Zrobił przejście do części sypialnianej przez szafę, jak w „Opowieściach z Narnii” - chwali pomysłowość brata.
Ze swojego pokoju jest też zadowolony 8-letni Emil. Choć jak podkreśla chciałby częściej w nim gościć swoje ukochane kozy. Ma ich dzisiaj aż 22.
- Chorowałem, gdy na świat przyszły młode. Mamie zrobiło się mnie żal i w pudełku przynosiła mi młode do łóżka - opowiada Emil, który o zwierzętach potrafi rozmawiać godzinami. Otwarcie mówi, że zamiast chodzić do szkoły, wolałby się nimi zajmować. - Jak dorosnę, będę prowadził gospodarstwo - zaznacza.
Do nowego domu jeszcze nie przyzwyczaiła się całkiem pani Ewelina. Jak przyznaje brakuje jej malutkiego drewnianego domku, ale ceni chwile, które może spędzać razem z całą rodziną przy kominku.
- Wyciągamy stare zdjęcia i je oglądamy. Wracamy też często do tego, co nam się przytrafiło - mówi Brończykowa. - Wciąż miewam koszmary i boje się okresu zimowego. Chyba nie przeżyłabym kolejnego pożaru.
Podobne obawy mają jej synowie. Jakub każdego wieczora sprawdza piec, zanim położy się spać.
- Chcę mieć pewność, że nic złego się nie stanie - podkreśla 14-latek. - Ten dom powstał dzięki ludziom, którzy dla nas są aniołami. Nie chcemy go stracić.
ZOBACZ KONIECZNIE
FLESZ: Urlop rodzicielski ulega zmianie